Nie miał za wiele czasu na reakcję, niemal natychmiast został przeniesiony na bezpieczną stronę barierki. Powoli obrócił głowę, chcąc przyjrzeć się wybawcy. Zamarł. Ten, który mu pomógł, wyglądał zupełnie jak chłopak, który uratował go dzień wcześniej.
- Ty serio chcesz umrzeć? - zapytał, wciąż podtrzymując Kooka w talii.
Brunetowi ten dotyk wydał się bardzo intymny. Czuły i pełen troski, ale silny jednocześnie. Wszystko to, czego ostatnimi czasy mu brakowało. Bezpieczeństwo.
- N-nie - mruknął i zarumienił się pod wpływem jego świdrującego spojrzenia.
- Jesteś jakiś nienormalny. Nie chcesz umrzeć, a spadasz, przepraszam spadałbyś z tego mostu codziennie gdyby nie ja! - zaczął krzyczeć.
Dla Kooka to było za wiele. Tyle emocji naraz; szczęście, strach, zrozpaczenie, nagła wizja śmierci, spokój i jeszcze ten człowiek na niego krzyczał. Spojrzał na chłopaka mocno zdezorientowany. Wywrócił gałki oczne do tylu, stracił czucie w całym ciele. Zemdlał i gdyby nie podtrzymujące go ramiona nieznajomego, przewróciłby się na chodnik.
Zakapturzony chłopak nagle przestał mówić i przestraszył się nie na żarty. Ten drobny brunet ewidentnie wymagał jego pomocy. Niewiele myśląc, upewnił się, że chłopiec oddycha i wziął go na ręce. Do domu nie miał daleko. Wiedział, co prawda, gdzie mieszka niedoszły samobójca, ale wolał nie ryzykować podstawienia go pod drzwi i narażenia się na gniew jego rodziców. Jeszcze by pomyśleli, że to on coś mu zrobił. Wzdychając ciężko, energicznym krokiem ruszył w kierunku swojego mieszkania. Po drodze odkrył jeszcze przyczynę dziwnego zachowania bruneta. Śmierdziało od niego jak z gorzelni, tylko coś nie chciało mu się wierzyć, że jest pełnoletni.
Rankiem Jungkooka obudziło przerażająco jasne światło i ostry ból głowy. Żeby choć trochę ulżyć swojemu cierpieniu, przekręcił się na drugi bok i spadł z łóżka. Dziwne. Przecież tam zawsze była ściana. Momentalnie podniósł się do siadu i ignorując uciążliwe świdrowanie w żołądku, rozejrzał się wokół. Białe ściany, wąskie łóżko z którego właśnie spadł, duże okna, miękki brązowy dywan i małe biurko w kącie. To zdecydowanie nie był jego pokój. Ciche kroki gdzieś z tyłu zwróciły jego uwagę. Nadal siedząc, obrócił się w stronę drzwi.
- Wyspany? - zapytał chłopak wchodzący do pomieszczenia.
Jeongguk spojrzał na niego niepewnie. Sylwetka wydawała mu się znajoma. Szczupłe, ale odpowiednio umięśnione ciało, piękna twarz z alabastrową cerą. Proste kosmyki włosów zafarbowane na jasny brąz, podchodzący nawet pod odcień rudego. Duże oczy w kolorze płynnej czekolady, które wydawały się przenikać do głębi jego duszę. Ogólnie wyglądał na dwadzieścia parę lat, może mniej.
- E, żyjesz? - zapytał zaniepokojony, podchodząc do niego.
Kook nadal nie reagował, patrzył tylko nieobecnym wzrokiem na nieznajomego. Brązowowłosy wyciągnął rękę i chciał pomachać nią przed jego twarzą, kiedy brunet niespodziewanie się skulił i nieznacznie cofnął.
- Zostaw mnie - pisnął przerażony, zasłaniając twarz dłońmi.
- Hej, spokojnie, nic ci nie zrobię - zapewnił go. - Jestem Jung Hoseok - przedstawił się.
Jungkook niepewnie zerknął w jego stronę. Milczał jeszcze przez dłuższą chwilę. Na jego twarzy pojawiały się przeróżne emocje. Wahał się. Zaufać, czy nie?
- Jeongguk - szepnął w końcu.
Hoseok uśmiechnął się do niego szeroko. Chłopak przypominał mu dzikie zwierzątko, takie które trzeba oswoić. Nawet nie chciał myśleć o tym, co mogło go spotkać, że zachowuje się tak nieufnie. Usiadł koło niego na podłodze i westchnął.
- Ile ty dzieciaku masz lat? - zapytał.
Jungkook spuścił wzrok. To pytanie było co najmniej krępujące, przynajmniej w jego mniemaniu. Nawet nie wiedział jak znalazł się w tym miejscu, a tym bardziej, co robił z Jungiem. Przecież jak dowie się, że jest niepełnoletni, to od razu odeśle go do domu, gdzie matka się zdenerwuje...
- Szesnaście - bąknął, permanentnie ignorując wcześniejsze przemyślenia.
- Tak coś przypuszczałem, że alkoholu to ty pić nie powinieneś - westchnął brązowowłosy. - Wiesz w ogóle, co się wczoraj stało?
Chłopiec niepewnie skinął głową.
- Byłem na urodzinach Zelo u Banga, a potem na wiadukcie...
- Właśnie. Czym ci życie tak dopiekło, że chciałeś się zabić?
Jeongguk się speszył. Przez to proste, ale istotne pytanie, w jego głowie zaczęły krążyć myśli, które starał się trzymać z dala od świadomości. Naraz dopadły go wszystkie problemy. Chora psychicznie matka, znęcający się koledzy ze szkoły, wredna nauczycielka angielskiego, brak przyjaciół... Ale zbyt bardzo bał się... sam zresztą nie wiedział czego. Być może Hoseoka albo po prostu wyśmiania.
- Nie chciałem - skłamał.
- Aha - mruknął brązowowłosy. - Upiłeś się, doznałeś nagłej potrzeby stanięcia na krawędzi i mało się nie zabiłeś - wywnioskował, a Kook mu przytaknął - a dzień wcześniej?
Chłopak nie był w stanie mu odpowiedzieć, bo w zasadzie nie miał jak. Co, powie że życie jest beznadziejne i chciał z nim skończyć? A z resztą, co mu do tego?
- Nie chcę o tym rozmawiać - odparł w końcu, nie patrząc na rozmówcę. - Nie znam cię, nie wiem, gdzie jestem, jak się tu znalazłem, więc zostaw mnie w spokoju i daj mi wrócić do domu! - krzyknął. Już go nie obchodziło nic. Chciał po prostu położyć się we własnym łóżku, zasnąć i obudzić się z myślą, że cały rok od śmierci ojca był tylko złym koszmarem.
- Jeongguk, spokojnie - powiedział Hoseok, przysunął się do chłopaka i starł ręką pierwsze łzy pojawiające się na jego twarzy. - Posłuchaj, nie jestem żadnym gwałcicielem, czy tym bardziej pedofilem. Zabrałem cię wczoraj do mnie, bo byłeś pijany, a twoi rodzice by się raczej nie ucieszyli z tego powodu. Nie trzymam cię tu, w każdej chwili możesz sobie pójść - usłyszał ciche burczenie - ale proponuję, żebyś jednak został na śniadanie, co ty na to?
Brunet od razu się uspokoił i skinął głową z aprobatą. Był głodny i to bardzo. Jung pogłaskał go jeszcze po głowie i pociągnął za rękę do kuchni.
Pierwsze wrażenie, jakie odniósł Jungkook przyglądając się umeblowaniu pomieszczenia, do którego zaciągnął go brązowowłosy, było... właściwie nie było. Zamurowało go w drzwiach. Wszystko wyglądało tak, jakby ktoś przeniósł go do prawdziwej starej Anglii. Doskonale znał wszystko z znienawidzonych lekcji angielskiego.
- Cóż - mruknął Hoseok. - Wiem, że to wygląda dziwnie, ale moja mama ma obsesję na punkcie Anglii i jakoś tak wyszło, że urządzała mi kuchnię i łazienkę.
- Nie, jest w porządku - uśmiechnął się smutno.
Chwilę później chłopak został usadzony na białym, drewnianym krześle. Brązowowłosy zajął się przygotowywaniem czegoś, co określił "śniadaniem mistrza". Rozmawiali sobie swobodnie o wszystkim i o niczym; aż dziwne wydawało się to, jak szybko Jeongguk przyzwyczaił się do - jak się w trakcie rozmowy okazało - tancerza. Mógł się nawet pokusić o stwierdzenie, że lubi tego lekko zakręconego chłopaka.
- Ile ty właściwie masz lat? - zapytał z czystej ciekawości, niemal śliniąc się na widok cieplutkich tostów na talerzu przed nim.
- Dwadzieścia - odparł mu, stawiając jeszcze na stole dwa kubki z kakaem. - Smacznego.
Po uzyskaniu odpowiedzi przyjrzał się uważnie mężczyźnie. Rzeczywiście wyglądał zdecydowanie doroślej niż on, pokusił się nawet o stwierdzenie, że wygląda przystojnie, ale zrobił to na tyle podświadomie, że nawet tego nie zauważył.
- A mogę jeszcze o coś zapytać? - wymamrotał, chwytając pierwszego tosta w rękę.
- Śmiało - zachęcił go Hoseok, zatapiając zęby w ciepłej kanapce.
- Co robiłeś w środku nocy na wiadukcie?
Brązowowłosy upił łyk z kubka i zastanowił się. W sumie to rzeczywiście było dziwne.
- Koło trzeciej w nocy zachciało mi się soku pomarańczowego - odparł zgodnie z prawdą. - Jedyna droga do całodobowego sklepu prowadzi właśnie tamtędy. To, że cię znalazłem to musiało być przeznaczenie - zaśmiał się.
- Ta... - mruknął smutno chłopak
Po smakowitym śniadaniu nastał czas pożegnania. Stali w drzwiach i żaden nie wiedział co powiedzieć. W końcu Hoseok się przełamał i delikatnie przytulił chłopca.
- Pamiętaj, młody. Cokolwiek by się działo, nigdy się nie poddawaj. Jak będziesz miał jakiś problem, możesz śmiało do mnie przyjść, razem go jakoś rozwiążemy, rozumiesz? - odpowiedziało mu ciche tak. -No, to zmykaj do domu.
Puścił go wolno. Zakuło go w sercu na widok oddalającej się sylwetki chłopaka, który w swoim zachowaniu ukazywał, jak dużo nad nim ciąży. Zwykły nastolatek, a dla niego nawet dziecko, które zbyt szybko musiało dorosnąć. Westchnął ciężko. Przez te kilka godzin zdążył go polubić. Żeby tylko nie musiał nigdy więcej ściągać go znad przepaści.
Jeongguk, gdy tylko przestał widzieć dom Hoseoka, zaczął biec jak oszalały. Nie wiedział co tak właściwie się z nim dzieje. Miał ochotę płakać. Tyle dobroci od nieznajomego. Tyle ciepła, którego na co dzień mu brakowało. Zrozumienie i zero pretensji. Niemalże jego anioł stróż. Nie mógł pojąć, jak można być tak bezinteresownym...
Jeongguk się speszył. Przez to proste, ale istotne pytanie, w jego głowie zaczęły krążyć myśli, które starał się trzymać z dala od świadomości. Naraz dopadły go wszystkie problemy. Chora psychicznie matka, znęcający się koledzy ze szkoły, wredna nauczycielka angielskiego, brak przyjaciół... Ale zbyt bardzo bał się... sam zresztą nie wiedział czego. Być może Hoseoka albo po prostu wyśmiania.
- Nie chciałem - skłamał.
- Aha - mruknął brązowowłosy. - Upiłeś się, doznałeś nagłej potrzeby stanięcia na krawędzi i mało się nie zabiłeś - wywnioskował, a Kook mu przytaknął - a dzień wcześniej?
Chłopak nie był w stanie mu odpowiedzieć, bo w zasadzie nie miał jak. Co, powie że życie jest beznadziejne i chciał z nim skończyć? A z resztą, co mu do tego?
- Nie chcę o tym rozmawiać - odparł w końcu, nie patrząc na rozmówcę. - Nie znam cię, nie wiem, gdzie jestem, jak się tu znalazłem, więc zostaw mnie w spokoju i daj mi wrócić do domu! - krzyknął. Już go nie obchodziło nic. Chciał po prostu położyć się we własnym łóżku, zasnąć i obudzić się z myślą, że cały rok od śmierci ojca był tylko złym koszmarem.
- Jeongguk, spokojnie - powiedział Hoseok, przysunął się do chłopaka i starł ręką pierwsze łzy pojawiające się na jego twarzy. - Posłuchaj, nie jestem żadnym gwałcicielem, czy tym bardziej pedofilem. Zabrałem cię wczoraj do mnie, bo byłeś pijany, a twoi rodzice by się raczej nie ucieszyli z tego powodu. Nie trzymam cię tu, w każdej chwili możesz sobie pójść - usłyszał ciche burczenie - ale proponuję, żebyś jednak został na śniadanie, co ty na to?
Brunet od razu się uspokoił i skinął głową z aprobatą. Był głodny i to bardzo. Jung pogłaskał go jeszcze po głowie i pociągnął za rękę do kuchni.
Pierwsze wrażenie, jakie odniósł Jungkook przyglądając się umeblowaniu pomieszczenia, do którego zaciągnął go brązowowłosy, było... właściwie nie było. Zamurowało go w drzwiach. Wszystko wyglądało tak, jakby ktoś przeniósł go do prawdziwej starej Anglii. Doskonale znał wszystko z znienawidzonych lekcji angielskiego.
- Cóż - mruknął Hoseok. - Wiem, że to wygląda dziwnie, ale moja mama ma obsesję na punkcie Anglii i jakoś tak wyszło, że urządzała mi kuchnię i łazienkę.
- Nie, jest w porządku - uśmiechnął się smutno.
Chwilę później chłopak został usadzony na białym, drewnianym krześle. Brązowowłosy zajął się przygotowywaniem czegoś, co określił "śniadaniem mistrza". Rozmawiali sobie swobodnie o wszystkim i o niczym; aż dziwne wydawało się to, jak szybko Jeongguk przyzwyczaił się do - jak się w trakcie rozmowy okazało - tancerza. Mógł się nawet pokusić o stwierdzenie, że lubi tego lekko zakręconego chłopaka.
- Ile ty właściwie masz lat? - zapytał z czystej ciekawości, niemal śliniąc się na widok cieplutkich tostów na talerzu przed nim.
- Dwadzieścia - odparł mu, stawiając jeszcze na stole dwa kubki z kakaem. - Smacznego.
Po uzyskaniu odpowiedzi przyjrzał się uważnie mężczyźnie. Rzeczywiście wyglądał zdecydowanie doroślej niż on, pokusił się nawet o stwierdzenie, że wygląda przystojnie, ale zrobił to na tyle podświadomie, że nawet tego nie zauważył.
- A mogę jeszcze o coś zapytać? - wymamrotał, chwytając pierwszego tosta w rękę.
- Śmiało - zachęcił go Hoseok, zatapiając zęby w ciepłej kanapce.
- Co robiłeś w środku nocy na wiadukcie?
Brązowowłosy upił łyk z kubka i zastanowił się. W sumie to rzeczywiście było dziwne.
- Koło trzeciej w nocy zachciało mi się soku pomarańczowego - odparł zgodnie z prawdą. - Jedyna droga do całodobowego sklepu prowadzi właśnie tamtędy. To, że cię znalazłem to musiało być przeznaczenie - zaśmiał się.
- Ta... - mruknął smutno chłopak
Po smakowitym śniadaniu nastał czas pożegnania. Stali w drzwiach i żaden nie wiedział co powiedzieć. W końcu Hoseok się przełamał i delikatnie przytulił chłopca.
- Pamiętaj, młody. Cokolwiek by się działo, nigdy się nie poddawaj. Jak będziesz miał jakiś problem, możesz śmiało do mnie przyjść, razem go jakoś rozwiążemy, rozumiesz? - odpowiedziało mu ciche tak. -No, to zmykaj do domu.
Puścił go wolno. Zakuło go w sercu na widok oddalającej się sylwetki chłopaka, który w swoim zachowaniu ukazywał, jak dużo nad nim ciąży. Zwykły nastolatek, a dla niego nawet dziecko, które zbyt szybko musiało dorosnąć. Westchnął ciężko. Przez te kilka godzin zdążył go polubić. Żeby tylko nie musiał nigdy więcej ściągać go znad przepaści.
Jeongguk, gdy tylko przestał widzieć dom Hoseoka, zaczął biec jak oszalały. Nie wiedział co tak właściwie się z nim dzieje. Miał ochotę płakać. Tyle dobroci od nieznajomego. Tyle ciepła, którego na co dzień mu brakowało. Zrozumienie i zero pretensji. Niemalże jego anioł stróż. Nie mógł pojąć, jak można być tak bezinteresownym...