30.03.2014

Pięć sposobów na stworzenie zespołu - część 8

Impreza trwała w najlepsze. Gospodarz, bardzo zadowolony z prezentów popijał kolejną butelkę piwa, z uśmiechem wspominając cudowną reakcję Kibuma.

 Minho przyszedł do niego z prezentem i z całkowicie poważną miną wręczył go jubilatowi.

- Bo Key będzie zadowolony - dodał przy tym i bardzo spokojnym krokiem odszedł parę metrów.

Lekko zdezorientowany Kim otworzył torebkę i wyjął stamtąd dość osobliwy podarunek w liczbie mnogiej na dodatek. Na samej górze był truskawkowy żel nawilżający, o bardzo jaskrawym kolorze z doczepioną karteczką "Key lubi kolory". Im dalej zagłębiał się w zawartość paczki, tym szerzej się uśmiechał. Tęczowe futerkowe kajdanki, pejcz z kolorową rączką wysadzaną kryształkami, a nawet zielony wibrator. Jonghyun tarzał się ze śmiech, Taemin zrobił się czerwony, Jinki ledwo powstrzymywał się od parsknięcia i dołączenia do Kima, Minho zachowując powagę, obserwował przyjaciół. Kibum nie wytrzymał. Zrobił się cały czerwony ze złości, chwycił pejcz i zaczął gonić Choi po całym sadzie, dziko wrzeszcząc.

- Ty erotomanie! Zboczeńcu jeden! Gdzie mi przy dziecku z takimi rzeczami!

- Umma, daj spokój - krzyknął Tae z tarasu.

Na dźwięk jego głosu Key przystanął i spojrzał w ich stronę. Jego ręka z biczem opadła, a drugą podrapał się po głowie.

- Nie przypominam sobie, żebym cię rodził - stwierdził patrząc wprost na rudzielca.

- Oj no bo się tak zachowujesz - mruknął chłopak, czerwieniąc się lekko.

- O mój Boże... Jestem matką! Zostałem matką! - zaczął się ekscytować Kibum. - Jonghyun jesteś ojcem, mamy dziecko!

Mina siatkarza mówiła sama za siebie. Wtedy Onew nie wytrzymał. Razem z Taeminem śmiali się tak głośno, że słychać ich było z bardzo daleka.

I tak właśnie Kim'owie zostali rodzicami.

Siedzieli teraz przy ognisku, popijając niezliczone ilości kiełbasek piwem. Słońce już dawno zaszło za horyzontem, ustępując miejsca ciemności. Gwiazdy świeciły, nieprzesłonięte przez żadną chmurę. Ciepło bijące od ognia sprawiało, że alkohol łatwiej rozchodził się we krwi, a cały świat sprawiał wrażenie, jakby zatrzymał się dla nich w miejscu.

Niespodziewanie Kibum wstał, a potem ponownie usiadł pomiędzy Onew a Jonghyunem.

- Tak między nami gejami - zaczął.

- A Tae jest gejem? - przerwał mu Choi, niepewnie patrząc na miedzianowłosego, któremu alkohol wcale odwagi nie dodał, siedzącego z kolanami pod brodą.

- Minnie, skarbie, dziecinko kochana, powiedz no mamusi, wolisz chłopców?

Spojrzenie jakim go obdarzył Tae miało w sobie coś pomiędzy typem "żartujesz ze mnie", a "weź przestań". Jeszcze chwilę pomrugał oczkami, a potem plączącym się językiem mruknął coś pod nosem.

- Zacznijmy od początku, Onew... - spojrzał na najstarszego, który zaliczył zgona, gdy tylko skończyły się kurczaki. - Dobra, Onew nie. Jjong - jęknął przeciągle. - Całuj mnie!

Siatkarz, będąc nie mniej ogarnięty niż jego chłopak, przybliżył swoją twarz do jego i już po chwili leżeli obydwaj spleceni ze sobą na trawie, a z ich gardeł wydobywały się jęki pełne podniecenia.

- No to w sumie zostaliśmy tylko my - westchnął Choi. - Lubisz się całować?

Jego pytanie było co najmniej dziwne, ale zmroczony po raz pierwszy w życiu alkoholem umysł Taemina nie zwrócił na to uwagi. Rozpoczął za to zwycięską walkę o dobrą odpowiedź dla Minho.

- Nigdy się nie całowałem. - odparł w końcu, przeciągając się na składanym krzesełku.

Piłkarz uśmiechnął się pod nosem i swoim charyzmatycznym sposobem podszedł do miedzianowłosego i usiadł okrakiem na jego kolanach. Oparł czoło o jego, tak, że zetknęli się nosami. Taemin czuł ciepły oddech na swojej twarzy, przestał myśleć, on był tak blisko.

- Czas to zmienić - wyszeptał Choi.

Zbliżył swoje usta do kuszących warg przyjaciela. Na początku delikatnie, z czułością je ucałował. Przesunął językiem po ich owalu przyprawiając Tae o dreszcze. Tancerz jęknął cichutko, a do jego ust wkradł się ciekawski język Minho. Z wrażenia aż przymknął oczy, nieporadnie zaczął oddawać pocałunek. Wysunął swój język na spotkanie, a wtedy rozpoczął się namiętny taniec. Rozkosz jaką odczuwał, słodki smak, a to wszystko przyprawione błogostanem upojenia alkoholowego. Na sam koniec Choi zassał się na jego dolnej wardze, ciągnąc lekko w swoją stronę. Oderwali się od siebie i Tae już wiedział.

Wiedział czym jest uczucie nabrzmiałych ust, przyspieszony oddech, zanikające uczucie namiętności, tłukące się w klatce piersiowej serce i ochota na więcej.

I to więcej miałoby miejsce, gdyby nie Key, który wrzasnął:

- Gramy w butelkę!

Tym sposobem obudził również Onew, który posłusznie przysiadł się do reszty, nie bardzo rozumiejąc jeszcze, co się dzieje. Butelka niby to poszła w ruch, niby nie, a tak naprawdę nikt nie wie do dzisiaj, gdzie zaginęła. Kibum ruszył z akcją ratunkową, lecz niestety z marnym skutkiem. Pozostali zaczęli przysypiać na siedząco.

- Dobra chłopaki, zarządzam ewakuację do domu - zadecydował Jonghyun i spojrzał na półprzytomnego Taemina. - Minho? Zaopiekujesz się mym pierworodnym?
 Choi drugi raz nie trzeba było powtarzać, wziął młodego na ręce i chwiejąc się lekko, zaniósł do jednego z gościnnych pokoi. Już przed imprezą zadecydowali kto z kim śpi, więc niewiele myśląc piłkarz położył i jego i siebie na dużym łóżku.

 Delikatnie, nie chcąc zbudzić tancerza, zaczął rozpinać jego koszulę, a kiedy skończył, zabrał się za spodnie. Tym sposobem, chwilę później leżeli już w samej bieliźnie pod kocem.

 Taemin przez sen przytulił się do Minho, niemal na niego wchodząc. Nie żeby drugiemu to przeszkadzało, ale noga młodego utkwiła w strategicznym punkcie pomiędzy tymi, należącymi do sportowca. Faktu wcale nie uproszczało nagminne wiercenie tancerza, które niespodziewanie obudziło do życia męskość starszego. I jak miał się wydostać spod chłopaka, tak by go nie obudzić? Przecież nie powie mu "wstawaj, bo mnie podniecasz". Rozpaczliwie szukał rozwiązania,

Noc zapowiadała się bardzo ciekawie,

Pięć sposobów na stworzenie zespołu - część 7


 Podniósł głowę i mało nie spadł z krzesła, gdy zobaczył na przeciwko siebie Jonghyuna z wypisanym na twarzy bardzo szerokim uśmiechem.

 - Yo, młody - przywitał się przyjaźnie. - Key! Chodźcie tu! - wykrzyknął gdzieś w tłum.
 Już po chwili do stolika podszedł szczupły chłopak o nieziemsko kocim spojrzeniu, podkreślonym czarną kredką. (...) Obok niego pojawiło się jeszcze dwóch innych chłopaków - jeden był dość przeciętny w porównaniu do reszty, nieco dłuższe brązowe włosy i twarz wlepiona w książkę od biologii, natomiast drugi... tak, było na co popatrzeć.


Taemin siedział i zupełnie osłupiał z zaskoczenia.



(...) Niestety, całe spotkanie przerwał znienawidzony przez wszystkich dzwonek. Licealiści zaczęli powoli zbierać się w klasach i nie zważając na nauczycieli, nadal prowadzili rozmowy zaczęte na przerwie,


 Ku radości Taemina, cała popularna czwórka poszła sobie, rzucając tylko ciche słowa pożegnania. To było dla niego dziwne. Znikąd pojawili się bogowie szkoły i jak gdyby nigdy nic dosiedli się do ofiary wszelkich docinek i zaczęli z nim najnormalniej w świecie rozmawiać.


 - Nasza laleczka znalazła sobie nowych alfonsów? - zadrwił ktoś, gdy chłopak wchodził do sali lekcyjnej.



 - Spieprzaj - odwarknął gniewnie z tonem, jakiego się po sobie nie spodziewał.



 Po raz pierwszy odpowiedział na czyjeś docinki, cala publika była w szoku. A Tae nie zważając na sytuację, usiadł za swoją ławką.



 Przez całą lekcję nie mógł się skupić. Myślał tylko o nowych, dziwnych znajomych, których wcale nie chciał znać. Był typem samotnika, nie przepadał za tłumami, a fakt, że cała czwórka nie wyglądała na chętną do zostawienia go w spokoju, tylko bardziej go irytowała. Z nimi nie dało się pozostać niezauważonym. Już słyszał kolejne plotki...



Przeczucie wcale go nie myliło. Cała szkoła przez następne kilka dni żyła jednym, zaskakującym faktem, że ich idole zaczęły się zadawać z... nikim. Taemin znany był tylko wśród grupy tanecznej, nielicznej zresztą.


Szkolna "elita" odbiegała jednak od powszechnie znanych stereotypów. Wcale nie przejmowali się tym, że nowa znajomość budzi niesmak wśród niektórych. Wyszli z założenia, że Minho jest podziwiany, Onew szanowany, Jonghyun wielbiony, a Key odwzorowywany za to, jacy są i żadna znajomość tego nie zmieni.

Kibum ze swoim uwielbieniem do rzeczy słodkich, po zobaczeniu miedzianowłosego chłopaka, jeszcze bardziej zaangażował się w swój plan zeswatania go z Minho. Tae, chcąc czy nie chcąc, chodził ze sławną czwórką dosłownie wszędzie, a schemat za każdym razem był ten sam. Na początku Key, zazwyczaj na przerwie śniadaniowej, szczebiotał wesoło o nowym pomyśle spędzenia czasu wolnego po szkole, a reszta przyjaciół się zgadzała. Kiedy tylko najmłodszy z nich chciał się jakoś wykręcić, każdy znajdował tysiące innych spraw do obgadania, a przerwa niespodziewanie się kończyła, zupełnie, jakby była z nimi w zmowie. Po lekcjach, ledwo zdążał się przebrać, a już ciągnięty był przez ikonę szkolnej mody w stronę pozostałych.

Mimo wszystko, Taemin nie mógł narzekać. W Onew odnalazł starszego brata, który zawsze służy pomocą. Z Jonghyunem wspólny język odnaleźli w tematach dotyczących śpiewania. Kibum okazał się tym, który zawsze znajdzie odpowiednie rozwiązanie na problemy z cerą czy ugotuje wspaniały obiad. I oczywiście troszczył się o wszystkich, jak matka o swoje dzieci. Co do Minho...

Za każdym razem, kiedy zostawali sami, Choi starał się jak najbardziej zbliżyć do tancerza, z niewielkim skutkiem. Takie sytuacje sprawiały, że Taemin ze zdwojoną siłą uświadamiał sobie, jak bardzo jest nieśmiały. Chłopak pytał go o coś, a jemu gula stawała w gardle i za nic nie mógł się przemóc, żeby odpowiedzieć. Czerwienił się przy tym jak rumiane jabłuszko i chował oczy za swoją długą grzywką. Za każdym razem, całkowicie przez przypadek, gdy oglądali film, dostawało mu się miejsce obok Minho. I wtedy niemal umierał. Gdy chłopak mimowolnie przysuwał się do niego, czy obejmował po przyjacielsku, gdy bał się horroru, zawsze wtedy dreszcze przechodziły przez jego ciało, przyprawiając go o nieregularny rytm pracy serca i dziwne uczucie, podobne do mrowienia, w brzuchu.

Tak było i tym razem.

- Chłopaki, słuchajcie - zaczął tajemniczo Jonghyun, gdy już wszyscy dosiedli się do ulubionego stolika Taemina na uboczu stołówki. - Mam jutro osiemnastkę i robię imprezę z tej okazji. Tylko nasza piątka, co wy na to?

- Jonghyun! - wrzasnął Key z wyrzutem. - Pomyślałeś o mnie? Co ja ci kupię? Kończę dzisiaj najpóźniej z was wszystkich!

Jego krzyki, jak zwykle zresztą, sprawiły, że spora część szkolnej społeczności zwróciła się w ich stronę, z ciekawością wyczekując rozwinięcia akcji. Obydwaj Kim'owie zaczęli się kłócić, a Diva poczerwieniał ze złości. Onew westchnął głośno, starając się kontynuować czytanie swojej ulubionej książki. Taemin jak to Taemin, zawstydzony nagłym przypływem obserwatorów, zarumienił się i dziwnie zaczął się zsuwać pod stolik. Widząc to, Minho złapał go za nadgarstek i przykładając palec do swoich ust, w geście uciszenia, pociągnął młodszego chłopaka do wyjścia ze stołówki.

  W pomieszczeniu jako tako zapanowała cisza, bo usta Key zostały brutalnie zamknięte... zamknięte przez ciepłe wargi Jonghyuna. Pomruk zachwyconych dziewczyn i oburzonych chłopaków rozniósł się echem po sali, ale nic ich to nie obchodziło. Momentalnie cała złość uleciała z Kibuma, pozostawiając po sobie uczucie błogiego zaspokojenia.

- Kocham cię - wyszeptał mu Jonghyun.

Szli przez szkolny korytarz, dziwnie pusty, jak na przerwę, w całkowitej ciszy. Taemin wlepiał oczy w podłogę, a Choi, nie zważając na nic, nadal ciągnął go za sobą, trzymając za rękę.

Dotarli w końcu do jakichś drzwi, które Tae pierwszy raz na oczy widział. Wyglądały na stare, zupełnie, jakby ktoś o nich zapomniał. Minho otworzył je, i pociągnął zdezorientowanego chłopaka wprost na klatkę schodową. Weszli na dach budynku,

- Taemin - zaczął sportowiec. - Widzę, że nie lubisz być w centrum uwagi, co? - zapytał, śmiejąc się cicho.

 W odpowiedzi otrzymał jedynie niewyraźne mruknięcie ze strony rudzielca. Ze zrezygnowaniem Minho westchnął i usiadł na podłodze, klepiąc ręką miejsce obok siebie. Tae przez chwilę się wahał, a później niepewnie przysiadł obok jednego z nowych przyjaciół.

- Co jest, młody? Nie lubisz mnie? - zapytał Choi.

- Nie - odparł mu chłopak, bardzo cicho.

- Więc, o co chodzi? Przecież widzę, że z chłopakami normalnie rozmawiasz. A przy mnie stać cię tylko na pojedyncze słówka. Chodzi o to na sali gimnastycznej? Przepraszam, że nie pojawiłem się wcześniej, ale zagapiłem się na twój taniec i...

  - Mój taniec? - wyszeptał z niedowierzaniem. - Obserwowałeś mnie?

- Przepraszam, nie powinienem, ale ty tańczysz cudownie i nie mogłem się powstrzymać.

- Nic się nie stało... - zamyślił się przez chwilę. - Minho?

- No?

- Dziękuję - wyszeptał niezrozumiale, wtulając się w umięśnioną klatkę piersiową przyjaciela. - Dziękuję, że mnie uratowałeś.

Niezwykły moment, kiedy Choi był przeszczęśliwy, został brutalnie przerwany przez dzwonek. Taemin jakby wyrwany z transu rzucił się pędem w stronę schodów. Sportowiec jeszcze przez chwilę siedział i wspominał cudowne ciepło, jakie rozlało się po jego ciele, gdy młody się do niego przytulił. Niechętnie poszedł na lekcję.

A przed nimi impreza u Jonghyuna.

26.03.2014

Śpiąca królewna ma niegrzeczne sny


Kibum leżał na podłodze i po prostu spał. Jego zawsze starannie ułożone włosy, były teraz w nieładzie, a zwykle okryte modnymi ubraniami ciało, było prawie całkowicie nagie. Widocznie spadł z łóżka, ale był zbyt zmęczony, by się obudzić.

  Jonghyun spojrzał na niego, budząc się nad ranem. Chłopak, mimo swojego stanu wyglądał uroczo i seksownie.

Najwidoczniej przyśniło mu się coś miłego, bo spokojną twarz przyozdobił delikatny uśmiech i dwa blade rumieńce. Czyżby to jeden z Tych snów? Przez chwilę wiercił się na twardym podłożu, aż w końcu jęknął cicho.

- Jjong - wyszeptał przez sen i ponownie jęknął.

 W jego bokserkach pojawiło się wyraźne wybrzuszenie, a Jonghyun mimo wszystko bardzo się zdziwił. Byli przyjaciółmi, wiedział o orientacji Kibuma, ale nigdy nawet nie przypuszczał, że chłopak może mieć sen... o nim?

  Zaciekawiony, zwlókł swoje umięśnione ciało i przysiadł koło Key na podłodze. Z zafascynowaniem przyglądał się tym nikłym czerwonym plamom, jakby zawierały w sobie odpowiedzi na wszystkie pytania. Nachylił się nad śpiącym Divą i delikatnie, prawie niezauważalnie ucałował jeden z tych rumianych policzków. Swoją rękę położył na już sporym namiociku Key i ścisnął delikatnie jego męskość. Nagrodą za to działanie był kolejny przeciągły jęk podniecenia.

- Jjong - powtórzył sennie.

Rozkoszny dźwięk rozpalił jego ciało i nie był w stanie się powstrzymać. Od zawsze Kibum się mu podobał, ale nie potrafił tego przyznać. Tym razem nabrał pewności, że nie zostanie odtrącony. Pochylił się nad twarzą śpiącego i brutalnie wpił się w jego kusząco rozchylone wargi.

  I właśnie dlatego blondyn się obudził.

  Na początku nie wiedział co się właściwie wokół niego dzieje. W jednej chwili przeżywał sen na pewno nie przeznaczony dla dzieci z Jonghyunem w roli głównej, a potem budzi się, zupełnie jak śnieżka, całowany przez wspomnianego dinozaura. Przekonany, że nadal śni, zarzucił przyjacielowi ręce na szyję i z pasją oddał pocałunek. Białowłosy jeszcze raz lekko ścisnął pulsującego boleśnie członka Kibuma, a ten jęknął prosto w jego usta. Korzystając z okazji, Jonghyun wdarł się swoim językiem do wnętrza przyjaciela i rozpoczął namiętny taniec.

Zaczęło brakować im tchu, więc oderwali się od siebie, ciężko dysząc. Oczy Key błyszczały z podniecenia, niemal samym wzrokiem prowokując do dalszej zabawy.

- Bummie, jak się spało?

  To właśnie pytanie sprawiło, że oprzytomniał i uświadomił sobie, że to wcale nie był sen. Jego przyjaciel, obiekt skrywanych westchnień właśnie go pocałował.

 - Coś ty zrobił? - zapytał głosem pełnym przerażenia.

 - No właściwie to cię pocałowałem - odparł niepewnie, jedną ręką drapiąc się w tył swojej głowy, drugą nadal trzymając pod bokserkami Kibuma.

 - Dlaczego? - wyszeptał łamiącym się głosem.

 W odpowiedzi Jonghyun go przytulił tak, że przez chwilę zapomniał jak się oddycha, a później niemal krzyknął, gdy ręka przyjaciela rozpoczęła swoją wędrówkę po całej długości jego członka.

 - Kocham cię, Jjong.

 - Wiem i ja ciebie też.

Zbliżyli się do siebie tej nocy po raz pierwszy. Stali się jednym. Nie wiadomo było, gdzie kończy się jedno ciało, a gdzie zaczyna drugie. Cudowna chwila pełna magii. Ich własna miłość.

 Tylko Tae był niepocieszony, bo słuchanie odgłosów prosto jak z filmu dla dorosłych bardzo go pobudziło... ale tuż obok leżał śpiący Minho...

25.03.2014

Pięć sposobów na stworzenie zespołu - część 6

OSTRZEŻENIA: +18 ZAWIERA SCENY EROTYCZNE


 Kim Jonghyun zawsze chodził uśmiechnięty. Taki urodzony optymista, potrafiący znaleźć dobre strony w każdej sytuacji. Jeden z lepszych sportowców w całym liceum o nieziemskim głosie, który bardzo często rozbrzmiewał spod szkolnych pryszniców.

 Jego pasją od kiedy tylko pamiętał była siatkówka. Dzięki swojemu uporowi, przekonał rodziców, że nadaje się do tego sportu, więc zapisali go do jednego z seulskich klubów dla młodzieży. Był pracowity i cierpliwy podczas treningów, z zaangażowaniem rozwijał swoje umiejętności, by pewnego dnia zabłysnąć na stanowisku kapitana szkolnej drużyny. Postanowił sobie, że na pewno dorówna swoim idolom z reprezentacji krajowej i bardzo ciężko ćwiczył.

 Na kapitana wybrali go jednogłośnie wszyscy członkowie drużyny. Zyskał ich przychylność swoim optymizmem i niezłomną wiarą w zwycięstwo. Podziwiali go także za znakomite zagrania i mądre decyzje podejmowane spontanicznie. Właśnie kogoś takiego aż chciało się słuchać. Kiedy poprzedni kapitan odszedł ze szkoły, nikt nawet nie pomyślał o zaproponowanie na to stanowisko kogoś innego niż Jonghyuna. Jego wielki dzień, w którym zrobił kolejny krok w stronę swojego marzenia był bardzo deszczowy.

 Pełen radości wracał do domu, chroniąc zmęczone ciało pod czarnym parasolem. Przyglądał się wszystkim wokół, niemal samym spojrzeniem poprawiając im humor. Robił wszystko, by dać ludziom szczęście, a oni robili to samo dla niego, zwyczajnie odwzajemniając uśmiech.

 Idąc chodnikiem myślał o swoich przyjaciołach. Minho i Onew poznał na jednym z meczy, kiedy to poślizgnął się na boisku i upadł, głową uderzając w parkiet. Na chwilę stracił przytomność, a gdy się obudził, siedział nad nim przewodniczący. Obok niego prawie spał inny chłopak, w którym dopiero po chwili rozpoznał Choi'a - chłopaka wybranego na sportowca szkoły.

 Obiecali szkolnej pielęgniarce, że go popilnują, na czas jej nieobecności. I właśnie w prowizorycznym szpitalu się poznali. Później Jonghyun spotykał Minho na sali gimnastycznej coraz częściej, bo ich drużyny często miały wspólny termin treningów, toteż korzystał z okazji i rozmawiał z piłkarzem na wszelkiego typu tematy. Naprawdę go polubił. Z Jinkim sprawa miała się całkiem inaczej. Więzy zacieśniali najczęściej na spotkaniach z innymi przewodniczącymi różnorakich kół zainteresowań. Nawet nie spostrzegli się, kiedy ze zwykłych znajomych stali się najlepszymi przyjaciółmi, gotowymi na największe poświęcenia dla dobra pozostałych.

 Idąc tak i rozmyślając o najbliższych mu osobach, zauważył zbitek wszystkich kolorów tęczy, pośród przemokniętych drzew i szarej scenerii bloków poza parkiem. Kolorowy chłopak wyróżniał się swoją innością, rozpogadzając smutek świata wesołymi odcieniami na swoich ubraniach. Bardzo, ale to bardzo zaintrygował chłopaka o dinozaurzym uśmiechu.

 Podszedł spokojnie do niego i zwyczajnie zaciągnął do swojego domu. Tak właśnie poznał Key, chłopaka o niezwykłym poczuciu stylu i uznaniu dla mody.

 I kiedy w końcu uczucia Kibuma wyszły na jaw, był pewien, że czuje to samo. Wiele godzin spędził na rozmowach z Minho, czy Onew, tylko po to, by żalić im się ze swojego problemu. Ci dwaj tylko utwierdzali go w przekonaniu iż kocha tego zwariowanego chłopaka.

 Ich deklaracja miłosna, odbywająca się w mieszkaniu przewodniczącego, została zakłócona przez samego właściciela i jego współtowarzysza. Nie można powiedzieć, że się wtedy nie zdenerwował. Po raz pierwszy z jego twarzy zszedł pogodny uśmiech, ustępując miejsca morderczemu wzrokowi.

 Nie omieszkał wynagrodzić swojemu nowemu chłopakowi straconej chwili.

 Zaprosił Key do siebie, korzystając z wolnego mieszkania. Jego rodzice wyjechali na drugi koniec kraju, do babci Jonghyuna. Chłopak sam przygotował kolację, nakrył do stołu, a nawet pokusił się o ponad dwieście różnorakich świeczek, które rozstawił, oświetlając drogę od drzwi do stołu, a następnie do sypialni.

 Bez pukania Kim wszedł do środka, zdejmując przy okazji swoją czarno-niebieską kurtkę w najmodniejszym kroju tej zimy.

 - No jestem, kochanie, co chciałeś? - zapytał, a chwilę później mało się nie zakrztusił.

 Jonghyun podszedł do niego i wręczył mu czerwoną różę, delikatnie całując drobną dłoń na przywitanie.

 - Zapraszam na kolację - rzekł najseksowniejszym głosem, jaki udało mu się z siebie wydobyć.

Sceneria była naprawdę romantyczna. Półmrok stwarzany przez delikatny blask ognia wprowadzał atmosferę tajemnicy, a rozsypane wokoło płatki róż rozsiewały delikatny zapach.

 Kibum był zarumieniony na twarzy. Zestresował się powagą sytuacji i cała jego divowatość nagle gdzieś uciekła, pozostawiając Key takiego, jakim był wobec najbliższych. Spróbował tajemniczej potrawy przygotowanej przez jego chłopaka i aż zamruczał. Danie było przepyszne. Idealnie ugotowany ryż z delikatnymi dodatkami, a do tego kieliszek z białym winem. Miał siatkarz gust.

 Po skończonej kolacji Jonghyun wstał i zaciągnął Kima do sypialni. Tam popchnął go na łóżko i zawisł kilka centymetrów przed jego twarzą. Czuli na skórze swoje ciepłe oddechy. Patrzyli sobie prosto w oczy z niepewnością i ufnością jednocześnie. Tak, jakby druga osoba była brakującym elementem życia, kimś kogo kochali.

 - Bummie - zaczął nieśmiało dinozaurowaty chłopak. - Chciałbym, żebyś wiedział, że zawsze będziesz dla mnie kimś, kto zajmuje szczególne miejsce w moim sercu.

 - Jjong... - wyszeptał Key niemal ze łzami w oczach,

 - Kim Kibum, czy... czy chcesz być ze mną? Czy chcesz przyjąć mnie do swojego życia i po prostu mi zaufać? - zapytał tak niepodobnym do niego głosem, pełnym powagii. - Bo Bummie, ja cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez twojej kolorowej osoby.

 W odpowiedzi Key przyciągnął do siebie jego głowę i musnął ustami jego rozchylone wargi.

 - Głupi - wyszeptał łamiącym się głosem. - Przecież już dawno ci powiedziałem, że cię kocham.

 Po jego policzkach popłynęły łzy szczęścia. Zyskał osobę, której mógł zaufać, taką, którą darzył najgłębszym z uczuć.

 Dalsze wydarzenia potoczyły się bardzo szybko.

 Jonghyun starł słone krople z policzków chłopaka i pocałował go. Kibum rozchylił usta w niemym zaproszeniu, a on wdarł się do wnętrza jego ust, zachęcając czuły język do namiętnego tańca rozkoszy.

 W sobie tylko znany sposób udało mu się niemal całkowicie rozebrać Kibuma. Obcałował linię jego szczęki i powoli, bez pośpiechu, schodził ustami coraz niżej, znakując bladą skórę chłopaka licznymi czerwonymi punktami. Key wił się pod nim z rozkoszy, jęcząc cicho, gdy Kim zaczął zabawę jego stwardniałymi sutkami. Przyjemność jaką odczuwał zamroczyła mu zmysły, nie pozwoliła jasno myśleć. Był tylko Jonghyun, jego palce, usta, włosy.

 Jęknął z protestem, kiedy chłopak zaprzestał pieszczot. Rozdziawił nabrzmiałe usta i szerzej otworzył oczy błyszczące z podniecenia. A siatkarz, jakby chcąc zadać mu bardzo słodką torturę, powoli zaczął zdejmować z siebie koszulkę, odsłaniając opaloną skórę rozpostartą na wyćwiczonych mięśniach. Natychmiast Key zapragnął zasmakować tej kuszącej swoim złotym odcieniem klatki piersiowej i jakby odzyskując pewność siebie przytulił się do nagiego torsu chłopaka, a ustami zassał jeden z sutków. Jonghyun uśmiechnął się pod nosem. W końcu udało mu się przywrócić zadziorną stronę osobowości Kibuma. Wsunął rękę pod gumkę jego kolorowych bokserek i zacisnął ją na potrzebującej uwagi męskości chłopaka.

 - Ah Jonghyun, przestań - jęknął nie całkiem świadomie, podczas gdy dłoń Kima poruszała się na jego członku, co jakiś czas zmieniając tempo.

 - Niby protestujesz - odparł siatkarz - ale to tutaj się chyba cieszy z moich poczynań, co?

 W końcu całkowicie pozbyli się ubrań i całkiem nadzy obdarzali się nawzajem czułymi pocałunkami. Ręce błądziły po rozgrzanych ciałach, było im naprawdę cudownie.

 Key cicho jęknął, gdy Jonghyun wsunął w jego ciasną dziurkę palec. Powoli zaczął nim poruszać i nie bacząc na protesty kolorowego chłopaka, dołożył kolejne dwa. Pierwszy szok spowodowany obcym ciałem w organizmie minął, a Kibum instynktownie zaczął wypychać swoje biodra, jakby chcąc głębiej poczuć w sobie przyjemności, jaką niosło delikatne rozciąganie.

 - Jjong - wyszeptał Key, kiedy chłopak wyciągnął swoje place. - Proszę bądź delikatny.

 Zaufanie. Tylko ono się w tej chwili liczyło. Rozdzierający ból z pierwszym pchnięciem. Ale Jonghyun nie poruszył biodrami nawet o milimetr. Cierpliwie czekał, dając kochankowi czas na przyzwyczajenie się do jego wielkości. Z czułością obcałowywał jego kark, zdobiąc bladą skórę pojedynczymi malinkami. Kiedy poczuł delikatne, jakby ostrożne kręcenie biodrami Kibuma, przestał się kontrolować. Ciasne wnętrze chłopaka opinało się na jego męskości, rozkosznie zaciskając się co jakiś czas. Pchnięcie za pchnięciem. Krzyk za krzykiem. Wili się w miłosnym uścisku, a kiedy osiągnęli spełnienie, zrobili to razem.

 Siatkarz idąc ulicą przeklinał w myślach swojego trenera. Kto normalny wysyła kilkunastu siedemnasto- i osiemnastolatków na dwudniowy trening, na drugim końcu kraju? Zmęczenie osiągało krytyczny punkt. Przez całe dwa długie, słoneczne dni nie widział Kibuma. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. W dodatku jego żoneczka wyłączyła telefon i żadnego kontaktu z nim nie miał.

 Szedł mocno zdenerwowany po powrotnej podróży i niespodziewanie coś czarnego zaczęło biec w jego kierunku.

 - Hej, koteczku, zaczekaj! - usłyszał dźwięczny, niemal dziewczęcy głos.

Złapał pędzący kłębek sierści w swoje łapki i ciepło uśmiechnął się do chłopaka wybiegającego zza rogu.

 - To twój kot? - zapytał z rozbawieniem w oczach młodszego od siebie rudowłosego chłopaka.

 - Tak, mój - odparł nieśmiało rudzielec i wyciągnął ręce po swoją futrzaną kulkę.

 Jonhyun cały czas się uśmiechając, obserwował jak czarna aksamitna kulka wędruje po rękawie tego wyglądającego na co najwyżej gimnazjalistę chłopca. W końcu kot zakończył swoją wspinaczkę w przytulnym zagłębieniu kaptura zbyt dużej na miedzianowłosego bluzy. Nie mogąc się powstrzymać, zmierzwił mu włosy i zaśmiał się pod nosem.

 - Pilnuj go lepiej - westchnął. - Jestem Kim Jonghyun i nie ma za co, młody.

 Odwrócił się na pięcie i zaczął iść w stronę domu Onew. Usłyszał jeszcze ciche "Taemin. Jestem Lee Taemin" i chłopak całkowicie zniknął z pola jego widzenia.

 Mieszkanie jego najstarszego przyjaciela cechowało się tym, że cała trójka w składzie Key, Minho i Jonghyun wchodziła do niego i wychodziła nie zawsze dbając o taki szczegół, jak sprawdzenie, czy właściciel jest w środku. Tym razem także nie było inaczej. Korzystając z niezamkniętych na klucz drzwi, siatkarz przeturlał swoje obolałe ciało przez przedsionek, docierając do salonu, gdzie mignęła mu niebieska barwa wymyślnej fryzury Key.

 Usiadł obok niego na kanapie i z wesołym uśmiechem wpatrywał się w zmęczoną twarz divy.

  - Nie było mnie przez dwa dni - westchnął. - Nie przywitasz męża, kochanie?

 Key prychnął cicho i z ledwo wyczuwalnym uśmiechem, delikatnie musnął ustami czoło swojego chłopaka, który ewidentnie liczył na więcej czułości.

 - Tylko tyle?

 - Daj spokój, kaca mam - odparł mu, teatralnie podpierając czoło dłonią.

- Nie było mnie  dwa dni, a wy już chlanie urządzacie - westchnął z wyrzutem. - Za karę nie powiem ci, jakiego słodkiego chłopaka dzisiaj spotkałem.

 - Taa?

 - Nazywa się Lee Taemin.

 Kibum niespodziewanie zaczął się histerycznie śmiać. Całe zajście wydało mu się bardzo, ale to bardzo zabawne.

 -Jonghyun - zajęczał cicho, powstrzymując parsknięcia śmiechu. - Poznałeś właśnie przyszłego faceta naszego Minho. I nie wiem czy wiesz, ale pomożesz mi ich ze sobą spiknąć. - Wypowiedź Key nabierała rozmachu, widocznie chłopak wziął sobie do serca misję, by zrobić z przyjaciela i nieznajomego parę roku. Był tym zadaniem bardzo podekscytowany, a Jonghyun wiedział, że w tej sytuacji nawet nie ma wyboru i musi pomóc. - Jutro na stołówce mi go pokażesz i w ogóle muszę go poznać - ekscytował się.

 Tak jak zapowiedział, następnego dnia bardzo wesoła gromadka poznała złodzieja, który ukradł serce Minho, Lee Taemina.

23.03.2014

Pięć sposobów na stworzenie zespołu - część 5


 Kim Kibum zawsze zaliczał się do ludzi ekstrawaganckich. Samym swoim stylem bycia przyciągał uwagę. Doskonałe poczucie stylu i modne ubiory stawiały go na pierwszym miejscu wśród wszystkich tych, którzy chcieli być zauważeni.

 Lubił wszelkiego rodzaju świecidełka, wisiorki, kolczyki, bransoletki, breloczki i wszystkie inne badziewia najczęściej przypisywane jako damskie. Jego włosy nieustannie zmieniały kolor, a obecnie królował na nich czarno-niebieski duet, określany jako błękitna fala Dunaju na tle ciemnej otchłani.

 Często spotykał się z nieprzychylnymi uwagami nauczycieli, uczniów, a nawet zupełnie obcych ludzi. Jednak jego wrodzona pogarda dla ludzkości pozwalała na całkowite ignorowanie "idiotów z zerowym poczuciem piękna". Do tego dochodził fakt, iż robił za najbardziej opiekuńczą osobę, wśród czterech bożyszczy z Muzycznego Liceum w Seulu.

 Była jeszcze jedna z wielu rzeczy, jaką każdy wiedział o Kibumie. Był gejem i do tego wcale się z tym nie ukrywał.

 Pomijając fakt, że prawie nikt nie znał jego prawdziwego imienia i nazwiska, był znany i popularny, a samo bycie homoseksualistą dodawało mu tłum fanek od yaoi i niekiedy facetów. Wszyscy zwracali się do niego per Key, a dlaczego? Tego nie wiedział nawet on sam.

 Mimo, że zawsze był jaki był, jego prawdzie życie licealne zaczęło się, w momencie kiedy poznał Jonghyuna.

 Dzień ten wcale nie był piękny, słońce nie świeciło, za to deszcz lał się godzinami z nieba, zupełnie jakby ktoś na górze robił wielkie pranie chmur. Key chodził sobie przemoknięty po parku, zupełnie ignorując dziwne spojrzenia, jakimi obdarzali go ludzie. Wyglądał jak mokry fragment tęczy, zgubiony gdzieś po drodze do błękitu nieba.

 Nie wiadomo, co by się stało, gdyby tamtego dnia Jonghyun nie wracał później niż zwykle ze swojego treningu siatkówki. Zaintrygował go chłopak moknący w deszczu, więc do niego podszedł. Zatarasował mu drogę i uśmiechnął się szeroko, nadstawiając czarny parasol nad głowy obydwu.

 Wzrok Key dotychczas wlepiony w rozmokłą ziemię, podniósł się na twarz intruza. Spojrzał na niego swoimi kocimi oczami, a chwilę później tego pożałował. Na swojej drodze spotkał bowiem chłopaka, którego od początku liceum darzył dość osobliwym uczuciem. Zarumienił się delikatnie i nerwowo zagryzł wargę.

 - Cześć - przywitał się Jonghyun. - Nie zimno ci czasem?

- Cześć - odparł mu chłopak o tęczowych wtedy włosach. - Może odrobinę chłodno.

 - W takim razie chodź, bo się przeziębisz.

 Bez zapowiedzi złapał Key za rękę i zaczął ciągnąć w sobie tylko znanym kierunku, a zdezorientowany Kibum nie potrafił nawet zaprotestować. Dał się przyprowadzić prosto do domu chłopaka o wyjątkowo dinozaurzej twarzy i bez zbędnych słów wszedł do środka.

 Powitało go przyjazne ciepło i rozkoszny zapach. Zaproszony przez (nie)znajomego wszedł do pokoju, usiadł na sofie i czekał. Po chwili zjawił się Kim, niosąc w dłoniach dwa kubki gorącej czekolady.

 I właśnie od tej czekolady zaczęła się ich przyjaźń.

 Jakiś czas później poznał Onew i Minho, którzy byli najlepszymi przyjaciółmi Jjonga i to właśnie ta trójka wciągnęła go na szczyt szkolnej społeczności. W zamian za to zyskali jego lojalną przyjaźń i osobę, która zawsze, ale to zawsze zachowywała się wobec nich jak nadopiekuńcza matka.

 Z każdym dniem utwierdzał się w przekonaniu, że kocha Jonghyuna całym swoim sercem. Dochodziło do sytuacji, kiedy naprawdę nie chciał przebywać z nim sam na sam. Podczas jednej z takich chwil nie wytrzymał.

 - Jonghyun - zaczął niepewnie, zupełnie jak nie on.

 - No, co tam, Bummie? - zapytał wesoło wielobrązowowłosy chłopak i usiadł tuż obok Key na kanapie. Tylko on mógł mówić do niego Bummie.

 - Musimy porozmawiać - westchnął ciężko. - Będę z tobą szczery. Nie jesteś dla mnie przyjacielem... jesteś kimś o wiele więcej, ja... ja cię kocham.

 Przygotowywał się na różne scenariusze. Był gotów przyjąć na siebie obelgi i wyzwiska. Myślał o tym, że chłopak może się na niego rzucić z pięściami, ale tego, co wydarzyło się naprawdę, nawet nie śmiał sonie wyobrażać.

 Jonghyun pochylił się nad nim i delikatnie, prawie nie wyczuwalnie musnął spierzchnięte wargi przyjaciela.

 - Więc, Bummie - szepnął chrapliwym głosem. - Pozwól mi także kochać ciebie.

 Takie niepozorne słowa, a sprawiły, że przestał myśleć cokolwiek. Zarzucił ramiona na szyję Kima i mocno wpił się w jego usta. Tak długo wyczekiwany pocałunek, tyle emocji i pasji przekazanej w jednej chwili. Czuł się jak w niebie. Obaj się czuli.

 Silne, ale za razem delikatne dłonie wsunęły się pod jego koszulkę, wywołując dreszcze podniecenia. Po chwili niepotrzebna część garderoby leżała daleko poza zasięgiem ich wzroku.

 Jonghyun obrzucił go głodnym spojrzeniem, pod którym Diva stracił całą swoją odwagę i zaczerwienił się nieznacznie. Jęknął cicho, gdy ciekawskie palce zaczęły bawić się jego sutkami.

 - Jesteś taki seksowny - westchnął dinozaur i niemalże ugryzł jego delikatną skórę na niezbyt umięśnionej piersi.

 - Seksowny, czy nie, my wróciliśmy do domu.

 Cały romantyzm chwili przerwał Onew, wtaczający się do własnego mieszkania, ciągnąc za sobą półprzytomnego Minho.

 Pierwszy przejaw uczuć był dziwny, w dodatku zniszczony przez kurczakożercę, ale zapoczątkował coś, co nazwane zostało JongKey'em. Jak to w tak popularnych związkach bywa, Key jednomyślnie przez wszystkich określony został jako ten bardziej damski, co nawet go cieszyło. Bardzo, ale to bardzo często zwracali się z Jonghyunem do siebie per "żoneczka" i "mężulek".

 Kibum siedział sobie znudzony na kanapie w domu Onew, który stał się ich "bazą" - z niektórych rzeczy się nie wyrasta. Nagle wpadł do środka jego chłopak i z wielkim bananem na twarzy wpatrywał się w Divę.

 - Nie było mnie przez dwa dni - westchnął. - Nie przywitasz męża, kochanie?

 Key prychnął jak kotek, po czym ucałował delikatnie czoło Jjonga.

 - Tylko tyle? - zapytał zasmucony siatkarz.

 - Daj spokój, mam kaca.

 - Nie było mnie dwa dni, a wy urządzacie picie? - dopytywał się niby obrażonym głosem. - Za karę nie powiem ci, jakiego słodkiego chłopaka dzisiaj spotkałem.

 - Taa?

 - Nazywał się Lee Taemin.

  Key nagle zaczął się głośno śmiać, patrząc chłopakowi prosto w oczy. W jego własnych kryła się psotna iskierka, a w głowie powstał plan zwany "Key - swatka". Po cichu wtajemniczył drugiego Kima w swój pomysł.

Pięć sposobów na stworzenie zespołu - część 4



 Lee Jinki był przede wszystkim człowiekiem rozsądnym i opanowanym. Swoją postawą przykładnego ucznia wypracował zaufanie nauczycieli i bardzo szybko zyskał sympatię innych uczniów. W drugiej klasie został przewodniczącym samorządu uczniowskiego i pełni tę funkcję drugi rok z rzędu.

 Z Minho znał się od samego przedszkola. Na początku byli wrogami, co zwykle się dzieje, kiedy młodzi gniewni spotykają się pierwszy raz. Obydwaj to urodzeni przywódcy. Tylko, że jeden wolał ludzi manipulować, a drugi raczej ich słuchać. Rywalizowali o względy wszystkich pozostałych przedszkolaków. Bardzo szybko spostrzegli, że łącząc swoje siły, będą w stanie zawładnąć nie tylko klasą, ale i całą szkołą. To właśnie marzenie zapoczątkowało ich przyjaźń i nie można powiedzieć, że się nie spełniło.

 To on był tym najbardziej opiekuńczym członkiem zwariowanej paczki, co czyniło go kimś w rodzaju ojca.

 - Czyli mówisz, że nazywa się Taemin? - dopytywał się, siedząc z Minho i pijąc piwo.

 Nie lubił alkoholu, ale dla przyjaciela był w stanie się poświęcić. Sam nawet kupił trunek, bo Choi nie miał skończonych osiemnastu lat. Ktoś mógłby go oskarżyć o deprawowanie nieletnich - mówi się trudno. Starali się i tak zawsze pić w domu Jinki'ego, który mieszkał sam, bo jego rodzice postanowili przeżyć drugą młodość i wybrali się na wycieczkę dookoła świata, pozostawiając syna samego w Seulu.

 - Taemin - mruknął sennie koszykarz. - Jest taki słodki - zamarzył się, zarzucając ramiona na rozbawionego przyjaciela.

 - Minho, chyba wystarczy ci na dzisiaj - zaśmiał się. - Znajdziemy twojego słodziaka. Już ja się o to postaram.

 Wspierając się jeden o drugiego, jakimś cudem dotarli na piętro do sypialni Lee. Położyli się w ubraniach, zbyt zmęczeni, by iść chociażby pod prysznic. Zawsze spali razem, gdy jeden nocował u drugiego, jak zwykli przyjaciele. Często śmiali się sami z siebie, gdy budzili się przytuleni, bądź któryś zbytnio pobudził się w nocy. Taka ich dziwna tradycja.

 - Nie znajdę go.

 Nowy dzień Lee Jinki zaczął od pójścia do sekretariatu szkolnego z prośbą wyjawienie nazwiska niejakiego Taemina. Niestety przyjazna pani sekretarka poszła na zwolnienie, a pani dyrektor nie miała dla niego czasu. Po raz kolejny, postanowił zaryzykować.

 Korzystając z chwilowej nieuwagi nauczycieli, wykradł kluczyk do szkolnego archiwum. Skradając się jak prawdziwy złodziej dotarł do najbardziej oddalonych od wejścia drzwi i drżącymi dłońmi przekręcił kluczyk. Wszedł do zatęchłego pomieszczenia i aż się złapał za głowę. Nie wziął pod uwagę, faktu, że do liceum uczęszcza ponad tysiąc osób, a teczki posegregowane są alfabetycznie... nazwiskami. A nazwiska nie znał wcale.

 Ograniczył swoją pracę do klas pierwszych i pozostało mu do sprawdzenia trzysta teczek. Zniechęcony zabrał się za żmudną pracę.

 Trzy godziny. Tyle dokładnie zajęło mu przeszukanie wszystkich danych, ale opłacało się. Znalazł czterech chłopaków o imieniu Taemin, ale tylko jeden z nich pasował do opisu Choia.

 Lee Taemin, lat 16 klasa 1c.

Tyle informacji przekazał SMS'em swojemu przyjacielowi. Zapowiedział przy okazji, że chłopak wisi mu ogromny kubełek ze skrzydełkami kurczaka w sosie słodko-kwaśnym.

  ~Bejbe! Najebany budyń w niego wejdę! Dojebali dużo rzeczy w mango! Kurde nie wiem, mokre bary otrę! Ma lejdeeee~ rozbrzmiał w pewnej chwili dzwonek telefonu.

 Jinki z dziwnym uśmiechem odebrał, nawet nie sprawdzając, kto dzwoni. Był zbyt zafascynowany wizją papierowego kubła wypełnionego po brzegi mięsem z kurczaka w złocistej, chrupiącej panierce.

 - Halo?

 - Onew - zwrócił się do przewodniczego rozmówca. - Ty mój kochany kurczakożerco!

 Minho był ewidentnie szczęśliwy. Niemal skakał ze szczęścia po drugiej stronie słuchawki, co chwila dziękując przyjacielowi za informacje.

 - Tylko pamiętaj o moich kurczakach - rzucił rozmarzonym głosem Jinki i rozłączył się.

 Pozostało mu już tylko odnieść klucze i wymyślić inteligentną wymówkę, wobec trzygodzinnej nieobecności na lekcjach. Czego się nie robi dla przyjaciół?

 Wszystko zaczynało się układać, i byłoby dobrze, gdyby nie pewna impreza.

 Cała czwórka, w niepełnym jednak składzie, a więc trójka szkolnych idoli urządziła sobie mini party u Onew. Spili się równo, ledwo kontaktowali z otoczeniem, a wtedy ich Diva rzucił się z chytrym uśmiechem na telefon Minho.

 - Żabolu - jęknął przeciągle. - A kim jest Taemin?

Pięć sposobów na stworzenie zespołu - część 3

 Choi Minho zawsze posiadał swoistego rodzaju charyzmę. Potrafił swoim głosem, zachowaniem, a nawet samym wyglądem wzbudzić respekt otoczenia. Właśnie dlatego był kapitanem drużyny koszykarskiej.

 W szkole wielbiony przez tłumy, w domu kochany syn spełniający wszelkie ambicje rodziców. Ci byli bardzo wymagający, a mimo to kochał ich całym swoim sercem i starał się, aby swoim postępowaniem nie zawieść ich zaufania.

 Każdego dnia spędzał godziny na ćwiczeniach. Sport był jego życiem, największym sukcesem, jaki udało mu się zdobyć. Przez lata doskonalił swoje umiejętności, co przyniosło bardzo, ale to bardzo duże efekty. Wybrali go na kapitana, zaledwie kilka dni po przystąpieniu do drużyny. Mógł się pochwalić pięknie wyrzeźbionym kaloryferem i nie tylko. Całe jego ciało nie miało ani grama zbędnego tłuszczu. Oliwkowa skóra opinała twarde mięśnie, jeszcze lepiej je eksponując.

 Pomimo swoich wielu zalet, legendarny Minho miał swoje wady. Jedną z nich był dziwny zwyczaj przypatrywania się pewnemu chłopcu.

  Całkiem niedawno, po jednym z treningów chciał na spokojnie wszystko pozamykać. Ociągał się z ubieraniem, poczekał aż jego koledzy wyjdą z szatni zmęczeni wszelkiego typu ćwiczeniami. Ze stoickim spokojem zapiął swoją sportową torbę i zarzucił ją sobie na ramię. Podśpiewując sobie pod nosem rapowaną piosenkę, ruszył w stronę sali gimnastycznej, którą należało zamknąć.

 Gdy stanął w drzwiach bardzo się zdziwił. Nie powinno tam być już nikogo, bo kółko taneczne zostało odwołane. Muzyka jednak grała.

 Choi często siedział ukryty za jednym z filarów na widowni i obserwował tancerzy. Kiedy dołączyła do nich nowa osoba, mylnie wziął ją za dziewczynę. Jego serce niemal stanęło, gdy zauważył, iż jest to chłopak.

  Mimo wszelkich powszechnych opinii o sportowcach otoczonych tłumem rozanielonych fanek i opowieściach o ich nocnych przygodach, Minho był odmiennej orientacji. Nie rozpowiadał tego na prawo i lewo, nie kłamał też, kiedy ktoś o to pytał. Powszechna opinia o gejach w szkole wystarczyła, by zaniechał wszelakiego szukania partnera w społeczności Muzycznego Liceum, do którego uczęszczał.

 Ten nowy chłopak, w dodatku z ogromnym talentem do tańca, zawładnął jego myślami, rujnując dotychczasowy ład i porządek. Miał w sobie coś, co sprawiało, że chciał mieć go dla siebie. Wyćwiczona samokontrola pozwoliła mu jednak nie dać się porwać dziwnemu uczuciu i pozostał przy samej obserwacji.

 Wiele razy szukał chłopaka na przerwach, z marnym skutkiem. Ten, który błyszczał w tańcu pośród innych, wyróżniający się ponadprzeciętnym talentem rudzielec stawał się całkowicie niewidoczny w gęstym tłumie uczniów.

 Tamtego dnia Choi stracił wszelką nadzieję na zobaczenie chłopaka, który tak bardzo go pociągał. Los się do niego uśmiechnął.

 Stał na środku parkietu z zamkniętymi oczami. Oddychał miarowo. Z kolejnymi taktami piosenki jego ciało wprowadzało się jakby w trans. Miedziane włosy związane w wysoki kucyk i długa grzywka roztaczały wokół przyjemny blask. Każdy ruch był idealny, każdy gest pewny, a każdy oddech spokojny.

 Takim widział go Minho.

 Chciał w końcu do niego podejść, poznać, choćby usłyszeć jego głos. Coś jednak zatrzymało go w drzwiach. Coś, a raczej ktoś, kto swoją obecnością zaburzył harmonię i piękno chwili, kto naraził się na gniew koszykarza, kto był mu dobrze znany.

 Gim Hongwon.

 Jeden z zawodników z drużyny Minho, najbardziej chamski z nich wszystkich. Wyglądał jakby się skradał, starając pozostać niezauważonym. Czyżby przyjaciel chciał zrobić niespodziankę, pogrążonemu w tańcu rudzielcowi?

 Choi z zaciekawieniem w oczach przyglądał się poczynaniom Gim'a. Jego myśli krążyły tylko wokół chęci przeszkodzenia temu spotkaniu. Coś się w nim zagotowało, gdy zobaczył te wielkie łapska na delikatnej twarzy rudzielca, na jego podbrzuszu. I ten szyderczy rechot.

  - No proszę, a co tu laleczka robi sama? Zabawmy się.

 Z żądzą mordu w oczach obserwował, jak obleśne usta przyciskają się do nagiego karku, zbeszczeszczając idealnie gładką skórę. Mało nie wrzasnął ze złości, gdy ta natarczywa ręka znalazła się na kroczu chłopaka, a potem wślizgnęła się pod jego koszulkę.

 Stracił wszelakie opanowanie i po prostu podszedł do obydwu. Pierwszą myślą, jaka przyszła mu na myśl, było ukaranie Gim'a. Szybkim ruchem, w który włożył całą swoją siłę, odepchnął go od przerażonego chłopaka.

 - Seksu ci się zachciało, co? - wrzasnął nie panując nad emocjami. - Szukaj sobie dziwki pokroju twojej siostry!

 - Ty gnoju - syknął niedoszły gwałciciel. - Jak śmiesz?

 Obydwaj rzucili się na siebie z pięściami. Walka była o tyle nieuczciwa, że Minho był młodszy, a w dodatku niższy, jednak na całe szczęście, jego organizm napędzany sporą dawką adrenaliny, dał radę zwyciężyć.

 Przycisnął wściekłego blondyna do podłogi, niemal na nim siadając.

 - Mogłeś mu coś zrobić - rzucił niby od niechcenia, na powrót przybierając zimną maskę opanowania. - Przeproś! - wrzasnął i jeszcze bardziej przycisnął jego policzek do lśniącego parkietu.

 Odwrócił głowę, a tancerza już nie było.

 - Choi, ty idioto, puszczaj! - wykrzyczał koszykarz. - Co ci odbiło?

 - Mi? - zdziwił się Minho. - Chciałeś go zgwałcić na środku sali gimnastycznej.

 - Bo Taemin to zwykła dziwka!

 Taemin. Piękne imię, pomyślał. Idealnie pasowało do tego słodkiego chłopaka. Jeszcze raz spojrzał z nienawiścią na kolegę z drużyny i niby od niechcenia przywalił jego głową o podłogę. Wstał i spokojnym krokiem skierował się do drzwi. Wychodząc, odwrócił się, stając na wprost wściekłego spojrzenia blondyna.

 - Zapamiętaj, Gim. Następnym razem cię zabiję.

 Jeszcze przez kilka dni szukał Taemina w całej szkole. Robił to bardzo dyskretnie, ale oprócz tysięcy plotek, nie dowiedział się niczego. Męczyła go ta sprawa. Za wszelką cenę chciał go poznać. Nie było chwili, w której by o nim nie myślał. W końcu postanowił powiedzieć o wszystkim swojemu przyjacielowi.

  - Jinki, ja nie wytrzymam. Chyba się w nim zakochałem - żalił się przy butelce piwa.

 - Nie chyba, Minho, tylko na pewno - odparł starszy. - Wpadłeś po uszy, a ja ci pomogę go znaleźć.

 I właśnie w takich sytuacjach bardzo się cieszył, że ktoś taki jak Lee Jinki jest jego przyjacielem.

20.03.2014

Pięć sposobów na stworzenie zespołu - część 2


 Lee Taemin zawsze był nieśmiały. W gimnazjum miał paczkę przyjaciół i żył szczęśliwie, nie potrzebując niczego więcej. Nagła decyzja rodziców o przeprowadzce zachwiała równowagę, jaką przez lata tworzył. Musiał zostawić tych, których kochał, by samotnie stawić czoło nowej, seulskiej rzeczywistości.

 Zaczęło się beznadziejnie. Na wstępie trafił do klasy, gdzie każdy znał przynajmniej jedną osobę, a on był sam. Pierwszego dnia wszyscy, łącznie z wychowawczynią wzięli go za dziewczynę. Później zaczęły się żarty dotyczące jego urody, że niby niemęski, że delikatny jak porcelanowa laleczka.

 Największy szok przeżyli chłopcy z jego klasy na lekcji wychowania fizycznego, a właściwie przed nią. Taemin najzupełniej w świecie zaczął się przebierać, a kiedy zdjął koszulkę, oczom pozostałych ukazał się ładnie, nie za mocno, ale widocznie wyrzeźbiony brzuch. Pod tym względem przebijało go tylko kilku z kolegów, którzy obsesyjnie zażywali sterydy i chodzili pod byle pretekstem na siłownię. Miał się czym pochwalić, ale to okazało się dla niego problemem.

 Zazdrość jest zła, prowadzi do samych najgorszych rzeczy, niszczy przyjaźnie, sam fakt, że istnieje jest okropny. Bardzo szybko dorobiono miedzianowłosemu etykietkę męskiej prostytutki. W końcu, skoro on miał tak ładnie wyćwiczone mięśnie, a przy tym tak dziewczęcą urodę, to na pewno się puszcza.

 Był nieśmiały, nie potrafił odpowiadać na zaczepki złośliwych kolegów, niemal izolował się zupełnie. Psychicznie jednak okazał się bardzo wytrzymały i wszelkiego typu docinki spływały po nim jak woda po kaczce. W nosie miał fakt, że inni go obrażają, ignorował wybuchy śmiechu kolegów, którzy ewidentnie się z niego nabijali. Po prostu żył tak, jakby nikogo wokół nie było. Aż do pewnego czasu...

 W ten, jak w każdy inny czwartek, został po lekcjach na swoje ukochane zajęcia taneczne. Zapisał się na nie już pierwszego dnia w liceum.

 Od zawsze harmonijne dźwięki muzyki sprawiały, że czuł się wolny. Słyszał je doskonale, czuł każdym nerwem. Każda komórka jego skóry wypełniona była cudownymi receptorami, które niemalże zmuszały do tańca. Pląsał wokół brzmiących nut, zapominając o całym świecie. Zajęcie pochłaniało go totalnie, za każdym razem. Nie czuł upływu czasu, po prostu tańczył, wciąż dążąc do perfekcji.

 Tym razem, przez całą godzinę czekał na darmo. Okazało się, że jego trenerka zachorowała i zapomniała poinformować swojego ucznia. Przez chwilę myślał, że rozpłacze się ze smutku, a potem wpadł na iście genialny pomysł.

 Poszedł do pokoju zajmowanego przez panie woźne i grzecznie, wkładając w to całą swoją odwagę i urok, poprosił o klucz do sali gimnastycznej. Na początku dwie panie miały małe wątpliwości, jednak niemal widząc łzy w jego oczach, ciepło się uśmiechnęły i wręczyły chłopakowi bezcenny przedmiot.

 Wszedł na salę gimnastyczną i skrzywił się, marszcząc delikatnie nosek. Przed jego zajęciami trening mieli szkolni sportowcy, toteż zapach zbyt przyjemny nie był. Westchnął cicho i włączył ulubioną piosenkę.

 Ogromna fala przyjemności przeszła przez jego ciało, aż zamruczał i zamknął oczy. Muzyka wyciągała ku niemu swoje pulsujące macki, a on nawet nie próbował protestować. Poddał się temu uczuciu i powoli zaczął rozgrzewać każdy mięsień.

 Gdyby wtedy nie zamknął oczu, albo chociaż rozejrzałby się uważniej po sali, spostrzegłby, że ktoś zostawił pod drabinkami swoją koszulkę i że ten ktoś po nią wróci.

 Z transu wywołanego cudownym brzmieniem muzyki i potworną wręcz ochotą tańca, wyrwały go czyjeś dłonie. Jedna z nich umiejscowiła się na jego ustach, blokując jakikolwiek dźwięk mający się wydobyć z gardła, natomiast druga zawędrowała niebezpiecznie nisko, opierając się na jego umięśnionym podbrzuszu.

 - No proszę, a co tu laleczka robi sama? - zapytał szyderczy głos. - Pobawmy się.

 Bez żadnego skrępowania natarczywe usta przyssały się do karku Taemina, powodując niemałe odruchy wymiotne. Był sparaliżowany ze strachu, nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

 Bardziej natarczywa z rąk ścisnęła boleśnie jego krocze, a potem wsunęła się pod szeroką koszulkę. Dopiero gdy poczuł nieprzyjemnie chłodną, szorstką dłoń na nagiej skórze brzucha, oprzytomniał. Zebrał się w sobie i prawie ugryzł palce swojego oprawcy, kiedy niespodziewanie coś odciągnęło nieznajomego do tyłu.

 - Seksu ci się zachciało, co? - zapytał wybawca Taemina. - Szukaj sobie dziwki pokroju twojej siostry.

 - Ty gnoju - warknął tak znienawidzony przez miedzianowłosego chłopak. - Jak śmiesz?

 Później dało się słyszeć odgłosy wymienianych ciosów, a Tae, korzystając z zamieszania, zaczął uciekać. Tuż przy drzwiach odwrócił się i spojrzał na dwóch, rzucających się na siebie nastolatków. Aż sapnął z zaskoczenia, gdy zobaczył, kto go uratował. Sam legendarny Choi Minho przyciskał właśnie jakiegoś blondyna do podłogi.

 - Mogłeś mu coś zrobić - rzucił niby od niechcenia sportowiec. - Przeproś! - wrzasnął i jeszcze mocniej przycisnął policzek niedoszłego gwałciciela do lśniącego parkietu.

 Tylko, że Taemina już dawno nie było.

 Od tamtego wydarzenia zaczął się bać ludzi. Dygotał na każdy niepokojący dźwięk, a nawet nie dopuszczał do sytuacji, kiedy miałby zostać sam. Często zdarzało mu się płakać, tylko, że nikt tego nie zauważył.

 Jako takiej szkody czy to psychicznej, czy to fizycznej nie doznał, jednak od tamtego zdarzenia w głowie Taemina siedział jeden, ale za to jaki, sportowiec. Po kilku tygodniach przyznał sam przed sobą, że pomimo szczerych chęci jest gejem i ewidentnie zakochał się w Minho.

16.03.2014

Pięć sposobów na stworzenie zespołu - część 1


 - Hej, koteczku zaczekaj! - krzyczał chłopak goniący małą, czarną puchatą kuleczkę.
 Przy każdym jego ruchu, długie karmelowe włosy zmieniały swoje położenie. Nagle zatrzymał się, niemal przewracając, bo ktoś przed nim złapał i wziął na ręce jego zgubę.

 - To twój kot? - zapytał nieznajomy, uśmiechając delikatnie.

 Chłopiec uważnie mu się przyjrzał. Większość uwagi przyciągały włosy - krótkie, ale za to w aż trzech odcieniach. Sam jego uśmiech przywodził na myśl wymarłe skamieliny, potocznie zwane dinozaurami. Ale chłopak kojarzył skądś ten wyraz twarzy.

 - Tak, mój - szepnął nieśmiało, wyciągając dłonie po swoją własność.

 Gdy tylko kot znalazł się na rękach rudzielca, zaczął wspinać się po rękawie jego bluzy, aż w końcu ulokował się w głębokim kapturze. Pomocny nieznajomy zmierzwił chłopakowi włosy, śmiejąc się cicho.

 - Pilnuj go lepiej - westchnął, a po chwili ciszy dodał: - Jestem Kim Jonghyun i nie ma za co.

 Odwrócił się na pięcie i pomaszerował w sobie tylko znanym kierunku. A rudzielec stał i patrzył z rozdziawioną buzią za oddalającym się chłopakiem. Już wiedział, dlaczego skądś go kojarzył. Bo kto nie znałby tego Kima?

 -Taemin - szepnął. - Jestem Lee Taemin.

 * * *

 W liceum trwała właśnie przerwa śniadaniowa. Tabuny rozwrzeszczanych nastolatków tłoczyło się na dość sporych rozmiarów stołówce. Byli zupełnie jak gromada pierwotnych ludzi: zjeść i uciec.

 Przy jednym ze stolików siedział -o dziwo samotnie - chłopak o bardzo dziewczęcej urodzie. Tak, był to często gubiący kota Taemin. Nie cieszył się zbytnią popularnością. Doszedł do swojej klasy w połowie roku, więc stracił szansę na poznanie nowych przyjaciół. Dodatkowo większość z nich naśmiewała się z jego delikatnych rysów twarzy i drobnej budowy ciała.

 - Te, laleczko - ktoś wrzasnął do niego. - Dasz mi dupy?

 - Obciągnij mi, dzieciaku - krzyknął ktoś inny.

 Rozległa się salwa śmiechu. Zawstydzony chłopak starał się ukryć za zbyt długą grzywką. Zacisnął dłonie w piąstki, kiedy nagle zorientował się, że wokół niego zapanowała cisza. Podniósł głowę i mało nie spadł z krzesła, gdy zobaczył na przeciwko siebie Jonghyuna z wypisanym na twarzy bardzo szerokim uśmiechem.

 - Yo, młody - przywitał się przyjaźnie. - Key! Chodźcie tu! - wykrzyknął gdzieś w tłum.

 Już po chwili do stolika podszedł szczupły chłopak o nieziemsko kocim spojrzeniu, podkreślonym czarną kredką. Włosy były nienagannie ułożone na jego głowie, po bokach przystrzyżone, bardzo ciemno brązowe, na środku głowy tworzyły coś co sam właściciel określał jako "przecudowną falę Dunaju" oczywiście w kolorze niebieskim. Cały słynny Key, którego prawdziwego imienia prawie nikt nie znał, bo nawet nauczyciele zwracali się do niego tą ksywką.

 Obok niego pojawiło się jeszcze dwóch innych chłopaków - jeden był dość przeciętny w porównaniu do reszty, nieco dłuższe brązowe włosy i twarz wlepiona w książkę od biologii, natomiast drugi... tak, było na co popatrzeć. Najlepszy sportowiec w szkole, bił rekordy w prawie wszystkich dyscyplinach. Tajemnicze, chłodne spojrzenie, jakby gardził otaczającym go światem, ciemne włosy związane w wysoki kucyk i te idealnie wyrzeźbione mięśnie.

 Cała czwórka: Kim Jonghyun, Onew, Key i Minho rządzili tą szkołą. Młodzi, piękni, utalentowani, słowem istne cuda. I to właśnie oni wszyscy usiedli przy jednym stoliku z najmniej lubianym uczniem.

 Taemin siedział i zupełnie osłupiał z zaskoczenia.

 - O matko! - wykrzyknął niespodziewanie Key. - Jaki on jest słodki!

 Podszedł do rudowłosego i uszczypnął go w oba policzki, rozciągając na wszystkie strony. Mruknął z niezadowoleniem, jak rasowy kot, gdy Jonghyun rzucił się na ratunek Taeminowi, odciągając ich Divę na bezpieczną dla twarzy młodego odległość.

 - Bummie, nie strasz go - powiedział ze śmiechem. - Nie widzisz, że się ciebie boi?

 - Nie chciałbym wam przerywać kolejnego kroku w związku, jakim jest adoptowanie zwierzątka - rzucił Onew, nie odrywając wzroku od książki - ale on wcale uroczym zwierzakiem nie jest i on ma imię.

 - No właśnie - odezwał się po raz pierwszy sportowiec. - Jestem Choi Minho, to Lee Jinki, ale woli, kiedy mówi się na niego Onew, Kim Kibum, chociaż wątpię, czy gdziekolwiek jeszcze to usłyszysz, bo jak zapewne wiesz, nasza Diva nosi zacną ksywę dzierżąc klucz do wszystkich drzwi...

 - Ej, czy on przypadkiem czegoś nie brał? - zapytał z powątpiewaniem Key. - W każdym bądź razie, nie przejmuj się tą żabą i powiedz mi, jak się nazywasz? - kończąc wypowiedź zwrócił się bezpośrednio do chłopca.

 - Jestem Lee Taemin - szepnął nieśmiało.

 Kibum wydał z siebie głos godny podekscytowanej nastolatki i przytulił coraz bardziej zdezorientowanego Taemina. Popatrzył przy tym w stronę Minho i uśmiechnął się znacząco.

 Niestety, całe spotkanie przerwał znienawidzony przez wszystkich dzwonek. Licealiści zaczęli powoli zbierać się w klasach i nie zważając na nauczycieli, nadal prowadzili rozmowy zaczęte na przerwie,

 Ku radości Taemina, cała popularna czwórka poszła sobie, rzucając tylko ciche słowa pożegnania. To było dla niego dziwne. Znikąd pojawili się bogowie szkoły i jak gdyby nigdy nic dosiedli się do ofiary wszelkich docinek i zaczęli z nim najnormalniej w świecie rozmawiać.

 - Nasza laleczka znalazła sonie nowych alfonsów? - zadrwił ktoś, gdy chłopak wchodził do sali lekcyjnej.

 - Spieprzaj - odwarknął gniewnie z tonem, jakiego się po sobie nie spodziewał.

 Po raz pierwszy odpowiedział na czyjeś docinki, cala publika była w szoku. A Tae nie zważając na sytuację, usiadł za swoją ławką.

 Przez całą lekcję nie mógł się skupić. Myślał tylko o nowych, dziwnych znajomych, których wcale nie chciał znać. Był typem samotnika, nie przepadał za tłumami, a fakt, że cała czwórka nie wyglądała na chętną do zostawienia go w spokoju, tylko bardziej go irytowała. Z nimi nie dało się pozostać niezauważonym. Już słyszał kolejne plotki...

11.03.2014

Trudna sztuka dominacji


 Drzwi do pokoju otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Wyjrzał przez nie chłopak o długich karmelowych włosach i niezwykle ciemnych, czekoladowych oczach. Zobaczył swojego przyjaciela, siedzącego na łóżku z książką w ręku. Niewiele myśląc, wsunął swoje smukłe ciało do środka.

 Choi Minho był człowiekiem opanowanym. Bardzo nie lubił gdy ktokolwiek przeszkadzał mu w czytaniu - jedynej przyjemności wśród zgiełku popularności. Jego wiecznie związane w wysoki kucyk włosy dodawały odrobiny młodzieńczego uroku, zbyt poważnej twarzy. Urodzony perfekcjonista.

 - Minho? - niepewnie szepnął intruz, bezceremonialnie wpychając się na łóżko starszego przyjaciela.

 - Hm? - wymruczał tamten, nie odrywając wzroku od fascynującej powieści.

 Mały rudzielec pokręcił się trochę, jakby próbował zmienić kształt materaca pod sobą. Co chwila otwierał usta, to je zamykał. Nie potrafił się wysłowić. W końcu westchnął ciężko.

 - Co to znaczy dominować? - zapytał, odgarniając z czoła kosmyki włosów.

 - W jakim sensie?

 - Wiesz, bo chodzi o Key i Jonghyuna, oni coś mówili zanim wyszli i tego Kibum na coś tam narzekał i generalnie zrozumiałem tylko tyle, że on się czuje zdominowany - paplał bez ładu i składu Taemin.

 - Wiesz, mój mały, słodki Taeminku, to da się wytłumaczyć tylko w jeden sposób - powiedział starszy chłopak, odkładając książkę.

 - Wytłumaczysz? - zapytał, patrząc na niego tymi swoimi wielkimi oczami.

 Zanim się zorientował, został popchnięty na poduszki, a na jego biodrach z wielce usatysfakcjonowaną miną, usiadł Choi.

 - Minho, co ty robisz? - zapytał z lekkim oburzeniem.

 - Dominuję - odparł wesoło raper.

 Pochylił się nad Maknae i rzucił mu jedno krótkie spojrzenie, po czym ze zwierzęcą wręcz furią wpił się w słodkie usteczka chłopaka. Karmelowowłosy jęknął z zaskoczenia, a on, korzystając z okazji, wepchnął swój język, jakby chcąc zbadać wnętrze jego buzi. Nie wiedział ile czasu minęło, gdy w końcu Tae zaczął nieśmiało oddawać pocałunek, rumieniąc się przy tym jak nastolatka oglądająca po raz pierwszy yaoi. Ale co innego oglądać, co innego uczestniczyć.

 Jęknął z protestem, gdy Minho przerwał tę agresywną pieszczotę i popatrzył na niego z pożądaniem. A było co oglądać. Maknae cały zarumieniony wpatrywał się w niego, jak w swoje ukochane mleko bananowe, molestując przy tym dolną wargę zębami. Napiął gwałtownie wszystkie mięśnie, gdy poczuł na brzuchu dotyk chłodnych rąk. Chwilę później jego koszulka wylądowała daleko, w kącie pokoju. Każdy skrawek nagiej skóry był teraz obcałowywany przez Choi. Aż pisnął cicho, gdy starszy zassał się na jego sutku i przygryzł go delikatnie. "Nauczyciel" zabrał się za rozpinanie spodni swojego "ucznia". Zsunął je dość szybko i pogładził nabrzmiałą męskość Tae przez materiał jego niebieskich bokserek.

 Jonghyun i Key wrócili właśnie z zakupów. Diva, z zamiarem uprzykrzania życia swojemu małemu "synkowi" ruszył w kierunku schodów. Zatrzymał się na pierwszym stopniu i czerwieniejąc ze złości, odwrócił się w stronę starszego Kima. Usłyszeli obydwaj głośne, niemal jak krzyki, jęki młodego tancerza.

 - Ja ci dam, Choi - warknął wściekle i w podskokach pokonał całą długość schodów.

 Przeczesał dłonią swoje idealnie ułożone blond włosy i już chwytał za klamkę, żeby skutecznie przeszkodzić przyjaciołom, kiedy niespodziewanie złapał go ten białowłosy dinozaur.

 - Nie dasz mu, tylko mi - zaśmiał się i odciągnął zespołową matkę.

 Szarpali się przez chwilę, kiedy to drzwi lekko się otworzyły, a oni przez wąską szparę mogli zobaczyć wszystko, co działo się w środku pokoju.

 Taemin zabrał dłonie z pościeli i położył je na umięśnionych barkach rapera. Pojękiwał z każdym szybszym ruchem. Był niesamowicie czerwony, a pot perlił się na jego czole.

 Choi wcale nie wyglądał lepiej. Mokre kosmyki włosów lepiły mu się do czoła. Pochylił się i pocałował Minnie, tłumiąc na chwilę jego jęki.

 - Min-ho...! Mocniej! - krzyk Tae dostał się do uszu podglądaczy, powodując wypieki na ich twarzach.

 Chłopak wygiął się w łuk, dostosowując tępo ruchów do tego, narzucanego przez Choi.

 - Nie przeszkadzajmy im - szepnął Jonghyun.

 Przeszli do swojego wspólnego pokoju, a Key z jękiem bezsilności rzucił się na łóżko. Bling tylko się zaśmiał i usiadł obok. Położył dłoń na jednym z miękkich pośladków Kibuma i ścisnął lekko.

 - Wiesz, może my też... - zaproponował.

 - To wszystko twoja wina. Gdybyś nie mówił o seksie przy śniadaniu, nie doszło by do tego - odwarknął mu, zrzucając jego dłoń.

 - Żoneczko, pragnę przypomnieć, że to ty miałeś rano problemy z rodzaju ratunku-dinozaur-mnie-gwałci.

 - Milcz! - krzyknął. - Od dzisiaj żyję w celibacie.