Gdy tylko pierwsze promienie słońca zatańczyły mu wesoło na zamkniętych powiekach, obudził się z przeświadczeniem, że coś jest nie w porządku. Zwykle, gdy wstawał, było jeszcze ciemno i nawet pojedyncze przebłyski pomarańczowego koloru nie były widoczne przez okno. Szybko wyciągnął z kieszeni telefon, z przerażeniem zauważył, że do pierwszej lekcji pozostało mu dziesięć minut, a potem zdziwił się, że jest całkowicie ubrany.
Momentalnie uświadomił sobie powrót do domu poprzedniego wieczoru i nie myśląc więcej, pognał do łazienki. Szybki prysznic przyjemnie go rozbudził, jednak nie miał czasu na rozkoszowanie się odrobinę zbyt chłodną wodą. W odmętach podłogowego bałaganu starał się znaleźć jakieś przyzwoicie wyglądające, niepomięte i czyste ubrania. Przydałoby się posprzątać, stwierdził cierpko, a już chwilę później wrzucił do plecaka kilka zeszytów i jakby same diabły go goniły, zbiegł na dół. Zapominając całkowicie o śniadaniu popędził w stronę ogromnego seulskiego liceum.
Na szczęście, chociaż może i nie, zdążył na połowę pierwszej lekcji. Drżąc z przerażenie, chwycił za klamkę drzwi opisanych złotymi cyframi 28 i zbierając całą odwagę, wszedł do środka.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - rzucił szybko i usiadł na swoim miejscu.
Dopiero wtedy odważył się rozejrzeć po klasie i modląc się, by to co widział przed każdym było jedynie kartami pracy, spojrzał w oczy nauczycielki. Ten pogardliwy wyraz twarzy, jakby wydawało jej się, że jest lepsza, mówił wszystko.
- Jeongguk, jak dobrze, że się jednak pojawiłeś - powiedziała powoli, sącząc każdą literę, jak jad spomiędzy zębów. - Zgaduję, że twoje spóźnienie jest spowodowane nadmierną pewnością siebie, a co z tym idzie, doskonałym przygotowaniem do sprawdzianu, który uda ci się napisać w całe - spojrzała na zegarek zwisający z jej chudego nadgarstka - dwadzieścia dziewięć minut.
Przeraził się nie na żarty, kiedy kartka z zadaniami wylądowała tuż przed nim, na połyskującym blacie drewnianej ławki. Szybko się podpisał i licząc na znalezienie chociaż jednego zadania, które byłby w stanie rozwiązać, zaczął czytać.
Wychodząc na przerwę był bardziej blady niż wtedy, kiedy dowiedział się o śmierci taty. Po prostu ta kobieta posiadła wyjątkową umiejętność wysysania z niego wszelkich dobrych emocji. zupełnie jak dementor z Harrego Pottera, w którym ostatnio się zaczytywał. Oparł się o zielonkawą ścianę i z głuchym łoskotem osunął się na podłogę.
Stwierdzenie, że poszło mu źle, było zbyt słabe. Zawalił kolejny sprawdzian. Kolejna jedynka, chyba już czwarta, a był dopiero listopad. W takim tempie, był niemal pewien, że nie zda. Sama perspektywa spędzenia trzech lat na angielskim z panią Smith była przerażająca, a gdyby do tego dodać kolejny rok, czy nie daj boże dwa... wolał o tym nie myśleć, choć z każdym dniem było to coraz bardziej prawdopodobne.
- Jeongguk, ja wiem, że nie lubisz tej baby, ale dzisiaj cię poniosło - usłyszał.
Brunet odrobinę bał się podnieść głowę. Spodziewał się kolejnej wykrzywionej w złośliwym uśmiechu twarzy, ale zamiast tego spostrzegł kogoś, kogo nigdy nie spodziewałby się zobaczyć, a co najważniejsze usłyszeć. Przed nim siedział chłopak, którego kojarzył jedynie z widzenia. Cichy i milczący, chodził z nim do jednej klasy, a nawet nie pamiętał jego imienia. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ciemnowłosy go uprzedził:
- Lee Jae Jun - przedstawił się.
- Zaspałem, po prostu zaspałem - jęknął cierpiętniczo w odpowiedzi. - Śmieszne, że akurat dzisiaj.
Jego nowy znajomy podrapał się w tył głowy i mruknął coś w stylu "nie dobrze". Przez chwilę obaj milczeli, a gdy rozbrzmiał dzwonek, chłopak powiedział mu coś, co chciał zapamiętać do końca życia:
- Jeongguk, zawsze może być gorzej, wiesz? Ale ten, ko nie podejmuje trudów walki, ten ponosi koszty straconych szans.
Słowa Jae Juna dały mu do myślenia. Druga godzina angielskiego minęła o dziwo spokojnie. Zniewieściała kobieta nie odezwała się do niego nawet słowem, ograniczając się jedynie do rzucania co chwilę pogardliwych spojrzeń. Mimo to, nadal czuł się niekomfortowo i z wielką radością powitał, brzmiący jak dzwony kościelne, dzwonek na przerwę.
W całym budynku było takie miejsce, gdzie czuł się dobrze. Biblioteka.
Każdą dłuższą przerwę spędzał właśnie tam. Zaszyty wśród opasłych tomów, miał wrażenie, że choć na chwilę staje się niewidoczny i nieosiągalny dla wszystkich tych, którzy chcieli go skrzywdzić. Tak po prostu jakby był w innym, wspaniałym świecie.
Otworzył zupełnie inne, niż na wszystkich filmach, drzwi do skarbnicy wiedzy i od razu do jego nozdrzy dotarł znany, a jednocześnie skrywający wiele sekretów, zapach książek. Wysilił się nawet na uśmiech.
- Dzień dobry - rzucił pół wesoło starszej kobiecie, która prawie przysypiała na obszernym dębowym biurku.
- Oh, dzień dobry, Jeongguk - odparła, przecierając zmęczone oczy za okularami. - Co dzisiaj chcesz poczytać?
- Nic nowego - wzruszył ramionami. - Dokończę "Chłopaka ze skrzydłami" - stwierdził i sięgnął na odpowiednią półkę po książkę.
- Żeby wszyscy tak chętnie czytali, jak ty - westchnęła i jak gdyby nigdy nic, zaczęła przeglądać jakieś papiery.
Jungkook z niemalże zadowoloną miną, trzymając niemałych rozmiarów powieść, ruszył wgłąb zawiłego labiryntu regałów. Odnalazł swój ulubiony kącik, gdzie, ukryty przed wścibskimi oczami, stał wygodny fotel. Szybko wpakował się na niego, podciągnął kolana pod brodę i zagłębił w fascynującej lekturze.
Zamknął książkę. Przypomniał sobie to fascynujące uczucie wtedy, na wiadukcie. Ta chwilowa wolność i beztroska. Świadomość kruchości życia i bezkresu istnienia jednocześnie. Chyba zbyt bardzo zaczął utożsamiać się z Aleksem - bohaterem powieści.
Dwadzieścia minut to zdecydowanie zbyt mało, by przeczytać całą opowieść do końca, dlatego niechętnie odłożył tom z powrotem na półkę i nie mówiąc żadnego "do widzenia", wyszedł.
Pozostałe pięć godzin zajęć lekcyjnych minęło mu zaskakująco szybko. Historia sztuki, na której udało mu się usnąć, język koreański, którego praktycznie nie było, bo nauczycielka musiała przedyskutować z klasą zalety konkursów recytatorskich, dwie matematyki i geografia. Nie było wcale tak źle, jak się spodziewał, a najdziwniejszą rzeczą okazał się być brak jakiegokolwiek zainteresowania nim ze strony klasowych prześladowców, czy jak kto woli - dręczycieli. Na twarzy Jeongguka niemalże pojawił się uśmiech. Czyżby w końcu los się do niego uśmiechnął?
Mina momentalnie mu zrzedła, kiedy schodząc do szatni, zauważył czekających na niego chłopaków z 2d. Tylko skąd wiedział, że czekają akurat na niego. Odpowiedź była prosta; wymowne spojrzenie ich samozwańczego przywódcy i ogólne rozbawienie towarzystwa.
- Jungkook - powiedział na pozór radośnie wysoki brunet, będący drugą najważniejszą osobą w "gangu".
Tylko ta część szkolnej społeczności mówiła do niego po ksywce. Czerpali z tego powodu dziwną satysfakcję, czego Jeongguk wcale a wcale nie potrafił zrozumieć. Bang - bo tak na nazwisko miał czerwonowłosy lider - wyciągnął ze swojej torby białą karteczkę i nic nie mówiąc, podał ją zdezorientowanemu i lekko przerażonemu pierwszoklasiście. Sposób, w jaki to zrobił, jasno świadczył o tym, że to coś szczególnego. Niech gówniarz wie, jaki zaszczyt go w pewną część ciała kopnął.
- C-co to? - zapytał Kook niepewnie otwierając, jak się okazało wcale nie kartkę, a kopertę.
- Zaproszenie na imprezę - odparł z cieniem uśmiechu na ustach Kim Himchan, który zajmował... Nie, chłopak już się nie łapał w ich hierarchii.
- Jaką imprezę? - zapytał, czując, że dłonie zaczynają mu się pocić ze zdenerwowania.
- Moi starzy wyjeżdżają na weekend - oznajmił Bang i puścił mu oczko. - Przyjdź Kookie.
Jak na sygnał, cała grupa ruszyła z miejsca i wyminąwszy zdezorientowanego bruneta, zniknęła w odmętach szkolnego korytarza, a chłopakowi pozostało już tylko zacząć zastanawiać się nad kumulacją dziwnych i niecodziennych zdarzeń w ciągu jednej doby.
- Jeongguk, zawsze może być gorzej, wiesz? Ale ten, ko nie podejmuje trudów walki, ten ponosi koszty straconych szans.
Słowa Jae Juna dały mu do myślenia. Druga godzina angielskiego minęła o dziwo spokojnie. Zniewieściała kobieta nie odezwała się do niego nawet słowem, ograniczając się jedynie do rzucania co chwilę pogardliwych spojrzeń. Mimo to, nadal czuł się niekomfortowo i z wielką radością powitał, brzmiący jak dzwony kościelne, dzwonek na przerwę.
W całym budynku było takie miejsce, gdzie czuł się dobrze. Biblioteka.
Każdą dłuższą przerwę spędzał właśnie tam. Zaszyty wśród opasłych tomów, miał wrażenie, że choć na chwilę staje się niewidoczny i nieosiągalny dla wszystkich tych, którzy chcieli go skrzywdzić. Tak po prostu jakby był w innym, wspaniałym świecie.
Otworzył zupełnie inne, niż na wszystkich filmach, drzwi do skarbnicy wiedzy i od razu do jego nozdrzy dotarł znany, a jednocześnie skrywający wiele sekretów, zapach książek. Wysilił się nawet na uśmiech.
- Dzień dobry - rzucił pół wesoło starszej kobiecie, która prawie przysypiała na obszernym dębowym biurku.
- Oh, dzień dobry, Jeongguk - odparła, przecierając zmęczone oczy za okularami. - Co dzisiaj chcesz poczytać?
- Nic nowego - wzruszył ramionami. - Dokończę "Chłopaka ze skrzydłami" - stwierdził i sięgnął na odpowiednią półkę po książkę.
- Żeby wszyscy tak chętnie czytali, jak ty - westchnęła i jak gdyby nigdy nic, zaczęła przeglądać jakieś papiery.
Jungkook z niemalże zadowoloną miną, trzymając niemałych rozmiarów powieść, ruszył wgłąb zawiłego labiryntu regałów. Odnalazł swój ulubiony kącik, gdzie, ukryty przed wścibskimi oczami, stał wygodny fotel. Szybko wpakował się na niego, podciągnął kolana pod brodę i zagłębił w fascynującej lekturze.
- Szybowanie, śmiganie szusowanie, swobodny lot, fantastyczne jazdy na prądach powietrznych - nie ma nic lepszego. Jak okiem sięgnąć jestem sam, jedyną żywą duszą w promieniu wielu kilometrów na bezkresnym przejrzystym błękicie nieba. Chcesz, żeby skoczyła ci adrenalina? Złóż skrzydła i zapikuj pionowo w dół, tak przez jakieś dwa kilometry, a potem szszu! Rozłóż skrzydła, wczep się w prąd powietrzny i pruj przed siebie. Boże, nie ma nic lepszego, fajniejszego, bardziej podniecającego...
- I to jest ten jedyny plus posiadania skrzydeł? - zapytała, nie rozumiejąc.
- Nie jedyny i nie największy. Najwspanialsze jest uczucie wolności, kiedy czujesz ten niesamowity wiatr we włosach i wiesz, że nikt nie może cię zatrzymać - westchnął, spoglądając z utęsknieniem w niebo. - A najgorzej jest, kiedy uświadamiasz sobie, że nigdy nie będziesz normalny, że nie ukryjesz przed ludźmi skrzydeł, wezmą cię za dziwaka i zapakują do złotej klatki..
Dziewczyna nie pozwoliła mu dokończyć. Objęła go chudymi ramionami w pasie i roniąc kilka łez, zapewniła, że zawsze będzie mógł do niej wrócić, że może mieć swoje "gniazdo" przy niej i jak ptak, choć wolny, mieć do czego wrócić.
Zamknął książkę. Przypomniał sobie to fascynujące uczucie wtedy, na wiadukcie. Ta chwilowa wolność i beztroska. Świadomość kruchości życia i bezkresu istnienia jednocześnie. Chyba zbyt bardzo zaczął utożsamiać się z Aleksem - bohaterem powieści.
Dwadzieścia minut to zdecydowanie zbyt mało, by przeczytać całą opowieść do końca, dlatego niechętnie odłożył tom z powrotem na półkę i nie mówiąc żadnego "do widzenia", wyszedł.
Pozostałe pięć godzin zajęć lekcyjnych minęło mu zaskakująco szybko. Historia sztuki, na której udało mu się usnąć, język koreański, którego praktycznie nie było, bo nauczycielka musiała przedyskutować z klasą zalety konkursów recytatorskich, dwie matematyki i geografia. Nie było wcale tak źle, jak się spodziewał, a najdziwniejszą rzeczą okazał się być brak jakiegokolwiek zainteresowania nim ze strony klasowych prześladowców, czy jak kto woli - dręczycieli. Na twarzy Jeongguka niemalże pojawił się uśmiech. Czyżby w końcu los się do niego uśmiechnął?
Mina momentalnie mu zrzedła, kiedy schodząc do szatni, zauważył czekających na niego chłopaków z 2d. Tylko skąd wiedział, że czekają akurat na niego. Odpowiedź była prosta; wymowne spojrzenie ich samozwańczego przywódcy i ogólne rozbawienie towarzystwa.
- Jungkook - powiedział na pozór radośnie wysoki brunet, będący drugą najważniejszą osobą w "gangu".
Tylko ta część szkolnej społeczności mówiła do niego po ksywce. Czerpali z tego powodu dziwną satysfakcję, czego Jeongguk wcale a wcale nie potrafił zrozumieć. Bang - bo tak na nazwisko miał czerwonowłosy lider - wyciągnął ze swojej torby białą karteczkę i nic nie mówiąc, podał ją zdezorientowanemu i lekko przerażonemu pierwszoklasiście. Sposób, w jaki to zrobił, jasno świadczył o tym, że to coś szczególnego. Niech gówniarz wie, jaki zaszczyt go w pewną część ciała kopnął.
- C-co to? - zapytał Kook niepewnie otwierając, jak się okazało wcale nie kartkę, a kopertę.
- Zaproszenie na imprezę - odparł z cieniem uśmiechu na ustach Kim Himchan, który zajmował... Nie, chłopak już się nie łapał w ich hierarchii.
- Jaką imprezę? - zapytał, czując, że dłonie zaczynają mu się pocić ze zdenerwowania.
- Moi starzy wyjeżdżają na weekend - oznajmił Bang i puścił mu oczko. - Przyjdź Kookie.
Jak na sygnał, cała grupa ruszyła z miejsca i wyminąwszy zdezorientowanego bruneta, zniknęła w odmętach szkolnego korytarza, a chłopakowi pozostało już tylko zacząć zastanawiać się nad kumulacją dziwnych i niecodziennych zdarzeń w ciągu jednej doby.
Daebak! Uu... jestem pierwsza? kkk
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Ale gdzie jest ten tajemniczy chłopak??? Nie mogę się go doczekać! XD
I ta impreza... No cóż. Czekam na kolejną część!
Weny, weny, weny^^
W założeniach "tajemniczy chłopak" miał się pojawić w tym rozdziale, ale wiadomo, autorzy są kapryśni...
UsuńCzekaj cierpliwie ^^
Dziękuję <3
Wot?? B.A.P ?!!
OdpowiedzUsuńxd skąd oni się tam wzieli ?? Bang ty pierniku! Co chcesz od Kookiego ?! Xp
ogólnie rozdział megaa :3 Czyżby tajemniczy nieznajomy to V ?? Proszę niech to będzie on o.o / Andre