13.05.2014

Druga strona - część 1




Wszystko, co zakazane kusi.  

Dwór rodziny władającej krajem, znajdował się głęboko w lesie. Ukryty przed oczami wszystkich.  W świętym miejscu, gdzie jeszcze nikt nie postawił stopy. Miał w sobie nutę mistycyzmu, czegoś nieosiągalnego dla zwykłych ludzi.  

Władca żył z poddanymi w całkowitej harmonii. Oni go kochali, a on dawał im wszystko, co najlepsze.

Las wokół dworu wydawał się złowrogi. Zupełnie jakby coś ukrywał. Potworną rzecz...

Przez sam jego środek przebiegała granica. Granica, której nie można było przekraczać. Nikt nie wiedział, co było po drugiej stronie. Wyssanymi z palca opowieściami straszono dzieci i zniechęcano śmiałków, którzy próbowali się zapuścić chociażby w okolice tej części. 

Taemin był wnukiem obecnego władcy. Kochał swojego dziadka i codziennie rano biegał po lesie, zrywając kwiaty. Potrafił się bawić godzinami w swoim własnym towarzystwie. Nie bywał samotny. Las był jego domem i przyjacielem. Wszystko, co w nim się znajdowało, było takie żywe i radosne. Nawet królewscy strażnicy nie byli w stanie upilnować tego dzieciaka. Zachowywał się tak, jakby zakazy go nie dotyczyły. Całkiem ponad prawem. Nigdy jednak nie odważył się przekroczyć granicy. Głupi nie był, a miał dopiero siedemnaście lat.

Nastał kolejny piękny dzień. Taemin obudził się z wyjątkowo dobrym samopoczuciem. Jego stan zdrowia nie był najlepszy. Odporność była w jego organizmie znikomymi szczątkami  i co rusz łapał jakieś potworne choroby.

- Dzień dobry, dziadku! - zawołał wesoło, zbiegając po schodach na śniadanie.

- Dzień dobry, Tae. Widzę, że czujesz się lepiej - odparł spokojnie mężczyzna.

- Tak - zamyślił się młodzieniec. - Pójdę dzisiaj do lasu, zbyt dawno tam nie byłem...

- Bądź ostrożny i pamiętaj...

- Tak, tak - przerwał mu. - Nie przekraczać granicy.

Staruszek tylko się zaśmiał i czule zmierzwił wnukowi bujną czuprynę rudych włosów. Nawet nie spostrzegł, kiedy z małego chłopca stał się młodym mężczyzną. Wyjątkowo przystojnym mężczyzną, zachowując odrobinę dziecięcej niezdarności i ciekawości świata. Bardzo go kochał. Jednak za każdym razem, kiedy na niego patrzył, czuł ból. Chłopak zbyt bardzo przypominał swoją matkę, jego jedyną, zmarłą córkę.

Po skończonym posiłku Taemin pobiegł ile sił w nogach prosto do lasu. Od razu odetchnął głęboko, czując tą świeżość i dzikość. Rozkoszował się zapachem i pięknem tej swoistej świątyni natury. Czuł to samo podniecenie, które zawsze towarzyszyło mu w tym miejscu. Czuł się jak fragment tego idealnego w swojej prostocie systemu. Nieskończona ilość gatunków drzew, krzewów i kwiatów, tysiące różnobarwnych ptaków wyśpiewujących leśnooperowe symfonie. Wszystko było cudowne.

- Chodźcie, moje kwiatuszki - podśpiewywał pod nosem.

Spacerował po dobrze sobie znanych ścieżkach. Zaglądał do zakamarków, gdzie znaleźć można było egzotyczne odmiany jaszczurek. Zrywał kolorowe kwiaty w jeden wielki bukiet. Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się tuż przy barierze...

- Ło, matko! - wrzasnął, potykając się o coś. - Kto normalny kładzie na środku lasu... O Boże, trup!

Momentalnie odskoczył od ciała leżącego pod jego nogami i cofnął się odrobinę. Leżący bezwładnie człowiek jęknął głucho - bynajmniej nieżywy nie był.  Taemin natychmiast rzucił cały bukiet na trawę i ukucnął przy nieznajomym.

- Hej, nic ci nie jest?

Strącił ręką kaptur z głowy nieprzytomnego człowieka i aż sapnął z zachwytu. Nigdy wcześniej nie widział tak pięknego mężczyzny. Ciemna oliwkowa skóra, długie pofalowane włosy, mocno zarysowana linia szczęki. Zaraz później przestraszył się nie na żarty. Cały lniany płaszcz nieznajomego przesiąkł brunatno czerwoną krwią, która nadal wydzielała intensywny zapach. Lekko go zemdliło, a w ustach poczuł metaliczny posmak.

Najpierw pomyślał, że przydałoby się sprowadzić pomoc, ale chwilę później z tego pomysłu zrezygnował. Dziadek dowiedziałby się, że zapuścił się tak daleko od domu i tak niebezpiecznie blisko bariery. Pociągnął się za włosy, rozpaczliwie próbując znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. W końcu, nie mogąc zrobić niczego innego, postanowił opatrzyć rany mężczyzny.

Przypominając sobie drogę do źródełka, pobiegł po świeżą wodę. Nabrał jej w prowizoryczne naczynia z łupin ogromnych orzechów. Chwilę później był już z powrotem przy tajemniczym brunecie. 

Z trudem odwrócił go na plecy i zdjął z niego górną część ubrania. Z niemym przerażeniem zamoczył chusteczkę w chłodnej wodzie i zaczął obmywać wszelkie skaleczenia pokrywające tors mężczyzny. Doliczył się dwudziestu nacięć na skórze. Mniejszych lub większych, ale jednak widocznych. Główkował się, co też ten człowiek robił w takim miejscu. Na sam koniec położył sobie jego głowę na kolanach i delikatnie przecierał jego twarz, głaszcząc jednocześnie jego miękkie włosy. Niespodziewanie nieznajomy otworzył oczy.

- Cz...Cześć - szepnął nieśmiało rudzielec. - Nic ci nie jest?

- Kim jesteś? - zapytał głębokim głosem brunet, przyprawiając chłopca o dreszcze na całym ciele.

- Jestem...

- Dzięki za pomoc - przerwał mu, podnosząc się do siadu.

- Nie rób tak! Twoje rany mogą się otworzyć - wrzasnął Taemin.

Brunet popatrzył na niego jak na kogoś ułomnego i z delikatnym uśmiechem przeczesał sobie włosy.

- Te rany lada moment się zagoją - wytłumaczył spokojnie.

Rudzielec oniemiał. Jak to możliwe, że mówi to z takim spokojem, jakby nic go nie bolało. Odruchowo zerknął na tors mężczyzny i otworzył szeroko buzię. Na jego oczach  głębokie rany na ciele bruneta zamieniły się w delikatne, bladoróżowe kreski.

- Przechodzenie przez barierę jest cholernie trudne - westchnął. - Jak próbowałem wrócić, to po prostu odrzuciła mnie na dość dużą odległość...

- Masz na myśli, ze próbowałeś przejść na drugą stronę?! To zakazane!

- W gwoli ścisłości, nie próbowałem tam przejść, ja próbowałem tam wrócić - zaśmiał się cicho. - Więc jesteś z tej strony, co? Nie powinieneś się czasem trzymać dalej od bariery?

- Ja...

- Taemin -  rozległ się krzyk. - Taemin.

- Muszę już iść - stwierdził rudzielec podnosząc się z ziemi. Rozejrzał się nerwowo wokół, jakby bał się, że ktoś go zobaczy.

- Czyli nazywasz się Taemin. Ja jestem Minho. Przyjdź tu ponownie jutro, dobrze?

Przez całą drogę powrotną do pałacu biegł, a uśmiech nie chciał zejść z jego twarzy. Minho... Minho... Nie potrafił przestać o nim myśleć. Wydawał się taki tajemniczy, a na dodatek pochodził z drugiej strony. I chciał się jeszcze spotkać! Wydawało mu się to tak nierealne, że zaczął myśleć, że ma problemy z głową. Jednak następnego dnia i tak poszedł na spotkanie... 


6 komentarzy:

  1. Ooo :o Fajny pomysł ^ ^ Nie mogę się doczekać dalej :D
    Weny <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny fajny pomysł ><
    Bardzo mi się to podobało ^^
    Ciekawie się zapowiada !
    Minho to takie mego cicho <333
    Czekam na kolejna część<3
    I widzisz pożyczenie czasu się opłaciło ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hah jasne :D przydał się czas, przydał :D
      Cieszę się, że pomysł się podoba ^^

      Usuń
    2. Ja będę czekać na mojego HunHana :)

      Usuń
  3. Łaaaa *-* ciekawie się zaczyna ;3 Minhoooo, taki tajemniczy nieznajomy, awww ;3 *jara się bo 2min* ale Minnie to taki niewinny dzieciaczek :') khehehehe, ciekawe jak się rozwinie jego relacja z naszym Żabolem ^.^

    OdpowiedzUsuń