24.08.2015

Prolog

Witajcie po długiej przerwie...
Dużo, dużo nauki...
Na szczęście już prawie koniec. 
Mam dla was prolog nowego opowiadania. Nie wiem, jak długie będzie... myślę, że na pewno z 5-6 rozdziałów, a potem się zobaczy. Genezy utworu szukać możecie w mojej fascynacji XVI-wiecznym Państwie Osmańskim, serialu Wspaniałe Stulecie oraz kpopie...
Dziękuję Mikado za betę i zapraszam do czytania...
Hope you enjoy it :)
__________________


Dzień szesnastych urodzin najstarszego księcia był dniem wyjątkowym. W całym pałacu panowała podniosła atmosfera, służące krzątały się po korytarzach, spiesząc się, by zdążyć z przygotowaniami do uroczystej uczty.

 Pogoda dopisywała; jak na środek marca było niezwykle ciepło i słonecznie. Na niebie trudno było dostrzec chociaż jedną chmurkę, drzewa okryły się jasnozielonymi szatami, zapraszając w swoje ramiona ptaki, które swoim kilku oktawowym śpiewem towarzyszyły gorączkowym przygotowaniom.

Tego dnia, zgodnie z tradycją, nastąpić miało uroczyste włączenie księcia do szeregów wojsk janczarskich. Przepych i doniosłość tego wydarzenia świadczyły o statusie księcia, syna pierwszej żony sułtana. Członkowie straży królewskiej już zaczynali gromadzić się na wschodnim placu.

Wysoki, postawny młodzieniec stał przed lustrem w swojej komnacie. Miał już na sobie odświętny strój, czekał jedynie na ojcowskiego posłańca. To był właśnie ten dzień, kiedy miał stać się mężczyzną, uzyskać oficjalny tytuł prawowitego następcy tronu.

Każdego ranka miał możliwość obserwowania zmian jakie zachodziły w jego ciele. Przez ćwiczenia, którymi zadręczali go nauczyciele, rozbudowała mu się muskulatura, poszerzyły barki, a rysy twarzy wyostrzyły. Sporo urósł ostatnimi czasy, w przeciągu roku całkowicie przerósł matkę i dorównał wzrostem ojcu. Dorastał nie tylko formalnie.

 Jego refleksyjne przemyślenia przerwało donośne pukanie, a zaraz po nim wejście Sumbul'a, głównego zarządcy sułtańskiego haremu.

 - Książę - rzekł z nabożną niemal czcią w ramach powitania i pochylił się, okazując należny szacunek. - Sułtan czeka - oznajmił. To on pełnił funkcję wysłannika ojca.

 W milczeniu przeszli złotą drogę - korytarz łączący książęcą komnatę z dziedzińcem. Pochód, w swojej ciszy, był wyjątkowo apatyczny i podniosły, odbywał się według ściśle określonych reguł; środkiem kroczył sam książę, po jego prawej stronie Sumbul, za nimi trzy niewolnice. 

Dziedziniec także wyglądał inaczej niż zwykle. W zasadzie nie dało się jednoznacznie stwierdzić, co zostało zmienione, jednak tego dnia, wszystko było inne. 

Tuż przy drzwiach oczekiwał Sułtan Sulejman, głowa Państwa Osmańskiego, razem z Wielkim Wezyrem Ibrahimem, Najwyższym Sędzią Iskenderem i grupą pałacowych halabardzistów. Książę podszedł do ojca, ucałował jego dłoń i przytknął ją do czoła. Ten stary zwyczaj pokazywał szacunek syna wobec ojca, poddanego wobec władcy. Przez samo zezwolenie na ten gest, sułtan pobłogosławił mu.

- Jestem dumy, synu. Dzisiaj jest dzień, kiedy staniesz się mężczyzną. Ale pamiętaj, dorastając traci się swoją niewinność.

Po tych słowach słudzy otworzyli drzwi prowadzące na wschodni plac. 

Kobiety nie mogły iść z nimi. Im nie wolno było pokazywać się innym mężczyznom. 

Matka i siostra księcia, matka sułtana oraz pozostałe faworyty już czekały w specjalnym pomieszczeniu, przeznaczonym do oglądania ceremonii, odbywających się na placu. Sułtanka matka dumna była ze swojego wnuka.

- Wielki Boże, chroń go i wspieraj - szepnęła.

- Amen - odpowiedziała jej rodzicielka księcia.

Jeden ze sług donośnym krzykiem oznajmił przybycie na wschodni plac najważniejszych w tym państwie osób. Oddział ubranych w czerwone mundury janczarów, jak jednen mąż, skłonił głowy przed nimi. Sułtan usiadł na swoim tronie, po jego bokach stanęli ważni tego narodu, a jego syn wyszedł na przód i stanął naprzeciwko dowódcy. Wezwał Boga na świadka swojej przysięgi.

- Moja droga jest waszą drogą, moje ramię waszym ramieniem, moja religia waszą religią. Oddaję przeto swą głowę, serce i majątek waszej sprawie. Niechaj mój język będzie mym tlumaczem. Niechaj nie zabraknie mi ni chleba ni soli. Jeśli zboczę z drogi, niechaj wasz miecz zetnie moją głowę. Niechaj przyjdzie mi służyć z całym sercem. 

Wyrażona krzykiem odpowiedź, zaaprobowała jego mowie. 

- Hej, nikczemnicy! -  wykrzyczał do wtóru księciu dowódca. - Hej, przeciwnicy Mahometa! Wy jesteście grzesznikami, my dziękujemy Panu. Wy idźcie w swoją stronę, a my w swoją!

- Niechaj poćwiartuje mnie własny miecz, niechaj zginę i obrócę się w proch! - po raz kolejny zabrzmiał głos księcia. 

Sułtan uśmiechnął się, pełen dumy. Dowódca przypiął księciu pas i miecz. 

- Obejmiesz we władanie prowincję Manisa.


2 komentarze:

  1. Nie wiem czy czegoś nie pominęłam przy sprawdzaniu, ale sądzę, że jest dobrze ><
    Dawaj pierwszy rozdział, bo z tego co mi powiedziałaś to będzie zajebiste ;_____;
    Preferuje oglądanie np: ,,Z Archiwum X" albo ,, Agenci T.A.R.C.Z.Y", ale dawaj!
    Hwaiting Dongsaeng <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, Unni <3
      Ten rozdział się jeszcze pisze, także spokojnie xd <3

      Usuń