
Typ: angst
Dedykuję mojej Ummie i przepraszam za wszystko.
__________________________
Wygrzewał się w ciepłych promieniach słońca, wpadających do klasy przez duże okna. Było coś wspaniałego w tym wiosennym dniu, kiedy nawet nudne wykłady podstarzałych nauczycieli nie były w stanie przegonić z jego umysłu błogiego spokoju i tej dziwnej, niezdefiniowanej i bezpodstawnej radości. Wyciągnął ręce do góry i przeciągnął się leniwie.
- Hyung! - Usłyszał przepełnione szczęściem zawołanie i spojrzał na uśmiechniętą od ucha do ucha buzię swojego młodszego przyjaciela.
- Co tam, mały? - zapytał równie wesoło, wyciągając chudą rękę, by zmierzwić mu włosy w pieszczotliwym geście.
- Nie mów tak do mnie - oburzył się. - Jestem już w gimnazjum. - Tupnął, jakby podkreślając swoją rację. Odpowiedział mu jedynie cichy chichot. - Ale to nie ważne. Patrz, mam dwa batoniki i jeden jest dla ciebie.
Chłopak wziął od niego zapakowany w brązowo-złotą folijkę słodycz i z uwagą przyjrzał się opakowaniu. Momentalnie jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył i z niemą wdzięcznością spojrzał na swojego przyjaciela.
- Pamiętałeś? - zapytał rozbawiony.
- Oczywiście, hyung - zapewnił, kiwając energicznie głową. - Mówiłeś, że to twój ulubiony smak.
Kiedy rozbrzmiał dzwonek na lekcję, młodszy chłopiec zniknął, a jedynym śladem jego obecności były dwa papierki po waniliowych batonach w mlecznej czekoladzie, pozostawione na dnie kosza.
~~~
- Wiem, że nie chcesz podjąć się leczenia... ale czy na pewno to przemyślałeś? - zapytała młoda kobieta w białym lekarskim fartuchu, patrząc swoimi ciemnymi oczami na jeszcze wesołego pacjenta, który pomimo choroby wyglądał jakby był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
- Zapewniam panią, że myślałem nad tym bardzo długi czas. Z rodzicami też rozmawiałem. Raz mi się udało, ale teraz, jak sama pani powiedziała, szanse są niewiele większe od zera. Czuję wewnętrznie, że mój limit szczęścia się wyczerpał...
Przez chwilę oboje milczeli, zanurzeni w dziwnej nostalgii.
- W takim razie spakuj sobie małą walizkę - powiedziała w końcu lekarka. - Nie wiem, kiedy tutaj trafisz na stałe, więc lepiej być przygotowanym.
- Oczywiście.
Chłopak wstał i skierował się ku drzwiom. Nie myślał o tym zbyt wiele, zdążył się pogodzić ze swoim losem. Pogodzony ze śmiercią, zbliżającym się końcem. Wyciągnął rękę i położył ją na klamce.
- Jung - zatrzymała go jeszcze na chwilę.
- Tak? - zapytał pogodnie. Było w tym coś dziwnego. Bardziej smutna okazała się być kobieta, dla której był tylko jednym z wielu pacjentów, niż on sam.
- Dobrze wykorzystaj ten czas.
~~~
Lato było niesamowicie gorące. Z jednej strony była idealna pogoda na wszelkiego rodzaju przyjemności związane z plażą, basenem, czy wieczornymi ogniskami, ale z drugiej, dla uczniów zobowiązanych do noszenia mundurków przez cały rok, powrót do domów stawał się prawdziwą katorgą.
Dwaj młodzi przyjaciele, którzy mieli właśnie nieprzyjemność doświadczać tego uczucia, przechodzili przez środek miasta, chroniąc się w każdym napotkanym cieniu. Ludzie, którzy ich mijali, właściwie nie istnieli. Cała społeczność tego niewielkiego miasteczka poukrywana była w zaciszach własnych domów, klimatyzowanych wnętrzach sklepów i kafejek, czy chociażby równie chłodnych basenach.
- Hyung, poczekaj chwilę! - krzyknął chłopiec i zniknął za drzwiami ich ulubionego fastfooda.
Jego starszy przyjaciel zdziwił się odrobinę, jednak cierpliwie czekał, skryty w cieniu wysokiej kamienicy. Odetchnął głęboko suchym, nieprzyjemnie gorącym powietrzem i mimo wszystko się uśmiechnął. Było coś wspaniałego w tym wszechobecnym upale, kiedy świat był taki słoneczny. Nadzieja i optymizm promieniały zewsząd. Wystarczyło tylko umieć dostrzegać te niezauważalne ale istostne szczegóły.
Kilka sentymentalnych chwil później chłopiec pojawił się w drzwiach z dwoma kubeczkami. Podbiegł radośnie do przyjaciela i wręczył mu jeden. Przyjemny chłód przeniknął jego dłoń. Po kolorze nie do końca cieczy, już wiedział, co dostał. Pociągnął łyka przez słomkę i aż zamruczał z przyjemności. Waniliowy shake.
~~~
- Jung, twoje wyniki nie są zbyt dobre - oznajmiła na wstępie pani doktor, kiedy chłopak wszedł do jej gabinetu.
- Wiem - odparł jej spokojnie. - W zasadzie nie spodziewałem się, że nagle cudownie ozdrowieję - zasmiał się cicho i podrapał w tył głowy. Uśmiech miał szczery i pozbawiony tej goryczy, która często gościła u osób w podobnych sytuacjach.
- Nie chcesz porozmawiać z psychologiem? - zapytała zatroskana. Nigdy wcześniej nie spotkała się z taką postawą u umierającego pacjenta. Z jednej strony cieszyła się, że chociaż on pozostanie nietknięty paniką i strachem, a z drugiej nie do końca wiedziała, czy to normalne.
- Nie widzę takiej potrzeby - odpowiedział pewnie. - Myślę, że taka pomoc przydałaby się mojemu przyjacielowi. Jeszcze nic nie wie, ale kiedy już trafię tu na stałe, myślę, że może sobie z tym nie poradzić - dopowiedział po chwili namysłu.
- Jest dla ciebie kimś wyjątkowym, co? - podjęła temat kobieta. - Nie martw się, osobiście upewnię się, że uzyska potrzebną pomoc.
- Przez całe życie był dla mnie jak młodszy brat... z czasem zdałem sobie sprawę, że to coś wiecej. Kocham go, wie pani? Jedyne, czego się boję, to zostawić go samego.
Zwierzanie się tej kobiecie przychodziło mu wyjątkowo łatwo. Zasłużyła w pełni na jego zaufanie. Nie wahał się tego okazywać.
Pani doktor uśmiechnęła się smutno.
~~~
- Hyung, mózg mi paruje - jęknął rozpaczliwie chłopiec, nie mając siły podnieść się z podłogi, gdzie legł, gdy tylko przekroczyli próg pokoju starszego z nich.
Przyjaciel popatrzył na niego z uśmiechem, zniknął na chwilę w czeluściach kuchni i wrócił z prawdziwym skarbem. Rzucił w chłopaka lodowym rożkiem i rozpakował swojego.
Gimnazjaliście nagle wróciła ochota do życia. Z prędkością światła pozbył się papierka i wgryzł w zimną breję o smaku wanilii.
Obydwaj jedli w ciszy, zbyt zmęczeni, by cokolwiek mówić, czy też pozwolić chociaż odrobinie loda rozpuścić się i zmarnować.
~~~
- Jung, twoje wyniki są złe - stwierdziła zmęczonym głosem lekarka. Był już wieczór, chłopak był jej ostatnim pacjentem.
Licealista popatrzył na nią rozumnym wzrokiem i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Zostaję?
- Tak. Umieścimy cię na sali. Tam gdzie zawsze.
Kobieta zaczęła przeglądać dokumentację medyczną. Nie chciała patrzeć na niego, nie rozumiała, jak można być tak pogodzonym ze zbliżającą się śmiercią, nie czuć strachu.
-Zadzwonię do mamy, przywiezie mi walizkę - oznajmił i zniknął na chwilę za drzwiami.
Kiedy wrócił, zastał dwa parujące kubki herbaty na biurku. Uśmiechnął się z wdzięcznością i upił mały łyk.
- Powiedziałeś mu? - zapytała w końcu, spoglądając na chłopaka ukradkiem.
- Jeszcze nie - odparł i zamyślił się, patrząc w sufit. - Chyba nie mam wyjścia. Jedyne czego się boję to to, że on nie da sobie rady. - Westchnął ciężko, podkreślając swoją bezradność.
- Obiecałam ci, pomożemy mu, gdy zajdzie taka potrzeba.
- Dziekuję.
~~~
Od: Młody
Do: Hopie
Hyung, czemu Cię nie ma w szkole? ㅠ.ㅠ Myślałem, że pójdziemy po szkole do mnie, napić się herbaty. Mam waniliową ^^
Od: Hopie
Do: Młody
Leżę w szpitalu. Piętro 3, sala 27. Wpadnij po lekcjach :)
~~~
- Jak się czujesz? - zapytała kobieta, kończąc pobierać mu krew.
- Jak człowiek, którego zaatakował komar-olbrzym - zaśmiał się. - Względnie dobrze, ale dopada mnie stres, za każdym razem, jak pomyślę o tym, że zaraz tu będzie. Powiem mu dzisiaj.
- Wszystko?
- Wszystko.
Więcej słów nie było trzeba. Lekarka położyła rękę na jego ramieniu i uścisnęła je pokrzepiająco. Jej młody pacjent był mądry i silny, wiedziała, że sobie poradzi. Zasługiwał na pełne zrozumienie bloga
akceptację ze strony swojego przyjaciela. Wierzyła, że przynajmniej to skończy się dobrze.
~~
Przyszedł do szpitala, całą drogę zastanawiając się, co spowodowało pobyt jego przyjaciela w tej placówce. Znalazł odpowiednią salę i wszedł po cichu do środka.
Chłopak na łóżku miał zamknięte oczy, wyglądał jakby spał. Stanął koło niego, zastanawiając się, czy go obudzić.
- Nie czaj się tak, nie śpię - oznajmił starszy i otworzył oczy.
- Część, Hyung - przywitał się.
- Cześć, Kookie.
- Masz tu może kubek?
- Mam.
- Dwa kubki?
- Mam.
- Czajnik?
- Mam, wszystko jest za tobą - odpowiedział licealista i wskazał na przedmioty za chłopakiem.
Milczącą chwilę później obaj cieszyli się smakiem gorącej herbaty, pachnącej wanilią. Cisza była w tym momencie potrzebna w szczególności choremu licealiście. Pomimo wielu udanych prób przeprowadzenia tej rozmowy w myślach, nadal nie był w stanie zebrać się w sobie i powiedzieć prawdy. Nerwowo zaciskał palce na białym kubku, oddychał niespokojnie. Znali się na tyle długo, że jego młodszy przyjaciel doskonale wiedział, co dzieje się w jego głowie. Nie naciskał, nie pytał, cierpliwie czekał, posyłając mu tylko pełne zrozumienia spojrzenie.
- Jungkook - zaczął w końcu, przymykając na chwilę oczy - proszę, wysłuchaj mnie do końca i nie przerywaj. Zrobisz, co zechcesz, ale najpierw mnie wysłuchaj.
- Jasne, hyung. - Wymienili spojrzenia, Hoseok uśmiechnął się blado.
- Pamiętasz, kiedy się poznaliśmy? Byłeś takim uroczym dzieciakiem, trzeba cię było uratować przed bandą kretynów, którzy wymyślili sobie, że podręczą chłopca z podstawówki. Leżałem potem w szpitalu ze złamanym nosem, a ty nie chciałeś się odczepić. - Uśmiechnął się pod nosem i upił łyk herbaty. - Przynosiłeś mi codziennie coś waniliowego. Do tej pory nie wiem, skąd wiedziałeś, że tak bardzo to lubię. Nie pamiętam nawet kiedy dokładnie zacząłem cię lubić... Szybko zostałeś moim najlepszym przyjacielem... Byłeś dla mnie bratem, którego nigdy nie miałem... Nie umiem jednak udawać dalej... Kookie ja... ja... Ja cię kocham.
Zapadła między nimi złowroga cisza. Jungkook oniemiał. Z otwartą buzią wpatrywał się w twarz przyjaciela, który nie był w stanie na niego patrzeć. Nie chciał widzieć obrzydzenia w jego oczach.
- Dlaczego, hyung? - zapytał w końcu chłopiec. - Dlaczego tak późno?
Później był już ciepły uścisk, łzy szczęścia, niewypowiedziane słowa przekazane za pomocą gestów i rozlana na podłodze waniliowa herbata.
~~~
- Musisz naprawdę wiele znaczyć dla tego chłopaka - rzuciła z uśmiechem pani doktor, zmieniając mu kroplówkę. Hoseok uśmiechnął się szeroko.
- Mam taką nadzieję, chociaż z drugiej strony chciałbym, żeby mu tak znowu nie zależało. Ja niedługo umrę, a dalej mu tego nie powiedziałem.
Karcący wzrok kobiety był na tyle wymowny, że nie potrzebowała użyć słów.
~~~
Jak co dzień, Jungkook przyszedł do szpitala, przywitał się ze wszystkimi pielęgniarkami i pognał do sali, gdzie leżał jego już nie przyjaciel, a chłopak.
- Hyung! - wykrzyknął wesoło, rzucając się mu na szyję. - Musisz szybko wyzdrowieć! Jak tylko cię wypiszą, pójdziemy do nowego sklepu ze słodyczami, Mają tam naprawdę dużo waniliowych rzeczy! - na dowód, rzucił mu tabliczkę waniliowej czekolady.
- Jak tylko będę mógł wyjść, zabiorę cię tam... albo ty mnie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - przyrzekł z bolącym sercem.
~~~
Milczącą chwilę później obaj cieszyli się smakiem gorącej herbaty, pachnącej wanilią. Cisza była w tym momencie potrzebna w szczególności choremu licealiście. Pomimo wielu udanych prób przeprowadzenia tej rozmowy w myślach, nadal nie był w stanie zebrać się w sobie i powiedzieć prawdy. Nerwowo zaciskał palce na białym kubku, oddychał niespokojnie. Znali się na tyle długo, że jego młodszy przyjaciel doskonale wiedział, co dzieje się w jego głowie. Nie naciskał, nie pytał, cierpliwie czekał, posyłając mu tylko pełne zrozumienia spojrzenie.
- Jungkook - zaczął w końcu, przymykając na chwilę oczy - proszę, wysłuchaj mnie do końca i nie przerywaj. Zrobisz, co zechcesz, ale najpierw mnie wysłuchaj.
- Jasne, hyung. - Wymienili spojrzenia, Hoseok uśmiechnął się blado.
- Pamiętasz, kiedy się poznaliśmy? Byłeś takim uroczym dzieciakiem, trzeba cię było uratować przed bandą kretynów, którzy wymyślili sobie, że podręczą chłopca z podstawówki. Leżałem potem w szpitalu ze złamanym nosem, a ty nie chciałeś się odczepić. - Uśmiechnął się pod nosem i upił łyk herbaty. - Przynosiłeś mi codziennie coś waniliowego. Do tej pory nie wiem, skąd wiedziałeś, że tak bardzo to lubię. Nie pamiętam nawet kiedy dokładnie zacząłem cię lubić... Szybko zostałeś moim najlepszym przyjacielem... Byłeś dla mnie bratem, którego nigdy nie miałem... Nie umiem jednak udawać dalej... Kookie ja... ja... Ja cię kocham.
Zapadła między nimi złowroga cisza. Jungkook oniemiał. Z otwartą buzią wpatrywał się w twarz przyjaciela, który nie był w stanie na niego patrzeć. Nie chciał widzieć obrzydzenia w jego oczach.
- Dlaczego, hyung? - zapytał w końcu chłopiec. - Dlaczego tak późno?
Później był już ciepły uścisk, łzy szczęścia, niewypowiedziane słowa przekazane za pomocą gestów i rozlana na podłodze waniliowa herbata.
~~~
- Musisz naprawdę wiele znaczyć dla tego chłopaka - rzuciła z uśmiechem pani doktor, zmieniając mu kroplówkę. Hoseok uśmiechnął się szeroko.
- Mam taką nadzieję, chociaż z drugiej strony chciałbym, żeby mu tak znowu nie zależało. Ja niedługo umrę, a dalej mu tego nie powiedziałem.
Karcący wzrok kobiety był na tyle wymowny, że nie potrzebowała użyć słów.
~~~
Jak co dzień, Jungkook przyszedł do szpitala, przywitał się ze wszystkimi pielęgniarkami i pognał do sali, gdzie leżał jego już nie przyjaciel, a chłopak.
- Hyung! - wykrzyknął wesoło, rzucając się mu na szyję. - Musisz szybko wyzdrowieć! Jak tylko cię wypiszą, pójdziemy do nowego sklepu ze słodyczami, Mają tam naprawdę dużo waniliowych rzeczy! - na dowód, rzucił mu tabliczkę waniliowej czekolady.
- Jak tylko będę mógł wyjść, zabiorę cię tam... albo ty mnie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - przyrzekł z bolącym sercem.
~~~
Można powiedzieć, że ból wziął się znikąd. Piekące kłucie w płucach wybudziło Hoseoka ze snu. Zaparło mu dech w piersiach, zaczął się dusić. Uciążliwe pikanie maszyny rejestrującej pracę serca powoli zanikało. Pojawiła się panika, puls gwałtownie skoczył, chłopak rozpaczliwie próbował zaczerpnąć powietrza. Zbiegli się lekarze. Założyli mu maskę tlenową, podłączyli kroplówkę. Respirator z oporem powrócił do dawnego rytmu.
Pik, pik. Oddech Hoseoka spowolnił. Ból zanikał, ale razem z nim zanikała świadomość istnienia. Wiedział, że to już koniec. Przymknął oczy, starając się powstrzymać łzy. Jak to możliwe, że żal mu odchodzić? Pogodził się z tym już dawno. Przecież... przecież tak miało być.
Pik, pik. Chciał, tak jak wszyscy to opisują, zobaczyć swoje życie, widzieć te najważniejsze dla siebie chwile. Uśmiechnął się ironicznie. W jego życiu nic nie mogło być normalne. Widział twarz swojego anioła, swojej miłości.
Pik, pik.
- Kookie - rzucił cicho w przestrzeń. Lekarze dawno już poszli, nocny dyżur był bardziej męczący niż dzienny, należał się im chwilowy odpoczynek.
- Jestem, hyung - odpowiedziało mu jego słońce, łapiąc go za rękę. - Twoi rodzice po mnie zadzwonili.
Pik, pik. Rzeczywiście, nawet nie zwrócił wcześniej uwagi na swoich bliskich. Był przez to złym człowiekiem? Nie wiedział.
Pik, pik. Serce biło coraz słabiej. Czuł to, słyszał to i widział na ekranie respiratora.
- Umieram, Kookie. Kocham cię - szepnął ostatkiem sił i uścisnął jego dłoń.
- Wiem, hyung, ja ciebie też kocham. - Ciche słowa Jeongguka były ostatnim co usłyszał.
Pik...
Rozległo się przeraźliwe piszczenie. Ponownie zbiegli się lekarze, odsunęli chłopca od łóżka, rozpoczęli reanimację. Na próżno.
Po pół godzinnych staraniach stwierdzono czas zgonu. Matka chłopaka zawyła z bólu, szukając pocieszenia w ramionach męża, który cicho, z godnością, uronił jedną łzę.
Jeongguk nie płakał. Uśmiechnął się blado, pochylił nad łóżkiem i ucałował zimne wargi Hoseoka.
- Dobranoc, hyung - wyszeptał i wyszedł.
~~~
Trzy dni później odbył się pogrzeb.
Ludzi było dużo, zjechała się cała rodzina, przyjaciele ze szkoły. Wszyscy składali kondolencje rodzicom, znaczna część płakała.
Jeongguk stał na uboczu. Zachowywał się, jakby tak naprawdę to go nie dotyczyło. Był nieobecny duchem, miał wrażenie, że za chwilę przyjdzie jego hyung i pójdą razem na waniliową kawę.
Otrząsnął się z otępienia dopiero wtedy, kiedy spuszczono trumnę do wykopanego wcześniej dołu. Podszedł tam, ustawił się za rodziną. Wszyscy rzucali czerwone róże, które wyglądały jak zakrwawione na polakierowanym na biało drewnie. On takiej nie miał.
Kiedy nadeszła jego kolej, upuścił na trumnę paczkę waniliowych wafelków.
- Obudź się szybko, hyung - powiedział. - Obiecałeś, że pójdziemy razem do tego sklepu, dlatego wstań... - Po jego policzkach spłynęły łzy bezsilności, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, ze Hoseok już nie wróci. - Przecież obiecałeś...
~~~
Przy grobie Hoseoka wyrosła piękna roślia, a pierwszy jej kwiat zakwitł dokładnie w rocznicę jego śmierci. Kwiat wanilii.
Pik, pik. Oddech Hoseoka spowolnił. Ból zanikał, ale razem z nim zanikała świadomość istnienia. Wiedział, że to już koniec. Przymknął oczy, starając się powstrzymać łzy. Jak to możliwe, że żal mu odchodzić? Pogodził się z tym już dawno. Przecież... przecież tak miało być.
Pik, pik. Chciał, tak jak wszyscy to opisują, zobaczyć swoje życie, widzieć te najważniejsze dla siebie chwile. Uśmiechnął się ironicznie. W jego życiu nic nie mogło być normalne. Widział twarz swojego anioła, swojej miłości.
Pik, pik.
- Kookie - rzucił cicho w przestrzeń. Lekarze dawno już poszli, nocny dyżur był bardziej męczący niż dzienny, należał się im chwilowy odpoczynek.
- Jestem, hyung - odpowiedziało mu jego słońce, łapiąc go za rękę. - Twoi rodzice po mnie zadzwonili.
Pik, pik. Rzeczywiście, nawet nie zwrócił wcześniej uwagi na swoich bliskich. Był przez to złym człowiekiem? Nie wiedział.
Pik, pik. Serce biło coraz słabiej. Czuł to, słyszał to i widział na ekranie respiratora.
- Umieram, Kookie. Kocham cię - szepnął ostatkiem sił i uścisnął jego dłoń.
- Wiem, hyung, ja ciebie też kocham. - Ciche słowa Jeongguka były ostatnim co usłyszał.
Pik...
Rozległo się przeraźliwe piszczenie. Ponownie zbiegli się lekarze, odsunęli chłopca od łóżka, rozpoczęli reanimację. Na próżno.
Po pół godzinnych staraniach stwierdzono czas zgonu. Matka chłopaka zawyła z bólu, szukając pocieszenia w ramionach męża, który cicho, z godnością, uronił jedną łzę.
Jeongguk nie płakał. Uśmiechnął się blado, pochylił nad łóżkiem i ucałował zimne wargi Hoseoka.
- Dobranoc, hyung - wyszeptał i wyszedł.
~~~
Trzy dni później odbył się pogrzeb.
Ludzi było dużo, zjechała się cała rodzina, przyjaciele ze szkoły. Wszyscy składali kondolencje rodzicom, znaczna część płakała.
Jeongguk stał na uboczu. Zachowywał się, jakby tak naprawdę to go nie dotyczyło. Był nieobecny duchem, miał wrażenie, że za chwilę przyjdzie jego hyung i pójdą razem na waniliową kawę.
Otrząsnął się z otępienia dopiero wtedy, kiedy spuszczono trumnę do wykopanego wcześniej dołu. Podszedł tam, ustawił się za rodziną. Wszyscy rzucali czerwone róże, które wyglądały jak zakrwawione na polakierowanym na biało drewnie. On takiej nie miał.
Kiedy nadeszła jego kolej, upuścił na trumnę paczkę waniliowych wafelków.
- Obudź się szybko, hyung - powiedział. - Obiecałeś, że pójdziemy razem do tego sklepu, dlatego wstań... - Po jego policzkach spłynęły łzy bezsilności, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, ze Hoseok już nie wróci. - Przecież obiecałeś...
~~~
Przy grobie Hoseoka wyrosła piękna roślia, a pierwszy jej kwiat zakwitł dokładnie w rocznicę jego śmierci. Kwiat wanilii.
nie chce płakać, nie chce płakać, nie chce płakać, aaa, jeju to było takie smutne i kochane zarazem, nie wiem co pisac XD staram się powstrzymac wzruszenie, bardzo fajne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńTo było... Brak mi słów.
OdpowiedzUsuńDlaczego nie chciał tej operacji?! Dlaczego?? ;___;
Wielbię angsty, a ten Ci bardzo wyszedł c:
Kookie był taki słodki, wafelki dla zmarłego J-Hope'a <3333
I jeszcze ta wanilia nad grobem... Mam nadzieję, że Kookie ją zobaczył c:
Czekam na kolejne Twoje dzieło :*
Pozdrawiam, Anem.
http://kpop-ff-yaoi-polskie.blogspot.com
Ps. Też wielbię waniliowe jedzenie! ^^
Pominęłam tylko kwestię błędu rzeczowego - wanilia nie rośnie w "tej" strefie klimatycznej...
UsuńKookie na pewno zobaczył te kwiaty :)
Dziękuję bardzo :)
Płaczę :'(
OdpowiedzUsuńMój Kook'ieś :'( </3
Nie lubię tego paringu...... VKook i MinHopie forever xD Ale pomijając (jak dla mnie defekt ;;; nie wybaczę xD) to było TAK BARDZO angst ;;; Nie płakałam, ale historia sama w sobie poruszająca i chwytająca za serducho.
OdpowiedzUsuńKońcówka skojarzyła mi się z balladą ,,Lilije". Na końcu był podobny motyw z wyrastającymi kwiatami na grobie xdd Takie moje pierwsze skojarzenie po przeczytaniu.
BOSZ.... KOOKI ROZPŁYWAM SIĘ PRZEZ CIEBIE ;_________;
Weny <333
Wybacz, Unni... Ja mam swoje przekonanie, że Suga, V, Kookie, Hope i RM mogą się sobą wymieniać i tworzyć rozmaite figury geometryczne, także...
UsuńWiesz, mój drogi humanie... Nie wiem, co to za motyw i jestem jeszcze szczęśliwa...
Dziękuję <3