14.11.2014

Never give up - rozdział 5


 Biegł przed siebie. Zdezorientowany z tłukącym się w piersi sercem. Wszystko odczuwał naraz. Strach i zaufanie, smutek i szczęście, złość i radość. Z pozoru tak różne odczucia potrafiły zlać się w jedno. Wszelkie obawy odeszły w zapomnienie, odepchnięte daleko na skraj umysłu wydawały się nie istnieć. Hoseok dał mu nadzieję, a ta, jak na skrzydłach niosła go ponad wszelkimi przeciwnościami. To właśnie ten, mógłby się wydawać przypadkowy i niepozorny przechodzeń, jakich pełno w szarym tłumie, pozwolił mu uwierzyć w ludzi. Powiedział tak znaczące słowa. Nigdy się nie poddawaj.

 Dopadł drzwi do domu, całkiem zziajany. Zmęczenie było dla niego takie odświeżające i napawało go optymizmem. Nacisnął klamkę, która ustąpiła z cichym trzaskiem i wszedł do środka. Zdjął buty i aż się zapowietrzył ze strachu, gdy ktoś pociągnął go do tyłu, tuląc do piersi.

 - Jeongguk, synku - usłyszał ten znajomy i kojący duszę głos.

 Mama znowu była sobą. Doznał takiej euforii, nagłego wybuchu szczęścia, że ledwo powstrzymywał się od płaczu.

 - Mamo - zdołał jedynie szepnąć, przepełniony spokojem.

 - Gdzieś ty się podziewał? - zapytała z troską. - Tak się martwiłam, chciałam już dzwonić na policję.

 - Żyję mamo, byłem u przyjaciela - skłamał. - Mówiłem ci, że idę na urodziny, pamiętasz?

 - Ale tak długo nie wracałeś - pociągnęła nosem. - Martwiłam się.

 I stali tak przez dobre kilka minut, napawając się wzajemną obecnością. Ciche, powtarzane jak mantra synku, syneczku, było jak miód na jego uszy. Jedna rzecz nie mogła mu dać spokoju, ale obiecał sobie, że ten dzień należeć będzie do najpiękniejszych dni jego życia, że nic mu nie zepsuje dobrego humoru. 

 - Udusisz mnie, mamo - powiedział w końcu ze śmiechem.

 A jakże szczery był ten śmiech, ta radość. W odczuciu dałoby się to porównać do radości dziecka, które pozbawione opieki, w końcu odnajduje rodzinę, jak psiak szukający własnego miejsca, kiedy w końcu odnajduje dom, opiekę i poczucie bezpieczeństwa.

 Kobieta puściła go niechętnie. W oczach czaił jej się lęk i strach. Mocno przeżywała zniknięcie syna. Spojrzała na niego. Zmienił się. Jej Jeongguk już nie był tym samym chłopcem, który przybiegał do niej ze zdartym kolanem. Nie miał w sobie nic z tego zagubionego dziecka, któremu na próżno wszyscy starali się wytłumaczyć, że tata nie wróci... dorósł, a ona nawet nie zauważyła kiedy. Na swój sposób była z niego dumna. Tak, jak tylko matka potrafi. 

 - Tak bardzo boję się ciebie stracić - przyznała w końcu. Wysunęła spracowaną dłoń ku jego twarzy i pieszczotliwie pogłaskała go po policzku. - Nie przeżyłabym, gdyby coś ci się stało...

 - Nic mi nie będzie - przerwał jej. Tego się właśnie obawiał. Trudnego tematu. - Martwię się o ciebie. Czasem nie jesteś sobą, wiesz? - zapytał, podświadomi wyczekując odpowiedzi, lecz ona tylko patrzyła na niego nierozumiejącym wzrokiem. - Zdarza ci się... ty czasem nie wiesz kim jestem. Ostatnio... ostatnio - szeptał płaczliwym głosem, a łzy powoli zbierały się w jego oczach - ostatnio nawet mnie uderzyłaś - wyznał, a razem ze słowami potoczyły się pierwsze krople.

 - Naprawdę się łudziłam, że to jedynie moje koszmary. Tak bardzo cię przepraszam, syneczku - mówiła, wtórując mu płaczem. 

 I płakali obydwoje. Mimo, że chłopak miał do matki żal, nie potrafił się nie ucieszyć na wieść, że ona to pamięta. Z jednej strony naprawdę było mu przykro, a z drugiej ogarnął go spokój i dziwne uczucie równowagi. Łzy... łzy były oczyszczeniem. Wydawały się wymywać wszystko to, co złe. Nie tylko cierpienie ostatnich dni, ale każdą przykrość, każdy ból.

 - Mamo, będziesz się leczyć? - zapytał w końcu po długim milczeniu.

 - Będę, obiecuję.

 Odpowiedź wielce go usatysfakcjonowała. Ponownie wtulił się w jej ciało, chociaż trochę źle to powiedziane. Przewyższał ją wzrostem o kilka dobrych centymetrów. Ostatniego lata sporo mu się urosło. Spojrzał na swoją rodzicielkę. Chyba w końcu nadchodził czas, kiedy to on będzie się musiał nią opiekować...

 Jego matka nie była stara. Miała swoje trzydzieści siedem lat, a pomimo tego, na jej twarzy, niegdyś zdobiącej rozmaite czasopisma, pokazywanej w telewizji i na pokazach mody, odcisnęło się piętno upływającego czasu. Kiedy mając dwadzieścia lat, wyszła za mężczyznę, którego darzyła najszczerszą miłością, pracowała jako modelka. Znał ją każdy szanujący się fotograf, a o jej, w pewnym sensie, ciało zabiegali najznamienitsi projektanci. Była naprawdę sławna. Rzuciła karierę, kiedy rok później urodził się Jeongguk. Wtedy była najszczęśliwsza i wręcz promieniowała.

 Wszystko się zmieniło po śmierci jej męża, a ojca czternastoletniego wówczas chłopaka.

 Tamten dzień wyrył mu się w pamięci mocniej niż jakikolwiek inny. I choć jak przez mgłę docierały do niego wtedy informacje, wszystkie okoliczności pamiętał dokładnie. Był siedemnasty listopada. Pomimo kończącej się jesieni, świeciło słońce i było naprawdę ciepło. Tata mu obiecał. Powiedział, że jak tylko wróci z pracy, zabierze jego i mamę na piknik. Niecierpliwie wyczekiwał tej chwili. Naprawdę był blisko ze swoim ojcem i ubolewał nad tym, że przez pracę nie może spędzać z nim więcej czasu. 

 Około godziny czternastej siedział razem z mamą w kuchni. Przygotowywali ostatnie przysmaki, jakie chcieli ze sobą zabrać i pakowali je do dużego wiklinowego koszyka. Nagle zadzwonił telefon. Ciemnowłosa kobieta oderwała się na chwilę od pilnowania, by Jeongguk nie podjadał winogron i z uśmiechem na ustach odebrała.

 Mina momentalnie jej zrzedła.

 Najpierw był głuchy odgłos aparatu uderzającego o podłogę.

Później przeraźliwy krzyk bezsilności, bezradności, szoku i rozpaczy.

 Dopiero po tym, jak jego matka się uspokoiła i zabrała go do szpitala, dowiedział się, co się stało. Tata miał wypadek. Reanimowali go przez godzinę. Bez skutku.

 Od tamtego wydarzenia minęły prawie dwa lata. Czas pełen smutku, cierpienia i żałoby zostawił swoje piętno na obydwojgu. Jeongguk miał większe problemy z nawiązywaniem kontaktu z rówieśnikami, a jego mama... 

 Kobieta przestała o siebie dbać. Od ciągłego płaczu, pod oczami pojawiła się niezwykle trwała opuchlizna. Podrażniona od chusteczek skóra nosa była lekko różowa i nieestetycznie odznaczała się od bladej twarzy. Czarne, długie i zadbane kiedyś włosy przyprószone były siwizną, a rozdwojone końcówki sprawiały, że puszyły się na końcach. Chłopak nawet nie zauważył, kiedy to zaszło aż ta daleko... Z przerażeniem spostrzegł, że bardzo wychudła.

 - Mamo - powiedział w końcu, przerywając tą kojącą ciszę. - Idziemy do fryzjera - zadecydował, a ona tylko uśmiechnęła się szczęśliwa. 

 Rzeczywiście odwiedzili salon fryzjerski, gdzie przemiła kobieta doprowadziła jej włosy do porządku. Później poszli jeszcze do kosmetyczki i do cukierni, gdzie zawsze chodzili we trójkę. Jego mama nawet kilka razy szczerze się zaśmiała, co uznał za swój osobisty sukces. Taki mały krok w przód... Mały, ale jednak krok.

 Niedzielnym popołudniem odwiedzili grób jego taty.

 - Myślisz, że jest tam szczęśliwy? - zapytała syna, spoglądając w niebo.

 - Myślę, że dopóki my jesteśmy szczęśliwi, on też taki jest. Naprawdę, czasem mam wrażenie, że tata jest przy nas i nam pomaga, wiesz? - odpowiedział jej i później każde pogrążyło się w swoich rozmyślaniach.

 Wraz z nadejściem poniedziałku skończyła się błoga rodzinna sielanka. Dla bruneta był to najwyższy czas, by zmierzyć się z bandą Banga, samym Bangiem, wydarzeniami piątkowej imprezy i tą znienawidzoną nauczycielką angielskiego. Postanowił kiedyś znaleźć i udusić człowieka, który układał mu plan lekcji. Rozumiał, że był w klasie językowej, ale angielski codziennie, to już była lekka przesada.

  - Znowu nie mam dziennika - oburzyła się pani Smith. - Ktoś chce się zgłosić do odpowiedzi?

Momentalnie zapanowała cisza.

 - Może Jeongguk - rzucił ze śmiechem jakiś chłopak.

 - Jeon Jeongguk - rzekła dostojnie kobieta, patrząc wprost na chłopaka, widocznie zadowolona z pochwyconego pomysłu. - Chcesz nam opowiedzieć o Guy Fawke's Day?

 Chłopak mruknął pod nosem ciche "oczywiście" i zaczął mówić. Ku zdumieniu wszystkich wyszło mu to naprawdę dobrze. Opowiedział wszystko ze szczegółami i ani razu się nie zaciął. 

 - No dobrze, piątka - skomentowała to.

 Nie wiadomo, kto był w większym szoku, Jungkook, reszta klasy, czy sama nauczycielka. Mimo wszystko brunetowi od razu poprawił się humor i zmartwienia gdzieś uleciały. Może wszystko miało już być dobrze... Dosłownie pięć minut później dostał jedynkę za nieuważanie na lekcji i wszystko wróciło do normy.

 Po skończeniu wszystkich poniedziałkowych lekcji, przyszło mu się zmierzyć z tym, czego obawiał się chyba najbardziej. Przy szkolnej bramie czekał na niego Bang Yongguk  i jego bezmyślna banda.

  - Kookie - warknął wściekle, że aż chłopak dostał gęsiej skórki. - Wiesz, szmato, że będziesz musiał jakoś odpłacić za zniszczenie tak zajebistego wieczoru? - zapytał, łapiąc go za koszulkę i popychając na murek otaczający szkolną posesję.

 - J-ja przepraszam - bąknął pod nosem.

 - Możesz sobie wsadzić gdzieś te przeprosiny. Jesteś tak, kurwa, bezużyteczną dziwką, że... - mówił podnosząc zaciśniętą pięść, wyraźnie chcąc go uderzyć.

 - Może jednak się uspokoisz - zasugerował ktoś, odciągając go od Jungkooka. - I trochę grzeczniej. W końcu cię przeprosił.

 - A spierdalaj - wysyczał, patrząc na intruza i jak gdyby nigdy nic, wepchnął mu szesnastolatka w ręce. 

Kiedy nieznajomy odszedł, ciągnąc za sobą zdezorientowanego bruneta, Himchan zdołał wyjść z szoku i zwrócił się do lidera grupy:

 - Bang, a ty w ogóle zdajesz sobie sprawę kto to był?

 - A chuj mnie to?

 - To był J-Hope.

 Czerwonowłosy momentalnie zbladł. J-Hope był swojego rodzaju legendą wśród gangów. Niepokonany, najlepszy z najlepszych, a w dodatku podobno tanecznie uzdolniony. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że dane mu będzie go spotkać, a tym bardziej w takich okolicznościach. Chociaż w zasadzie najbardziej go zszokował fakt iż najwyraźniej znał się z Jungkookiem na tyle dobrze, by go obronić... Się dziwka umie ustawić, pomyślał.

6 komentarzy:

  1. Nowy rozdział <3
    Nie przejmuj sie i na spokojnie pozałatwiaj sprawy w szkole my tu poczekamy :3

    Rozdział jak zwykle boski, ale gdzieś w głębi duszy myślałam że Bang będzie chociaż, odrobinkę miły :p

    Pozdrawiam i dużo weny życzę :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Serio mam teraz tyle na głowie...
      Bang, mimo, że mój bias, to zawsze będzie pedofilem...
      A że akurat wredny dla Kooka...
      Jakoś tak wyszło.
      Ale zobaczysz, jeszcze się go utemperuje :)

      Usuń
  2. Czekanie sprawia, ze jak rozdzial juz jest to czyta sie go z wypiekami na twarzy. XD cos jak prezenty na swieta :P
    Cudnieeeee! Milo, ze mama Kookiego wrocila do normalnosci. :3
    Hmmm.. No to czuje, ze grupa Banga bedzie miala troche przerąbane xD
    *Bang pedofil, kochany xD*
    Duuuużo weny! Fighting :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poziom szczęścia momentalnie wzrasta z każdym komentarzem :)
      Co do grupy Banga... Się zobaczy :P
      Dziękuję :*

      Usuń
  3. Ila planujesz rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest dość trudne pytanie...
      Generalnie dlatego, że nie wiem
      Mam w planach jeszcze "kilka"
      Ale dokładnej, czy nawet przybliżonej liczby nie jestem w stanie podać. Może 10, a może 20 :)

      Usuń