28.02.2017

Mistakes

Mojej Unnie

Drogi Minho!

Minęły już dwa miesiące odkąd nie mam od Ciebie żadnych wieści. Czas biegnie nieubłaganie, lecz rany na sercu goją się wbrew niemu, powoli, ślamazarnie. Uczucie tęsknoty przepełnia mnie całego. Jestem jak kwiat na pustyni, wyczekujący deszczu, by móc znowu zakwitnąć. Jestem jedną wielką kuwetą piachu i czekam... wciąż czekam na jedną kroplę Twojego słowa, która obudzić by mnie mogła do życia na nowo. 

Był dopiero koniec lutego, ale słońce grzało mocno, jak w apogeum wiosny. Spod warstwy śniegu na światło dzienne wydostał się cały brud, piach, kurz, kamienie, gromadzone przez zimę. Paradoksalnie, wiosna zamiast jawić się jako symbol odrodzenia, budzącego się życia, przypominała raczej pogorzelisko, cmentarz zimowego krajobrazu.
- Cholera - zaklnął pod nosem chłopak. W ostatniej chwili udało mu się uniknąć bycia ochlapanym przez pędzący samochód.
 - Musisz chodzić tak blisko ulicy, Minnie? - skarcił go przyjaciel. - Jeszcze wpadniesz komuś pod koła.
Taemin zbył go wzruszeniem ramion. Ostatnio mało dbał o cokolwiek.
- Nienawidzę wiosny - burknął urażony. - Jeszcze chwila i wszystkie trawy zaczną pylić. Nie ruszę się z domu bez chusteczek - marudził. - Do dupy to wszystko.
- Weź się w końcu w garść - mruknął Kibum, sprawdzając na rozkładzie czas odjazdu najbliższego autobusu. - Może to i dobrze, że tak się stało. Masz w tym roku egzaminy, nie możesz ich zawalić, oni Cię tylko rozpraszali - stwierdził dobitnie i spojrzał na niego łagodnie.
- Jesteś do dupy - odparł butnie. - jadę, to mój autobus - oznajmił i pożegnał się z przyjacielem. Wszedł do parnego wnętrza pojazdu komunikacji miejskiej i zajął miejsce pod oknem za kierowcą. Tutaj też było czuć wiosnę. Wraz ze wzrostem temperatury na zewnątrz, wzrastała intensywność mdlącego zapachu wydzielanego przez przedstawicieli marginalnej społeczności. Po drodze, jak zwykle zapatrzył się na balkon w mieszkaniu Heechula...

Dopiero teraz widzę, jakim dupkiem byłem wobec Ciebie. Kai... to było jedno wielkie nieporozumienie. Żałuję, że w ogóle go poznałem. Dopiero kiedy zerwaliśmy, pokazał swoje prawdziwe oblicze... do tej pory mi grozi. Myślę, że jest chory psychicznie... ale kto w tych czasach nie jest? Nie chcę się tłumaczyć z mojego zachowania. Zrobiłem źle i mam tego świadomość. Brakuje mi Twoich rad, tego Twojego "ogarnij się". Jestem Ci wdzięczny, bo w końcu mi się udało. Ale do czego to musiało dojść? Po tym jak straciłem z Tobą kontakt... poznałem kogoś. Ma na imię Heechul. Jest sporo starszy... ja...potrzebowałem czułości, czyjejś uwagi... przespałem się z nim. Sam nie wiem, czy tego żałuję. I teraz gdy to piszę, czuję, że łzy ciekną mi po policzkach. Jestem taki infantylny... wciąż nie wydoroślałem.

Droga do domu jest swoistego rodzaju rytuałem. Za pętlą autobusową Taemin odpalił papierosa i szedł powoli, umierając od słońca, które raziło go, świecąc prosto w oczy. Znowu był na kacu. Niechętnie szurał nogami. Brakowało mu sił, żeby stawiać pewniejsze kroki. Wraz z końcem asfaltu zaczynał się najgorszy stumetrowy odcinek. Nieutwardzona droga była właściwie jednym wielkim bagnem. Istniało realne ryzyko bycia wyciągniętym w sam jego środek. Na samą myśl chłopak się skrzywił.

Użalanie się nad sobą nie jest fajne. Dobrze się o tym przekonałem. Znajomość z Hee w pewnym sensie otworzyła mi oczy. Z każdym dniem uświadamiam sobie, że w wielu kwestiach miałeś rację, a ona uparcie nie chciała do mnie dotrzeć. Moje krótkie, zaledwie siedemnastoletnie życie jest dopiero początkiem. Przepraszam, że nie zrozumiałem tego wcześniej. Zbyt dużo rzeczy dostrzegam dopiero wtedy, kiedy jest za późno. Nie wiem, dlaczego tak paranoicznie rozpaczałem po stracie Kaia. Może to dlatego, że to był mój pierwszy związek? A może dlatego, że potrzebowałem Twojego pocieszenia... szkoda, że teraz Cię nie ma...

Podróż dobiega końca. Buty całe ubłocone zostają na zewnątrz. Może potem nie zapomni ich umyć. Otworzył drzwi do domu, a mały szczeniak rzucił się na niego.
- Cześć, Bruno - uśmiechnął się  - tęskniłeś?

Tęsknię za Tobą, hyung. Żyję nadzieją, że jednak kiedyś mi wybaczysz i znów będziemy mogli... wrócić do tego co było. Jestem ciekaw, co u Ciebie słychać... odezwij się kiedyś!
Żałuję, tęsknię i przepraszam 
Twój Taemin

21.04.2016

To kiedyś musiało się stać

Witajcie, kochani..
W końcu jestem tutaj i prawdopodobnie jest to mój ostatni post. Raczej już tu nie wrócę. Bloga nie usunę, znaleźć mnie można na wattpadzie...
Więc, do zobaczenia... być może kiedyś

26.08.2015

Wanilia

Pairing: Jungkook x J-hope
Typ: angst

Dedykuję mojej Ummie i przepraszam za wszystko.
__________________________

Wygrzewał się w ciepłych promieniach słońca, wpadających do klasy przez duże okna. Było coś wspaniałego w tym wiosennym dniu, kiedy nawet nudne wykłady podstarzałych nauczycieli nie były w stanie przegonić z jego umysłu błogiego spokoju i tej dziwnej, niezdefiniowanej i bezpodstawnej radości. Wyciągnął ręce do góry i przeciągnął się leniwie. 

- Hyung! - Usłyszał przepełnione szczęściem zawołanie i spojrzał na uśmiechniętą od ucha do ucha buzię swojego młodszego przyjaciela. 

- Co tam, mały? - zapytał równie wesoło, wyciągając chudą rękę, by zmierzwić mu włosy w pieszczotliwym geście.

- Nie mów tak do mnie - oburzył się. - Jestem już w gimnazjum. - Tupnął, jakby podkreślając swoją rację. Odpowiedział mu jedynie cichy chichot. - Ale to nie ważne. Patrz, mam dwa batoniki i jeden jest dla ciebie.

Chłopak wziął od niego zapakowany w brązowo-złotą folijkę słodycz i z uwagą przyjrzał się opakowaniu. Momentalnie jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył i z niemą wdzięcznością spojrzał na swojego przyjaciela.

- Pamiętałeś? - zapytał rozbawiony.

- Oczywiście, hyung - zapewnił, kiwając energicznie głową. - Mówiłeś, że to twój ulubiony smak.

Kiedy rozbrzmiał dzwonek na lekcję, młodszy chłopiec zniknął, a jedynym śladem jego obecności były dwa papierki po waniliowych batonach w mlecznej czekoladzie, pozostawione na dnie kosza.


~~~

- Wiem, że nie chcesz podjąć się leczenia... ale czy na pewno to przemyślałeś? - zapytała młoda kobieta w białym lekarskim fartuchu, patrząc swoimi ciemnymi oczami na jeszcze wesołego pacjenta, który pomimo choroby wyglądał jakby był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. 

- Zapewniam panią, że myślałem nad tym bardzo długi czas. Z rodzicami też rozmawiałem. Raz mi się udało, ale teraz, jak sama pani powiedziała, szanse są niewiele większe od zera. Czuję wewnętrznie, że mój limit szczęścia się wyczerpał...

Przez chwilę oboje milczeli, zanurzeni w dziwnej nostalgii. 

- W takim razie spakuj sobie małą walizkę - powiedziała w końcu lekarka. - Nie wiem, kiedy tutaj trafisz na stałe, więc lepiej być przygotowanym.

- Oczywiście.

Chłopak wstał i skierował się ku drzwiom. Nie myślał o tym zbyt wiele, zdążył się pogodzić ze swoim losem. Pogodzony ze śmiercią, zbliżającym się końcem. Wyciągnął rękę i położył ją na klamce. 

- Jung - zatrzymała go jeszcze na chwilę.

- Tak? - zapytał pogodnie. Było w tym coś dziwnego. Bardziej smutna okazała się być kobieta, dla której był tylko jednym z wielu pacjentów, niż on sam.

- Dobrze wykorzystaj ten czas.


~~~

Lato było niesamowicie gorące. Z jednej strony była idealna pogoda na wszelkiego rodzaju przyjemności związane z plażą, basenem, czy wieczornymi ogniskami, ale z drugiej, dla uczniów zobowiązanych do noszenia mundurków przez cały rok, powrót do domów stawał się prawdziwą katorgą.

Dwaj młodzi przyjaciele, którzy mieli właśnie nieprzyjemność doświadczać tego uczucia, przechodzili przez środek miasta, chroniąc się w każdym napotkanym cieniu. Ludzie, którzy ich mijali, właściwie nie istnieli. Cała społeczność tego niewielkiego miasteczka poukrywana była w zaciszach własnych domów, klimatyzowanych wnętrzach sklepów i kafejek, czy chociażby równie chłodnych basenach. 

- Hyung, poczekaj chwilę! - krzyknął chłopiec i zniknął za drzwiami ich ulubionego fastfooda.

Jego starszy przyjaciel zdziwił się odrobinę, jednak cierpliwie czekał, skryty w cieniu wysokiej kamienicy. Odetchnął głęboko suchym, nieprzyjemnie gorącym powietrzem i mimo wszystko się uśmiechnął. Było coś wspaniałego w tym wszechobecnym upale, kiedy świat był taki słoneczny. Nadzieja i optymizm promieniały zewsząd. Wystarczyło tylko umieć dostrzegać te niezauważalne ale istostne szczegóły.
 Kilka sentymentalnych chwil później chłopiec pojawił się w drzwiach z dwoma kubeczkami. Podbiegł radośnie do przyjaciela i wręczył mu jeden. Przyjemny chłód przeniknął jego dłoń. Po kolorze nie do końca cieczy, już wiedział, co dostał. Pociągnął łyka przez słomkę i aż zamruczał z przyjemności. Waniliowy shake.

~~~

 - Jung, twoje wyniki nie są zbyt dobre - oznajmiła na wstępie pani doktor, kiedy chłopak wszedł do jej gabinetu.

 - Wiem - odparł jej spokojnie. - W zasadzie nie spodziewałem się, że nagle cudownie ozdrowieję - zasmiał się cicho i podrapał w tył głowy. Uśmiech miał szczery i pozbawiony tej goryczy, która często gościła u osób w podobnych sytuacjach.

 - Nie chcesz porozmawiać z psychologiem? - zapytała zatroskana. Nigdy wcześniej nie spotkała się z taką postawą u umierającego pacjenta. Z jednej strony cieszyła się, że chociaż on pozostanie nietknięty paniką i strachem, a z drugiej nie do końca wiedziała, czy to normalne.

 - Nie widzę takiej potrzeby - odpowiedział pewnie. - Myślę, że taka pomoc przydałaby się mojemu przyjacielowi. Jeszcze nic nie wie, ale kiedy już trafię tu na stałe, myślę, że może sobie z tym nie poradzić - dopowiedział po chwili namysłu.

 - Jest dla ciebie kimś wyjątkowym, co? - podjęła temat kobieta. - Nie martw się, osobiście upewnię się, że uzyska potrzebną pomoc.

 - Przez całe życie był dla mnie jak młodszy brat... z czasem zdałem sobie sprawę, że to coś wiecej. Kocham go, wie pani? Jedyne, czego się boję, to zostawić go samego.

 Zwierzanie się tej kobiecie przychodziło mu wyjątkowo łatwo. Zasłużyła w pełni na jego zaufanie. Nie wahał się tego okazywać.

 Pani doktor uśmiechnęła się smutno.

~~~

 - Hyung, mózg mi paruje - jęknął rozpaczliwie chłopiec, nie mając siły podnieść się z podłogi, gdzie legł, gdy tylko przekroczyli próg pokoju starszego z nich. 

 Przyjaciel popatrzył na niego z uśmiechem, zniknął na chwilę w czeluściach kuchni i wrócił z prawdziwym skarbem. Rzucił w chłopaka lodowym rożkiem i rozpakował swojego.

 Gimnazjaliście nagle wróciła ochota do życia. Z prędkością światła pozbył się papierka i wgryzł w zimną breję o smaku wanilii. 

 Obydwaj jedli w ciszy, zbyt zmęczeni, by cokolwiek mówić, czy też pozwolić chociaż odrobinie loda rozpuścić się i zmarnować. 

~~~

 - Jung, twoje wyniki są złe - stwierdziła zmęczonym głosem lekarka. Był już wieczór, chłopak był jej ostatnim pacjentem. 

 Licealista popatrzył na nią rozumnym wzrokiem i uśmiechnął się pokrzepiająco.

 - Zostaję?

 - Tak. Umieścimy cię na sali. Tam gdzie zawsze. 

 Kobieta zaczęła przeglądać dokumentację medyczną. Nie chciała patrzeć na niego, nie rozumiała, jak można być tak pogodzonym ze zbliżającą się śmiercią, nie czuć strachu. 

 -Zadzwonię do mamy, przywiezie mi walizkę - oznajmił i zniknął na chwilę za drzwiami.

 Kiedy wrócił, zastał dwa parujące kubki herbaty na biurku. Uśmiechnął się z wdzięcznością i upił mały łyk. 

 - Powiedziałeś mu? - zapytała w końcu, spoglądając na chłopaka ukradkiem.

 - Jeszcze nie - odparł i zamyślił się, patrząc w sufit. - Chyba nie mam wyjścia. Jedyne czego się boję to to, że on nie da sobie rady. - Westchnął ciężko, podkreślając swoją bezradność. 

 - Obiecałam ci, pomożemy mu, gdy zajdzie taka potrzeba.

 - Dziekuję.

~~~

Od: Młody
Do: Hopie
 Hyung, czemu Cię nie ma w szkole? ㅠ.ㅠ Myślałem, że pójdziemy po szkole do mnie, napić się herbaty. Mam waniliową ^^


Od: Hopie
Do: Młody
Leżę w szpitalu. Piętro 3, sala 27. Wpadnij po lekcjach :)

~~~
  - Jak się czujesz? - zapytała kobieta, kończąc pobierać mu krew. 

 - Jak człowiek, którego zaatakował komar-olbrzym - zaśmiał się. - Względnie dobrze, ale dopada mnie stres, za każdym razem, jak pomyślę o tym, że zaraz tu będzie. Powiem mu dzisiaj.

 - Wszystko?

 - Wszystko.

 Więcej słów nie było trzeba. Lekarka położyła rękę na jego ramieniu i uścisnęła je pokrzepiająco. Jej młody pacjent był mądry i silny, wiedziała, że sobie poradzi. Zasługiwał na pełne zrozumienie bloga 
 akceptację ze strony swojego przyjaciela. Wierzyła, że przynajmniej to skończy się dobrze.

 ~~

 Przyszedł do szpitala, całą drogę zastanawiając się, co spowodowało pobyt jego przyjaciela w tej placówce. Znalazł odpowiednią salę i wszedł po cichu do środka.

 Chłopak na łóżku miał zamknięte oczy, wyglądał jakby spał. Stanął koło niego, zastanawiając się, czy go obudzić.

 - Nie czaj się tak, nie śpię - oznajmił starszy i otworzył oczy.

 - Część, Hyung - przywitał się.

 - Cześć, Kookie.

 - Masz tu może kubek?

 - Mam.

 - Dwa kubki?

 - Mam.

 - Czajnik?

 - Mam, wszystko jest za tobą - odpowiedział licealista i wskazał na przedmioty za chłopakiem.

 Milczącą chwilę później obaj cieszyli się smakiem gorącej herbaty, pachnącej wanilią. Cisza była w tym momencie potrzebna w szczególności choremu licealiście. Pomimo wielu udanych prób przeprowadzenia tej rozmowy w myślach, nadal nie był w stanie zebrać się w sobie i powiedzieć prawdy. Nerwowo zaciskał palce na białym kubku, oddychał niespokojnie. Znali się na tyle długo, że jego młodszy przyjaciel doskonale wiedział, co dzieje się w jego głowie. Nie naciskał, nie pytał, cierpliwie czekał, posyłając mu tylko pełne zrozumienia spojrzenie.

 - Jungkook - zaczął w końcu, przymykając na chwilę oczy - proszę, wysłuchaj mnie do końca i nie przerywaj. Zrobisz, co zechcesz, ale najpierw mnie wysłuchaj.

 - Jasne, hyung. - Wymienili spojrzenia, Hoseok uśmiechnął się blado.

 - Pamiętasz, kiedy się poznaliśmy? Byłeś takim uroczym dzieciakiem, trzeba cię było uratować przed bandą kretynów, którzy wymyślili sobie, że podręczą chłopca z podstawówki. Leżałem potem w szpitalu ze złamanym nosem, a ty nie chciałeś się odczepić. - Uśmiechnął się pod nosem i upił łyk herbaty. - Przynosiłeś mi codziennie coś waniliowego. Do tej pory nie wiem, skąd wiedziałeś, że tak bardzo to lubię. Nie pamiętam nawet kiedy dokładnie zacząłem cię lubić... Szybko zostałeś moim najlepszym przyjacielem... Byłeś dla mnie bratem, którego nigdy nie miałem... Nie umiem jednak udawać dalej... Kookie ja... ja... Ja cię kocham.

 Zapadła między nimi złowroga cisza. Jungkook oniemiał. Z otwartą buzią wpatrywał się w twarz przyjaciela, który nie był w stanie na niego patrzeć. Nie chciał widzieć obrzydzenia w jego oczach.

 - Dlaczego, hyung? - zapytał w końcu chłopiec. - Dlaczego tak późno?

 Później był już ciepły uścisk, łzy szczęścia, niewypowiedziane słowa przekazane za pomocą gestów i rozlana na podłodze waniliowa herbata.

~~~

 - Musisz naprawdę wiele znaczyć dla tego chłopaka - rzuciła z uśmiechem pani doktor, zmieniając mu kroplówkę. Hoseok uśmiechnął się szeroko.

 - Mam taką nadzieję, chociaż z drugiej strony chciałbym, żeby mu tak znowu nie zależało. Ja niedługo umrę, a dalej mu tego nie powiedziałem.

 Karcący wzrok kobiety był na tyle wymowny, że nie potrzebowała użyć słów.

~~~

 Jak co dzień, Jungkook przyszedł do szpitala, przywitał się ze wszystkimi pielęgniarkami i pognał do sali, gdzie leżał jego już nie przyjaciel, a chłopak.

 - Hyung! - wykrzyknął wesoło, rzucając się mu na szyję. - Musisz szybko wyzdrowieć! Jak tylko cię wypiszą, pójdziemy do nowego sklepu ze słodyczami, Mają tam naprawdę dużo waniliowych rzeczy! - na dowód, rzucił mu tabliczkę waniliowej czekolady.

 - Jak tylko będę mógł wyjść, zabiorę cię tam... albo ty mnie.

 - Obiecujesz?

 - Obiecuję - przyrzekł z bolącym sercem.

~~~

 Można powiedzieć, że ból wziął się znikąd. Piekące kłucie w płucach wybudziło Hoseoka ze snu. Zaparło mu dech w piersiach, zaczął się dusić. Uciążliwe pikanie maszyny rejestrującej pracę serca powoli zanikało. Pojawiła się panika, puls gwałtownie skoczył, chłopak rozpaczliwie próbował zaczerpnąć powietrza. Zbiegli się lekarze. Założyli mu maskę tlenową, podłączyli kroplówkę. Respirator z oporem powrócił do dawnego rytmu.

 Pik, pik. Oddech Hoseoka spowolnił. Ból zanikał, ale razem z nim zanikała świadomość istnienia. Wiedział, że to już koniec. Przymknął oczy, starając się powstrzymać łzy. Jak to możliwe, że żal mu odchodzić? Pogodził się z tym już dawno. Przecież... przecież tak miało być.

 Pik, pik. Chciał, tak jak wszyscy to opisują, zobaczyć swoje życie, widzieć te najważniejsze dla siebie chwile. Uśmiechnął się ironicznie. W jego życiu nic nie mogło być normalne. Widział twarz swojego anioła, swojej miłości.

 Pik, pik.

  - Kookie - rzucił cicho w przestrzeń. Lekarze dawno już poszli, nocny dyżur był bardziej męczący niż dzienny, należał się im chwilowy odpoczynek.

 - Jestem, hyung - odpowiedziało mu jego słońce, łapiąc go za rękę. - Twoi rodzice po mnie zadzwonili.

Pik, pik. Rzeczywiście, nawet nie zwrócił wcześniej uwagi na swoich bliskich. Był przez to złym człowiekiem? Nie wiedział.

Pik, pik.  Serce biło coraz słabiej. Czuł to, słyszał to i widział na ekranie respiratora.

 - Umieram, Kookie. Kocham cię - szepnął ostatkiem sił i uścisnął jego dłoń.

 - Wiem, hyung, ja ciebie też kocham. - Ciche słowa Jeongguka były ostatnim co usłyszał.

Pik...

 Rozległo się przeraźliwe piszczenie. Ponownie zbiegli się lekarze, odsunęli chłopca od łóżka, rozpoczęli reanimację. Na próżno.

 Po pół godzinnych staraniach stwierdzono czas zgonu. Matka chłopaka zawyła z bólu, szukając pocieszenia w ramionach męża, który cicho, z godnością, uronił jedną łzę.

 Jeongguk nie płakał. Uśmiechnął się blado, pochylił nad łóżkiem i ucałował zimne wargi Hoseoka.

 - Dobranoc, hyung - wyszeptał i wyszedł.

~~~

 Trzy dni później odbył się pogrzeb.

 Ludzi było dużo, zjechała się cała rodzina, przyjaciele ze szkoły. Wszyscy składali kondolencje rodzicom, znaczna część płakała.

 Jeongguk stał na uboczu. Zachowywał się, jakby tak naprawdę to go nie dotyczyło. Był nieobecny duchem, miał wrażenie, że za chwilę przyjdzie jego hyung i pójdą razem na waniliową kawę.

 Otrząsnął się z otępienia dopiero wtedy, kiedy spuszczono trumnę do wykopanego wcześniej dołu. Podszedł tam, ustawił się za rodziną. Wszyscy rzucali czerwone róże, które wyglądały jak zakrwawione na polakierowanym na biało drewnie. On takiej nie miał.

 Kiedy nadeszła jego kolej, upuścił na trumnę paczkę waniliowych wafelków.

 - Obudź się szybko, hyung - powiedział. - Obiecałeś, że pójdziemy razem do tego sklepu, dlatego wstań... - Po jego policzkach spłynęły łzy bezsilności, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, ze Hoseok już nie wróci. - Przecież obiecałeś...

~~~

 Przy grobie Hoseoka wyrosła piękna roślia, a pierwszy jej kwiat zakwitł dokładnie w rocznicę jego śmierci. Kwiat wanilii.

24.08.2015

Prolog

Witajcie po długiej przerwie...
Dużo, dużo nauki...
Na szczęście już prawie koniec. 
Mam dla was prolog nowego opowiadania. Nie wiem, jak długie będzie... myślę, że na pewno z 5-6 rozdziałów, a potem się zobaczy. Genezy utworu szukać możecie w mojej fascynacji XVI-wiecznym Państwie Osmańskim, serialu Wspaniałe Stulecie oraz kpopie...
Dziękuję Mikado za betę i zapraszam do czytania...
Hope you enjoy it :)
__________________


Dzień szesnastych urodzin najstarszego księcia był dniem wyjątkowym. W całym pałacu panowała podniosła atmosfera, służące krzątały się po korytarzach, spiesząc się, by zdążyć z przygotowaniami do uroczystej uczty.

 Pogoda dopisywała; jak na środek marca było niezwykle ciepło i słonecznie. Na niebie trudno było dostrzec chociaż jedną chmurkę, drzewa okryły się jasnozielonymi szatami, zapraszając w swoje ramiona ptaki, które swoim kilku oktawowym śpiewem towarzyszyły gorączkowym przygotowaniom.

Tego dnia, zgodnie z tradycją, nastąpić miało uroczyste włączenie księcia do szeregów wojsk janczarskich. Przepych i doniosłość tego wydarzenia świadczyły o statusie księcia, syna pierwszej żony sułtana. Członkowie straży królewskiej już zaczynali gromadzić się na wschodnim placu.

Wysoki, postawny młodzieniec stał przed lustrem w swojej komnacie. Miał już na sobie odświętny strój, czekał jedynie na ojcowskiego posłańca. To był właśnie ten dzień, kiedy miał stać się mężczyzną, uzyskać oficjalny tytuł prawowitego następcy tronu.

Każdego ranka miał możliwość obserwowania zmian jakie zachodziły w jego ciele. Przez ćwiczenia, którymi zadręczali go nauczyciele, rozbudowała mu się muskulatura, poszerzyły barki, a rysy twarzy wyostrzyły. Sporo urósł ostatnimi czasy, w przeciągu roku całkowicie przerósł matkę i dorównał wzrostem ojcu. Dorastał nie tylko formalnie.

 Jego refleksyjne przemyślenia przerwało donośne pukanie, a zaraz po nim wejście Sumbul'a, głównego zarządcy sułtańskiego haremu.

 - Książę - rzekł z nabożną niemal czcią w ramach powitania i pochylił się, okazując należny szacunek. - Sułtan czeka - oznajmił. To on pełnił funkcję wysłannika ojca.

 W milczeniu przeszli złotą drogę - korytarz łączący książęcą komnatę z dziedzińcem. Pochód, w swojej ciszy, był wyjątkowo apatyczny i podniosły, odbywał się według ściśle określonych reguł; środkiem kroczył sam książę, po jego prawej stronie Sumbul, za nimi trzy niewolnice. 

Dziedziniec także wyglądał inaczej niż zwykle. W zasadzie nie dało się jednoznacznie stwierdzić, co zostało zmienione, jednak tego dnia, wszystko było inne. 

Tuż przy drzwiach oczekiwał Sułtan Sulejman, głowa Państwa Osmańskiego, razem z Wielkim Wezyrem Ibrahimem, Najwyższym Sędzią Iskenderem i grupą pałacowych halabardzistów. Książę podszedł do ojca, ucałował jego dłoń i przytknął ją do czoła. Ten stary zwyczaj pokazywał szacunek syna wobec ojca, poddanego wobec władcy. Przez samo zezwolenie na ten gest, sułtan pobłogosławił mu.

- Jestem dumy, synu. Dzisiaj jest dzień, kiedy staniesz się mężczyzną. Ale pamiętaj, dorastając traci się swoją niewinność.

Po tych słowach słudzy otworzyli drzwi prowadzące na wschodni plac. 

Kobiety nie mogły iść z nimi. Im nie wolno było pokazywać się innym mężczyznom. 

Matka i siostra księcia, matka sułtana oraz pozostałe faworyty już czekały w specjalnym pomieszczeniu, przeznaczonym do oglądania ceremonii, odbywających się na placu. Sułtanka matka dumna była ze swojego wnuka.

- Wielki Boże, chroń go i wspieraj - szepnęła.

- Amen - odpowiedziała jej rodzicielka księcia.

Jeden ze sług donośnym krzykiem oznajmił przybycie na wschodni plac najważniejszych w tym państwie osób. Oddział ubranych w czerwone mundury janczarów, jak jednen mąż, skłonił głowy przed nimi. Sułtan usiadł na swoim tronie, po jego bokach stanęli ważni tego narodu, a jego syn wyszedł na przód i stanął naprzeciwko dowódcy. Wezwał Boga na świadka swojej przysięgi.

- Moja droga jest waszą drogą, moje ramię waszym ramieniem, moja religia waszą religią. Oddaję przeto swą głowę, serce i majątek waszej sprawie. Niechaj mój język będzie mym tlumaczem. Niechaj nie zabraknie mi ni chleba ni soli. Jeśli zboczę z drogi, niechaj wasz miecz zetnie moją głowę. Niechaj przyjdzie mi służyć z całym sercem. 

Wyrażona krzykiem odpowiedź, zaaprobowała jego mowie. 

- Hej, nikczemnicy! -  wykrzyczał do wtóru księciu dowódca. - Hej, przeciwnicy Mahometa! Wy jesteście grzesznikami, my dziękujemy Panu. Wy idźcie w swoją stronę, a my w swoją!

- Niechaj poćwiartuje mnie własny miecz, niechaj zginę i obrócę się w proch! - po raz kolejny zabrzmiał głos księcia. 

Sułtan uśmiechnął się, pełen dumy. Dowódca przypiął księciu pas i miecz. 

- Obejmiesz we władanie prowincję Manisa.


23.08.2015

Mindless

Wielce oburzona brakiem fanfickow o moich biasach, wzięłam sprawy w swoje ręce i napisałam własne. Keep calm and read.

Pairing: Hyunseung (B2ST) x Gongchan (B1A4)
Typ: smut, fluff, angst... chyba
_____________

Pierwszy raz zobaczył go na after party po jednym z większych koncertów z okazji święta narodowego. Podczas występów nie miał okazji przyjrzeć się dokładnie wszystkim artystom, dlatego nadrabiał zaległości na, jak to ktoś ładnie określił, bankiecie. Siedząc na bardzo niewygodnym krześle, rzucał badawcze spojrzenia każdemu, kto tylko przechodził obok. Czy był prześladowcą? Może, a może tylko człowiekiem w typie obserwatora. Cichy, niepozorny, lubił mieć na wszystko oko, ale kiedy było trzeba, potrafił oczarować tłum i stać się duszą towarzystwa.

O zespole tego chłopaka słyszał nie raz. Nie byli aż tak młodzi, żeby traktować ich ze znanym wszystkim przepisowym dystansem, ale zbyt różnili się wiekiem, by spoufalać się przy czarkach soju. Trzy lata doświadczenia więcej, były widoczne w samym zachowaniu artystów. Młodzi szaleli, skakali, bawili się jak dzieci, natomiast starsi zachowywali odpowiedni dystans wobec szaleństw i ze spokojem aklimatyzowali się w otoczeniu znanych sobie osób.

Żadną tajemnicą jest fakt, że tam, gdzie nie ma kamer, a są artyści, alkohol leje się litrami. Celebryci też ludzie, czasem i oni potrzebują odetchnąć od nieustannego nadzoru mediów. Przy takich okazjach, najbardziej folgują sobie młodzi, którzy, nie będąc zaprawionymi w bojach, bardzo często kończą w nieciekawych miejscach.

- Hyunseung-oppa, zatańcz ze mną - poprosiła, wdzięcząc się, ciemnowłosa dziewczyna. Ogólnie wszystko było ciemne, a Jang nie był pewien, czy ktokolwiek na tej imprezie zasługiwał na niewinne miano dziewczyny. Co najwyżej były to kobiety, a i tak większość z nich była mocno zdeprawowana. Show biznes.

- Chcesz dać popis naszego tanga? - zapytał, pieszczotliwie mierzwiąc jej idealną fryzurę. - Hyuna, ile wypiłaś?

- Wystarczająco dużo, żeby zacząć striptiz na tej rurze przy barze, ale nie tyle, żeby dać się publicznie przelecieć - odparła butnie, ratując swój wygląd, poprawianiem włosów.

Mężczyzna roześmiał się i wstał, przeciągając zastane ścięgna. Chwycił rękę partnerki i pociągnął ją w wir spoconych, podskakujących ciał.

Taniec był walką, wyższością ciała nad umysłem. Ich tango, wiele razy ćwiczone, za każdym razem miało w sobie coś nowego, nigdy nie stało się monotonne. Żar ciała przy ciele rozpalał ogień w duszy. Pełne erotyki ruchy, prowokujące spojrzenia, palący dotyk. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z uwagi, jaką przykuwali. Zawładnęli parkietem, ludzie wokół przystanęli. Ich dynamiczne kroki, atmosfera ociekająca seksem wywoływały rumieńce na twarzach obserwatorów,

Koniec zbliżał się nieubłaganie. Byli jak marionetki, muzyka nimi dyrygowała. Z ostatnimi dźwiękami zastygli w pełnej pasji pozycji, stykając się czołami, jak gdyby ktoś wyłączył robota.

Oddychali ciężko, wokół rozległy się brawa. Nikt nie śmiał z nimi konkurować, oczarowali publikę. Hyuna spojrzała mu prosto w oczy błyszczące jaśniej niż gwiazdy. Przysunęła twarz bliżej, obserwatorzy wstrzymali oddech. Coś było na rzeczy. Od dawna głowiono się nad relacją między tą dwójką, teraz wszystko miało się wyjaśnić. Liczyła na ten pocałunek, pragnęła go. Hyunseung odwrócił głowę, pomógł jej powrócić do pozycji stojącej, skłonił się głęboko i odszedł, nic nie mówiąc.

Oszołomiona partnerka szybko zniknęła ze środka parkietu.

Powietrze było chłodne i rześkie. Hyunseung oparł się o barierkę dużego balkonu i wyciągnął paczkę papierosów. Znowu wyszedł na drania bez serca. Odpalił jednego i mocno zaciągnął się ciepłym dymem. Szary obłok opuścił jego usta, wędrując po nocnym niebie. Ktoś wpadł na niego.

- Prze... - czknął nieznajomy - przepraszam, hyung.

Mężczyzna subtelnie obejrzał go z góry do dołu i kiwnął mu głową. Chłopak uznał to za zaproszenie i oparł się o barierkę tuż obok niego. Nieznajomy stanowił idealny przykład dzieciaka, któremu za pewne pierwszy raz pozwolono pić, dlatego spił się niemal do nieprzytomności.

- Jestem Gongchan - przedstawił się i rzucił starszemu wokaliście promienny uśmiech. To był niezwykle słodki i niewinny uśmiech.

- Hyunseung - odparł beznamiętnie, ponownie zaciągając się papierosem.

- Wiem, hyung - stwierdził nowy znajomy z miną wielkiego znawcy. - Trudno było tego nie wiedzieć zwłaszcza po tym zniewalającym przedstawieniu. Świetnie tańczysz, hyung. - Chłopak mówił bez przerwy, zachwycając się tanecznym popisem, a Hyunseung tylko spoglądał na niego z rozbawieniem, kończąc palić. - Dlaczego, jej na końcu nie pocałowałeś? Ja na pewno nie zmarnowałbym takiej okazji... Hyuna-noona jest taka seksowna - rozmarzył się.

Jang uśmiechnął się odrobinę drwiąco. Owszem, dziewczyna miała w sobie ogromne pokłady seksapilu, które na niego jednak nie działały, ponadto zbyt dobrze ją znał; na co dzień bywała strasznie irytująca.

Przysunął się do pijanego chłopaka i naparł na niego całym ciałem. - Nie zrobiłem tego, bo... - szepnął mu wprost do ucha i wsunął rękę w kieszeń jego spodni - bardziej interesują mnie takie słodziaki - dokończył tajemniczo i ścisnął delikatnie krocze Gongchana. Chłopak oblał się rumieńcem i jęknął cichutko. Nie odtrącił jednak napastliwego mężczyzny.

Hyunseung oblizał łakomie wargi. Słodkie ciasteczko patrzyło na niego cielęcymi oczami, a on ani myślał z niego rezygnować. Wpił się gwałtownie w jego usta, spadając na nie jak jastrząb na swoją ofiarę. Słodki smak alkoholu zmieszał się z gorzką nutą wypalonego papierosa, kiedy ich języki splotły się ze sobą w zmysłowym tańcu. Trwali tak, rozkoszując się z pozoru niewinną pieszczotą, jeden przy drugim, napierając na siebie rozgrzanymi ciałami. Gongchan zupełnie stracił głowę, kierowany pożądaniem, jakiego nie znał i alkoholem, reagował nader chętnie na poczynania nowo poznanego mężczyzny.

Jang zachował trzeźwe myślenie. Tam zostać nie mogli, bo pomimo tego, że impreza była zamknięta dla mediów, zawsze mógł znaleźć się jakiś mało inteligentny pijaczyna, sfotografować ich i sprzedać zdjęcia gazetom. Homoseksualizm nie był zbyt dobrze przyjmowany przez opinię publiczną. Taka wpadka mogła kosztować obydwu zbyt wiele. Mężczyzna chwycił rozmarzonego i czerwonego z podniecenia chłopaka za rękę i pociągnął go w stronę swojego dormu. Gongchan nie stawiał oporów.

Bardzo szybko znaleźli się w sypialni Hyunseunga. Obijali się o ściany i meble, zwarci w pełnym namiętności uścisku, odrywając się od siebie tylko na złapanie oddechu. W końcu padli na łóżko i rzeczy potoczyły się bardzo szybko. W wielkim pośpiechu pozbyli się tak krępującej ruchy odzieży i nadzy ułożyli się na satynowej pościeli. Tempo jakby zwolniło. Jang sięgnął do nocnej szafki, wyciągnął z niej lubrykant i paczkę prezerwatyw. Wprawnymi ruchami, nigdzie się nie spiesząc, rozciągał ciasne wnętrze chłopaka, przygotowując go na niezapomniane doznania. Obcałowywał przy tym brzuch kochanka, pieścił ręką jego członka i obserwował, jak młode ciało wije się niecierpliwie.

Zaprzestał po jakimś czasie swoich poczynań, założył sobie prezerwatywę, pogłaskał delikatnie wnętrza ud Gongchana, zarzucił sobie jego nogi na ramiona i naparł stanowczo na jego wejście. Rozciągnięte mięśnie wpuściły go do gorącego wnętrza, a chłopak wygiął się w łuk i zawył przeciągle z bólu. Dyskomfort nie trwał długo; Hyunseung z wprawą doświadczonego kochanka szybko odnalazł wrażliwy splot nerwów. Zagłębiał się raz po raz w jego ciało, przynosząc ogromne pokłady przyjemności, które wyrywały z gardła chłopaka jęki, sapnięcia i okrzyki euforii. Spełnienie ogarnęło go niespodziewanie, krzyknął głośniej niż dotychczas i wytrysnął wprost na brzuch, ciągle poruszającego się w nim mężczyzny. Chwilę później i Jang szczytował z zadowolonym sapnięciem. Wysunął się z niego, zdjął prezerwatywę, zawiązał ją i wyrzucił. Chusteczką wytarł swoje ciało i ułożył się obok ciężko oddychającego Gongchana. Ucałował go miękko i obaj pogrążyli się we śnie.

Poranek był równie chłodny i rześki jak noc. Chłopak obudził się z pierwszymi promieniami słońca, wpadającymi przez otwarte drzwi balkonowe. Przetarł zaspane oczy. Nie wiedział, gdzie się znajduje, dlaczego tam jest, ani jak się tam znalazł. Głowa bolała go niemiłosiernie, niemal tak samo jak tyłek. Odrzucił na bok kołdrę i z przerażeniem zauważył, że był nagi. Ogarnął wzrokiem pokój i szybko odnalazł swoje bokserki. Założył je, krzywiąc się z bólu i wyszedł na balkon. Zastał tam nieznanego sobie mężczyznę, opartego o metalową barierkę i palącego papierosa. Popielaty kolor jego włosów coś mu mówił, ale zbyt dekoncentrował go nagi tors nieznajomego.

- Cześć? - rzucił niepewnie.

Mężczyzna odwrócił się do niego powoli, z uśmiechem lustrując ciało chłopaka. Podał mu butelkę chłodnej wody.

- No cześć - odpowiedział mu, wydmuchując przy okazji dym na jego twarz.

Gongchan bez słowa wypił pół butelki i uśmiechnął się z wdzięcznością. Szybko zorientował się z kim ma do czynienia. Wokalistę tak popularnego zespołu trudno było z kimkolwiek pomylić.

- Co ja tutaj robię? - zapytał wlepiając w jego sylwetkę szczenięce spojrzenie.

- Nie pamiętasz? - Hyunseung uniósł brwi ze zdziwienia.  

- Nie - odpowiedział mu zmieszany chłopak. - Ostatnie, co sobie przypominam to impreza po koncercie - wyznał szczerze.

- W największym skrócie… Byłeś bardzo chętny i nie miałeś nic przeciwko, kiedy zaczęliśmy się całować jeszcze na imprezie, potem zabrałem cię tutaj i przeruchałem twój słodki tyłeczek, a ty bardzo wylewnie okazywałeś, jak ci dobrze.

- O kurwa - jęknął z zażenowania. - Jak to… Przespałem się z tobą?! Przecież ja nie… To niemożliwe!

- Spokojnie, niczym cię nie zaraziłem, jestem zdrowy, a nawet jeśli, to użyłem prezerwatywy. Nie pierwszy i nie ostatni raz się z kimś przespałeś - mruknął pocieszająco.

- No właśnie pierwszy - westchnął rozpaczliwie, a oczy mu się zaszkliły. - Cholera jasna, mój pierwszy raz był z facetem i nawet go nie pamiętam… Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać.

Hyunseung przygarnął go ramieniem i zamknął w ciepłym uścisku. Źle to wyglądało. Współczuł młodszemu z całego serca, ale po prostu nie spodziewał się takiego obrotu spraw.

- Masz, zapal sobie - zasugerował, podając mu paczkę.

Gongchan z wdzięcznością sięgnął po papierosa, odpalił go, zaciągnął się i zaczął kaszleć. W paleniu też nie miał wprawy. Zaśmiał się z własnej głupoty i jeszcze raz spróbował pociągnąć gorzki dym. Wyszło odrobinę lepiej.

- Wybacz, gdybym wiedział… Przepraszam - wyznał ze skruchą mężczyzna. Czuł się winny zaistniałej sytuacji, w końcu to on był trzeźwy.

- To nie twoja wina, hyung… to moja głupota. Mogłem tyle nie pić.

Pogodzenie się z obecnym stanem rzeczy zajęło chłopakowi wiele czasu. Popołudniem Hyunseung odwiózł go do dormu, gdzie czekali jego zmartwieni hyungowie. Jang w ciągu tych kilku spędzonych wspólnie godzin zdążył polubić tego odrobinę rozhisteryzowanego dzieciaka. Kiedy podjechali pod jego miejsce zamieszkania, Jang zabrał mu telefon i wpisał swój numer. W zamian za to uzyskał promienny uśmiech Gongchana i czuły buziak w policzek. Obiecał sobie wtedy, że będzie silnie pracował nad tym, żeby zafundować mu drugi “pierwszy raz”, tym razem na trzeźwo.