30.06.2015

Rozdział 1 - Dom w Wenecji

Wybaczcie, że tak długo... Rozdział ten był trudny dla mnie do napisania. Po przeczytaniu będziecie wiedzieli, dlaczego...
UWAGA: Zawiera treści o charakterze seksualnym, podchodzącym pod pedofilię, przemoc, kazirodztwo...
Zapraszam...
_______________________________
Taemin - takie imię nosił pewien chłopiec mieszkający w Wenecji , we  Włoszech. Był z natury podejrzliwy wobec ludzi i miał ku temu powody. 

Doskonale za to dogadywał się ze zwierzętami. Okazywał im troskę i współczucie, a one wyczuwały to i lgnęły do niego, w oczekiwaniu na pieszczotę, czy drobny smakołyk.


Jako małe dziecko, Taemin potrafił przytulić się do nóg zupełnie obcej osoby, tylko dla tego, że wydała mu się ona na tyle sympatyczna, by z miejsca jej zaufać. Zadziwiająco często tulił się do bezpańskich psów za co dostawał kuksańce i nagany od matki lub niańki. 


Jedną z osób, które chłopiec podziwiał była jego starsza siostra Taeyoon. Podobnie jak matka odznaczała się niezwykłą urodą, jednak cicha i spokojna miała w sobie coś anielskiego. Taemin zawsze towarzyszył jej przy wieczornym szczotkowaniu włosów. Nieraz zazdrościł jej tych pięknych jasnych jak złoto, długich, gęstych i układających się w gładkie fale kosmyków. Zwykł bawić się nimi, tworząc rozmaite upięcia, które niekoniecznie znajdowały uznanie w oczach matki, czy samej siostry, dlatego na takie zabawy rodzeństwo pozwalało sobie tylko wieczorami, przed spaniem. Włosy chłopca były natomiast proste jak druty i miały kolor brązowy, zbliżony odcieniem do czerwieni, czy pomarańczy. Z powodu problemów z dopasowaniem ich do panującej mody, Taemina obcinano na prosto w ni to krótkiej ni to średniej długości, nakładając mu na głowę miskę i tnąc je wzdłuż jej krawędzi. Takie fryzury nosili niektórzy mnisi. 

Taeyoon była tym dzieckiem, którym chwalono się w towarzystwie. Odkąd skończyła szesnaście lat, pozwalano jej przebywać razem z dorosłymi na przyjęciach w salonie, podczas gdy Taemina skrzętnie chowano na piętrze. Rzadko kto wiedział, że w rodzinie konsula Lee jest jeszcze syn. 


Matka chłopca była niezwykle piękna i to po niej głównie odziedziczyła urodę  Taeyoon. Wiecznie roześmiana, była duszą towarzystwa. Zawsze pełno wokół niej było adoratorów, z czego mały Taemin był niezwykle dumny. Piękny głos kobiety czasem rozbrzmiewał w całym domu przy akompaniamencie starego fortepianu. Chwile te jednak bywały nie często.

Ojciec mógł się natomiast poszczycić tym, że był trochę podobny do Zygmunta II Augusta, ówczesnego władcy potężnego nadwiślańskiego państwa.

Rodzina Lee mieszkała w Wenecji od niedawna. Wraz z decyzją zarządcy cechu kupieckiego konsul wraz z najbliższymi przeniósł się z centralnej Azji do Włoch. Dzieci były swoistego rodzaju atrakcją wśród miejscowych. Przy każdej rozmowie wschodni akcent wzbudzał napady śmiechu, przez co Taeyoon czerwieniła się niesamowicie i powstrzymując łzy, uciekała do domu, a Taemin, ku uciesze ludzi mówił jeszcze więcej i jeszcze bardziej po swojemu. 

Pierwszy raz, kiedy mały chłopiec zrozumiał, że w jego domu jest coś nie tak, był wtedy, kiedy miał dziesięć lat. Podczas wielkich przyjęć przestano nagle chwalić się najcudowniejszą córką, a po każdym takim wydarzeniu rodzice bardzo na siebie krzyczeli. Taeyoon stawała się coraz bardziej milcząca i choć Taemin nigdy nie przyłapał jej na płaczu, nieraz widział opuchnięte oczy i nos na jej twarzy.

 - Oh, mój mały braciszku - powiedziała pewnego wieczoru, kiedy przyszła do jego pokoju. - Tak bardzo ci zazdroszczę...

 - Czego, siostrzyczko? Czyż nie cieszysz się z zaręczyn?

Było to niedługo po tym, jak syn jednego z bogatych kupców poprosił ojca Taeyoon o jej rękę. Matka była zachwycona, konsul Lee krzywił się znacząco, natomiast Taeyoon... nie dało się powiedzieć, co wyrażała jej mina.

 - Cieszę się, nawet nie wiesz, jak się cieszę - wykrzyczała niemal i zatkała sobie buzię dłonią. - Ale jestem taka brudna, nie mogę z nim być. - Powiedziawszy te słowa, wybuchła głośnym płaczem i uciekła z powrotem do swojego pokoju. 

Taemin był niesamowicie zdziwiony, nie znał bowiem nikogo, kto myje się dokładniej niż Taeyoon. Jej skóra była jedwabiście gładka i miękka, a włosy zawsze idealnie ułożone. Nie chcąc się naprzykrzać dziewczynie, ułożył się do snu. W nocy usłyszał skrzypnięcie otwieranego okna i głuchy trzask, jednak nie przejął się  tym zbytnio, odpływając w krainę snów.

Rankiem dozorca znalazł ciało Taeyoon, leżące bezwładnie na chodniku.

 Przełomową chwilą w życiu małego Taemina okazał się pewien sobotni wieczór, kiedy został w domu sam z ojcem, ponieważ matka wyjechała opiekować się swoją chorą krewną. Chłopiec szykował się właśnie do snu, kiedy mężczyzna zawołał go do swojej sypialni. Taemin bardzo niechętnie tam poszedł. Stanął w progu i z wyczekiwaniem spojrzał na ojca.

- Chodź kochanie! Usiądziemy razem na łóżku i porozmawiamy. My oboje właściwie nigdy ze sobą nie rozmawiamy.

To prawda, Taemin musiał przyznać mu rację.

 Ale siedzieć na łóżku z ojcem? I dlaczego on się tak poci? Trzęsie się jakoś obrzydliwie...

 - Czy ojciec jest chory?

 - Chory? Nie! Chociaż tak, jestem, jestem chory! - Natychmiast uchwycił się tej myśli. - Potrzebuję masażu, a mama wyjechała... Taeyoon też nie ma. A ona umiała mi pomóc, była bardzo zręczna. Popatrz, moje dziecko, teraz zdejmę koszulę... i położę się, o, tak... a ty pomasujesz moje obolałe plecy...

 Taemin przyglądał mu się z niedowierzaniem. Pojęcia nie miał, co myśleć. Skoro jednak Taeyoon to robiła, to chyba i on powinien...

 Fu! Jak obrzydliwie ojciec wygląda bez koszuli! Za nic nie miał ochoty dotykać tej białej, obwisłej skóry, pokrytej w różnych miejscach kępkami włosów.

 Jednak Taeyoon podobno dotykała, a poza tym trzeba być posłusznym rodzicom. Więc chyba będzie musiał.

 Nieszczęsna Taeyoon.

 I właśnie wtedy Taemin wysnuł pierwsze podejrzenia, dlaczego jego siostra zrobiła tę okrutną rzecz. Ale było to tylko słabiutkie, niepewne przeczucie. Taemin wiedział przecież niewiele o tej stronie życia i nigdy, nawet w największych koszmarach nie objawiłaby mu się prawda.

 Z największą niechęcią zaczął masować barki leżącego na łóżku konsula, a on uśmiechał się lubieżnie. Całą siłą woli musiał powstrzymywać grymas obrzydzenia, kiedy palcami dotykał jego skóry. Po chwili mężczyzna poprosił, by teraz pomasował mu klatkę piersiową. Pot spływał ciurkiem po białej skórze, ręce Taemina ślizgały się, a  on jęczał i stękał tak okropnie.

 - Czy to ojca boli? - zapytał niepewnie. Najchętniej przerwałby to wszystko i uciekł.

 Tymczasem on otworzył oczy, uniósł ręce i zaczął gładzić go po ramionach

 - Och, to rozkoszne, cudowne! Jeszcze! Jeszcze!

 Próbował przyciągnąć go do siebie, układał usta jak do pocałunku, Taemin nie był  w stanie sobie wyobrazić, że mogłoby do tego dojść, a nie chcąc urazić ojca udał atak kaszlu i odwrócił głowę. Uciec nie mógł, bo konsul trzymał go mocno.

- Masuj mnie, masuj! Właśnie tego mi potrzeba, moja dziecinko! Poczekaj! Nie sięgasz dobrze do prawego boku, najlepiej usiądź na mnie okrakiem. Taeyoon zawsze tak robiła... i twoja mama też, chyba nie chcesz okazać się gorszy od nich?

 Taemin zacisnął zęby. Wywód ojca wydawał mu się odrobinę nie na miejscu, choć nie wiedział dlaczego.

 Ręce konsula potrząsały nim niecierpliwie.

 - No rób, co mówię!

Ale ja nie chcę, nie chcę, to najbardziej obrzydliwe, co w życiu przeżyłem, myślał. Konsul nalegał, mówił, że Taemin jest nieposłuszny i głupi, że Taeyoon bardzo chętnie wszystko robiła i co sobie Taemin w ogóle myśli.

 Kiedy krzyki nie pomagały, zaczął delikatnie pieścić ciało chłopca. Wsunął rękę za kołnierzyk jego koszuli, gładził kark i plecy, zrobił się przy tym purpurowy na twarzy, dyszał ciężko i pojękiwał.

Wciąż pełen szacunku do ojca, chciał się odsunąć jak najdalej. Sytuacja stawała się coraz bardziej nieprzyjemna.

- Usiądź na mnie okrakiem, bo tak mnie boli w lewym barku...

 - To najlepiej, żeby ojciec usiadł...

 - Nie, nie, to nie będzie to samo - syknął. - Taeyoon zawsze wiedziała, jak mi będzie najlepiej. Taeyoon była prawdziwym aniołem. Dlaczego ty robisz tyle ceregieli?! Nie mógłbyś być taki jak Taeyoon?

 Jego ręce błądziły bezładnie po chłopięcym ciele, jego broda drżała. Taemin nie wiedział, co ma robić. Skoro on cierpi i potrzebuje pomocy, to przecież  nie wolno odmówić.

 Z trudem przełknął ślinę. Nie chciał na nim siadać. Dlaczego ojciec nie mógł tego zrozumieć...

 Nagle zamarł.

Konsul doprowadził się już do takiego podniecenia, że tracił nad sobą panowanie. Zaczął drżącymi rękami rozpinać pasek od spodni. Dość tych ceregieli!

 Taemin miał wrażenie, że w głowie eksplodowało mu słońce. Zerwał się jak użądlony przez pszczołę i odskoczył ku drzwiom. Nareszcie pojął, o co tu chodzi. Ojciec pospiesznie zapiął pasek.

 Chłopiec zasłonił twarz rękami i próbował uciec z pokoju, ale on był szybszy i zdążył go złapać.

 - Pozwól mi odejść - jęknął.

 - Taemin, posłuchaj mnie teraz - rzekł srogo i bardzo stanowczo. - To wcale nie jest niebezpieczne. Taeyoon robiła to ze mną przez wiele lat. To bardzo przyjemne, zrozum. Ja jej w ten sposób pomagałem, była bardzo samotna. Mogę ci sprawić tyle przyjemności, chodź zaraz do mnie, ja muszę, muszę, słyszysz? Chodź!

 Trzymał go mocno i ciągnął do łóżka, ale Taemin już wiedział, co robić.

  - Ojciec zrobił to Taeyoon? - chciał krzyknąć, ale z gardła wydobył mu się jedynie pisk. Twarz miał inną niż zazwyczaj, zmienioną z gniewu i rozpaczy. - Powiedz, że to nie prawda, bo ja wiem, że Taeyoon nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. Powiedz, że to nie prawda!

 - Uspokój się! - warknął na szamoczącego się chłopca. Wciąż nie dawał za wygraną i ponawiał próby zmuszenia go do uległości. Opór Taemina podniecał  go jeszcze bardziej, doprowadzał do desperacji. Udało mu się przewrócić go na łóżko. Był tak opętany żądzą, że nic nie słyszał, wzrok musi się mącił.

 Nagle Taemin z całej siły zdzielił go w kark.

 - To ty ją zamordowałeś! - zawył Taemin. - Puść mnie!

 Wybuchł płaczem i wyrwał mu się.

 - Zamordowałem? JA? Wiesz, co? Ona sama wyskoczyła z okna, ja nic nie zrobiłem...

 Taemin z całej siły uderzył łokciem w tę podnieconą gębę i konsul zawył  z bólu.

 - Zabiłeś ją - powiedział. - Nie musiałeś wcale spychać jej z okna, nie ma żadnej różnicy.

 Mężczyzna próbował zatamować krwotok z nosa, drugą ręką nadal mocno trzymał chłopca.

 - Nic złego nie zrobiłem.

 - Ja dobrze wiem, co się stało!

Szarpnął się raz jeszcze, zdołał się uwolnić. Wybiegł z pokoju, zabrał ze sobą wierzchni płaszcz i buty. Wciąż coś wypadało mu z rąk, musiał to zbierać, ale ostatecznie wybiegł na schody. Dotarł do niego jeszcze głos ojca:

- To wina Taeyoon! To ona mnie wciąż zaczepiała! Wciąż mnie kusiła!

 - Nigdy! To ty chciałeś żeby miała poczucie winy!

Taemin wybiegł z domu i zatrzasnął za sobą drzwi. Na dworze padał ulewny deszcz. Schronił się w jakiejś bramie.

 Ocierał łzy, tłumił szloch i starał się jakoś otrząsnąć po obrzydliwych przeżyciach, a potem skierował się do starych magazynów na portowym nabrzeżu.


< Prolog  

3 komentarze:

  1. Umarłam... Wiesz? Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Ojciec Taemina jest po prostu okropną świnią, pedofilem, toż to patologia do tego. Nawet nie wiesz, jak tym rozdziałem mnie poruszyłaś. Nienawidzę takich ludzi, obrzydzają mnie *dreszczdreszcz* ;______; Moja biedna kruszynka... Co te biedne dzieciaki musiały przeżyć, a szczególnie jego siostra.
    Pisz dalej, Dongsaeng, ile każesz nam jeszcze czekać?
    Hwaiting! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję D:
    Ale zmieniłaś adres bloga i o nim zapomniałam XD
    Nie bądź zła na Anem c:
    Jeszcze jak Ci powie, że to był mega rozdział to ją przytulisz, nje? :3
    Bardzo podobają mi się Twoje opisy, oby tak dalej!
    I czekam na nowe posty, pisz szybko~~
    Hwaiting <3
    Anem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem zła <3
      Przepraszam, że tak, ale musiałam żyć w zgodzie z sobą i zmienić ten adres ^^
      Psytulam psytulam, dziękuję <3
      Staram się ;)

      Usuń