Po długim czasie powracam z 2minem :)
Ze specjalną dedykacją dla Mikado <3
Męczyłam się z tym tekstem długo, ale mogę powiedzieć, że jestem zadowolona.
Mam nadzieję, że wam również przypadnie do gustu.
UWAGA: zawiera treści erotyczne, przekleństwa, elementy BDSM i inne dziwne wymysły autorki.
Miłego czytania, pozdrawiam,
Gisa
____________________
Jedno proste zlecenie. Jeden niczego nie spodziewający się biznesmen. Jeden aparat. Jeden fotograf. Kilkaset zdjęć.
Wszedł na dach budynku stojącego naprzeciwko wysokiego, przeszklonego biurowca. Chłodny wiatr przyjemnie owiewał jego nagie ramiona. Podszedł do betonowego murka, który w zamyśle miał stanowić zabezpieczenie przed spadnięciem z dużej wysokości. Dla niego był idealną kryjówką. Przykucnął, ustawił odpowiednio obiektyw i czekał.
Cierpliwość w jego zawodzie była podstawą, a on opanował ją do perfekcji. Potrafił godzinami zastygać w bezruchu i uważnie obserwować otoczenie. Potencjalni pracodawcy to cenili i choć żaden z nich nigdy nie widział jego twarzy, to miał wzniesioną wokół siebie niesamowicie dobrą reputację. Dostawał trudne zadania, a przez to, że były takie trudne, ich cena nie należała do najniższych. Pieniędzy miał pod dostatkiem.
Tym razem nie musiał czekać długo. Poważny mężczyzna w garniturze wyszedł na sąsiedni dach. Zrobił kilka kroków w kierunku stojącej samotnie ławki, usiadł na niej i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Wyjął jednego i zapalił.
Przyczajony fotograf nadal czekał. To nadal nie było to, co chciał zobaczyć. Całkowicie opanowany i wyzbyty wszelkich uczuć, obserwował jak mężczyzna raz za razem zaciąga się trującym dymem i wypuszcza srebrzyste obłoczki z ust.
Nagle sięgnął po telefon. W końcu nadeszła ta chwila. Młody chłopak szybko nacisnął przycisk migawki i zrobił pierwsze zdjęcie.
Podczas całej rozmowy, zrobił ich kilkadziesiąt. W zasadzie była to wystarczająca ilość, ale wrodzona intuicja kazała mu jeszcze chwilę poczekać. Patrzył przez obiektyw, jak mężczyzna powoli odwraca się w jego stronę, spogląda prosto na niego i puszcza mu oczko.
- Cholera - wyrwało mu się.
Chwycił w rękę swój plecak i zerwał się, gotowy do biegu, ale właśnie wtedy ktoś przytknął mu do twarzy biała chustkę. Poczuł słodki, oszałamiający zapach, pociemniało mu w oczach, w głowie się zakręciło i stracił przytomność.
Pierwsze, co poczuł, to boląca głowa. Nie był to jednak zwykły ból. Ten był tępy i pulsujący. Nie miał litości dla biednego chłopaka. Myślenie jednak nie zawiodło. Miał pełną świadomość tego, co wydarzyło się zanim podziałał na niego chloroform.
Wyczuł, że leży na czymś miękkim, co pachniało niesamowitą świeżością. Gdyby był w innej sytuacji, zamruczałby z przyjemności, ale obecnie nie był w stanie sobie na to pozwolić.
Na próbę delikatnie poruszył nadgarstkami i stopami. Nic nie krępowało swobody jego ruchów. Odetchnął z ulgą i dopiero wtedy wyczuł ten duszący zapach papierosów. Momentalnie jakoś życie przemknęło mu przed oczami. Do odważnych świat należy, jak to mówią. Podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał po pokoju.
Całość pogrążona w półmroku emanowała bogactwem. Wszędzie mieniły się złote elementy, czy to ramy obrazów, czy wykończenia ciężkich drewnianych mebli. Dwie przeszklone ściany ukazywały nocną panoramę miasta, w którym rozpoznał Seul. Jedynie w rogu stała wysoka lampa, dająca blade światło. Pod nią był fotel, na którym siedział mężczyzna w szlafroku, powoli paląc papierosa. Jego błyszczące, ciemne oczy z ciekawością i lekkim politowaniem wpatrywały się w chłopaka, który hardo, z zaciętą miną odwzajemniał spojrzenie.
W końcu zgasił niedopałek w eleganckiej porcelanowej popielniczce, wziął plik dokumentów ze stolika i podszedł do szerokiego łóżka i siedzącego na nim fotografa.
- Lee Taemin - powiedział niesamowicie niskim głosem, łamiąc ich nie pisany układ milczenia. - Owiany tajemnicą, młody detektyw, o którym nikt nic nie wie... Tym razem przeliczyłeś się ze swoimi możliwościami, mały - mruknął pieszczotliwie i wyciągnął rękę, żeby rozczochrać długie kosmyki jasnych włosów tak bezradnego chłopca. Taemin jednak odruchowo cofnął się pod ścianę. - Proszę, proszę, jaki niedotykalski - zaśmiał się odrobinę kpiąco.
- Myślisz, że nie wiem, kim jesteś, Choi? - odezwał się, momentalnie przybierając wojownicze nastawienie. - Wiem o tobie wszystko. Wiem z kim pracujesz, z kim sypiasz, czym się zajmujesz...
- Och, w to nie wątpię. Znalazłem w twoim plecaku teczkę z dość ciekawymi informacjami o mnie. - Usiadł na łóżku i przesunął się w stronę widocznie podirytowanego chłopaka. - Napracowałeś się. Niektórych rzeczy nawet nie byłem świadomy... - zamyślił się - no, chociażby tego, że lubię drobnych chłopców z blond włosami. Zawsze wybierałem ich podświadomie... Musiałeś wiele razy być obserwatorem moich, powiedzmy zabaw. Z resztą sam pasujesz do tego opisu. Mam to traktować, jako zaproszenie? - zapytał, uśmiechając się prowokująco.
- W twoich snach, zboczeńcu - warknął i skulił się przy samej ścianie, podciągając kolana pod samą brodę w obronnym geście.
- Let's make my dreams come true - szepnął melodyjnie. Wyciągnął rękę, złapał go za kostkę, przyciągnął do siebie, popchnął na plecy i przyszpilił własnym ciałem do materaca, który lekko ugiął się pod nimi. - Nie tylko ty umiesz zbierać informacje, Minnie - wyszeptał, a w tych słowach kryła się tajemnicza obietnica, niemalże groźba. - Sprawię, że już nigdy nie będziesz w stanie pomyśleć o żadnym innym mężczyźnie. Zniewolę cię, będę jedynym sensem twojego istnienia. Od teraz należysz tylko do mnie.
Napięcie między nimi wzrastało. Taemin nie okazując strachu, trwał w ich niemym pojedynku spojrzeń. Nie zamierzał dać mu tej satysfakcji. Nie podda się. Splunął mu prosto w twarz.
- Tak, smarkaczu, bawić się nie będziemy - zadecydował władczo. Jednym szybkim ruchem przewrócił chłopaka na brzuch, a wyciągniętymi z kieszeni szlafroka kajdankami skuł ze sobą jego ręce. - Takito! - krzyknął.
- Wzywałeś, panie? - odezwał się spokojnym, ciepłym głosem, ubrany w garnitur mężczyzna, wychylając się z ram drzwi.
- Przynieś mi czarne pudełko - wydał krótkie polecenie, ze stoickim spokojem przytrzymując wyrywającego się Taemina na swoim miejscu.
Lokaj zniknął i wrócił dosłownie kilka sekund później, trzymając w dłoniach pokaźnych rozmiarów skórzaną walizkę. Położył ją tuż przy głowie chłopaka, zupełnie nieświadomie przycinając kilka kosmyków jego jasnych włosów. Nie mówiąc ani słowa, wyszedł.
Choi nie owijając w bawełnę, zsunął czarne spodnie razem z bokserkami z jego chudych bioder. Chłopak wierzgał nogami, jakby go obdzierali ze skóry. Mężczyzna jednak, nie zrażony, zdołał rozebrać go od pasa w dół całkowicie. Dopiero wtedy postanowił go puścić.
Taemin niemalże natychmiastowo skulił się w kącie. Z lekką obawą obserwował, jak jego - musiał przyznać - przystojny oprawca otwiera tajemniczą walizkę. W środku znajdowały się zabawki. Oczywiście takie dla dorosłych. Aż mu się słabo zrobiło. Mężczyzna wyciągnął duży, biały słój z czarną zakrętką i postawił go obok torby. Karcącym spojrzeniem omiótł sylwetkę chłopaka i po raz kolejny przyciągnął go do siebie. Lee w dalszym ciągu milczał, unosząc się swoją dumą i honorem. Nie miał szans, żeby się bronić. W ciągu kilku minut Choi uświadomił mu, jak bardzo jest silny.
Jakoś tak wyszło, że jego nogi zostały przypięte do ramy łóżka. Kajdankami oczywiście. Siedział tak w rozpiętej koszuli, czując nieprzyjemny chłód między udami i na innych nagich częściach ciała, a Choi, jakby zupełnie stracił nim zainteresowanie, z dziwnym uśmieszkiem przerzucał sobie tylko znane przedmioty wewnątrz czarnej walizki. W końcu przyjrzał się z uwagą Taeminowi. Spodobał mu się dostrzegalny zarys mięśni brzucha, dobrze rozbudowana klatka piersiowa z dwoma rozkosznie strerczącymi, różowymi skutkami i wystające żebra. Chłopak, pomimo panującego lata, był blady. Szczególnie oznaczało się to na szczupłych udach, które niesamowicie kusiły, by się nimi zająć.
Minho przysunął się bliżej leżącego chłopaka i niemalże oblizując się, wyciągnął rękę. Ciepłymi palcami przesunął po jego mostku w dół, docierając aż do pępka. Z rozbawieniem obserwował, jak Taemin spina wszystkie mięśnie i ledwodostrzegalnie drży, a mimo to, patrzy mu się prosto w oczy z intrygujacą zaciętością i zaciska wojowniczo pięści. Pogładził go po żebrach i trącił palcami jego sutki, na co chłopak tylko przygryzł wargę.
Mężczyzna czerpał nieopisaną przyjemność z podszczypywania, ciągnięcia, ściskania i drapania jego bladych brodawek. Przeciągnął tę zabawę aż do momentu, kiedy Taemin z rumianymi policzkami odwrócił wzrok. Pochylił się, leniwie podrażnił jednego sutka językiem i pzyczepił do niego niezbyt duży klips. Dokładnie to samo powtórzył z drugiej strony. Chwycił w dłoń jego powoli budzącego się do życia członka, a chłopak sapnął z zaskoczenia. Choi nacisnął palcem dziurkę na samym czubku i zaczął powoli poruszać ręką w górę i w dół. Powoli, bez pośpiechu pobudzał wrażliwe nerwy, bawił się, zaczepiał. Pełne gracji i estetyki ruchy podstępnie zabierały podświadomość Lee w rejony, których jeszcze nie znał. Dzielnie znosił torturującą go przyjemność i odetchnął, gdy mężczyzna w końcu zostawił jego stojącego w pełnej gotowości penisa. Nie zdążył porządnie nacieszyć się pozorną wolnością, kiedy dwa klipsy na jego sutkach zaczęły intensywnie wibrować, wydając z siebie cichutkie brzęczenie.
Minho z miną polującego kota przypatrywał się, jak samokontrola małego detektywa upada, jak zaczyna tracić nad sobą panowanie, jak własne ciało go zdradza. Chłopak wyginał się, wiercił i podrygiwał niespokojnie, próbując na zmianę raz pozbyć się tej zdradzieckiej rozkoszy, a raz spotęgować ją na tyle, by w końcu odpłynąć w słodki niebyt. Przy każdym takim ruchu jego penis napinał rozkosznie skórę przy pachwinach. Miał ogromny dylemat. Podniecony do tego stopnia, że myślenie zawodziło, trzymał się uparcie postanowienia, że nie da temu człowiekowi satysfakcji i słowem się nie odezwie. Zamknął oczy i zacisnął mocno szczęki. Coraz trudniej było mu oddychać.
Nagle sapnął zaskoczony. Poczuł zimne, niebezpiecznie śliskie palce pomiędzy swoimi pośladkami. Odruchowo chciał się skulić i zasłonić nogami. Nie był w stanie tego dokonać, a po pokoju rozległ się cichy brzdęk kajdanek.
Czuł, jak długi palec Choi zagłębia się w nim, delikatnie, ale stanowczo pieści ukrwione ścianki odbytu. Po jakimś czasie, zaczął wycofywać się tylko po to, by powrócić w liczbie mnogiej. Powolne rozciąganie miało w sobie coś tak niewyobrażalnie zmysłowego i ekscytującego. Na trzech palcach Minho poprzestał, a gdy ostatecznie je wyciągnął, Taemin z trudem powstrzymał jęk protestu.
Nie chciał otwierać oczu. Naprawdę nie chciał patrzeć na mężczyznę, kiedy usłyszał szelest opadającego na podłogę satynowego szlafroka. Nie potrafił jednak nie zerknąć... choćby na chwilę. Zrozumiał swój błąd, kiedy już nie mógł odwrócić wzroku. Ciemne oczy hipnotyzowały go, tonął w ich głębi.
Choi usadowił się między jego nogami i przyciągnął go do siebie, wciąż patrząc mu w oczy. Opuszkami palców pogładził jego kostki. Dotyk palił. Był wszędzie. Na jego łydkach, stopach, udach i biodrach. Mężczyzna zdołał spostrzec, że chłopak drży. Wykazał się wspaniałomyślnością i szybkim ruchem zerwał z niego czarne klipsy. Zabolało. Z leżącego tuż obok pudełka wyciągnął srebrną paczuszkę i prowokującym gestem pociągnął zębami, rozrywając ją. Taeminowi zakręciło się w głowie i opadł z powrotem na miękką pościel, zamykając oczy. Usłyszał jeszcze tylko dźwięk zakładanej prezerwatywy i został pociągnięty do pionu.
Minho, trzymając go za pośladki, delikatnie opuścił jego ciało na swojego członka. Chłopak z trudnością wpuścił go w swoje wnętrze. Nie chcąc dłużej zwlekać, pchnął mocno biodrami, wchodząc w niego do samego końca.
- Njia – wyrwało się Lee. Choi był duży. Przerzucił skute ręce przez jego szyję, bo tak łatwiej mu było utrzymać się w pozycji siedzącej i schował swoją twarz w zagłębieniu obojczyka mężczyzny.
Wszędzie czuł duże, chłodne i jedwabiście gładkie dłonie. Były na jego brzuchu, gładziły biodra i boki, przesuwały się powoli po żebrach, zaczepnie trącały opuchnięte i nabrzmiałe sutki, ściskały spięty kark i ramiona, przemieszczały się wzdłuż kręgosłupa w dół, aż zatrzymały się na kształtnych pośladkach. Bolało go niesamowicie. W całej tej okropnej sytuacji był tylko wdzięczny mężczyźnie, że zatroszczył się o niego na tyle, żeby zamiast bezdusznie zacząć go gwałcić, powoli kręcił biodrami, starając się przyzwyczaić go do swojej wielkości jak najlepiej.
Jedna z teorii mówi, że w krytycznej sytuacji z wrogiem powinno się współpracować. W końcu z takiej współpracy samemu można czerpać korzyści.
Taemin wychodząc z takiego założenia, uniósł się na tyle, ile pozwalały mu wszelkie krępujące urządzenia i z cichym sapnięciem opadł z powrotem na umięśnione uda mężczyzny. Minho musiał przyznać, że chłopak go zaskoczył - w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pozwolił mu na ten wyraz pozornej kontroli, ale tylko na chwilę. Zdawał sobie sprawę, z tego ile takie zachowanie go kosztuje. Przeniósł swoje dłonie na jego uda i w momencie kiedy po raz kolejny zaczął opuszczać się w dół, pchnął mocno biodrami, wchodząc w niego głębiej niż dotychczas. Taemin krzyknął cicho i odchylił się gwałtownie tak, że przed upadkiem uchronił go jedynie ręce przerzucone przez szyję Choi. Poczuł go w sobie naprawdę głęboko i intensywnie. Uniósł się po raz kolejny, a zadowolony z siebie mężczyzna, wypchnął biodra do przodu. I tak raz za razem poruszali się w akompaniamencie cichych pomruków, sapnięć, powstrzymywanych jęków i odgłosów uderzania ciałem o ciało.
Lee zaczął drżeć. Jego oddech nie był już nawet przyspieszony. Nerwowo łapał powietrze, prawie dusząc się jak przy szlochu i boleśnie zagryzał dolną wargę. Mocno napięty członek drgał w rytm ich ruchów. Minho złapał go za biodra, żeby uniemożliwić mu poruszanie się.
- Jęcz dla mnie - warknął głębokim barytonem i pogładził kciukami miękką skórę nad jego udami. - Powtarzaj moje imię - szepnął zmysłowo, owiewając oddechem jego lewe ucho. Chłopak drgnął niecierpliwie.
- Min-ho - wysapał z trudem, zacisnąwszy dłonie na jego barkach.
W nagrodę mężczyzna gwałtownie uniósł go i pchnął mocniej niż dotychczas. Skowyt, jaki wydobył się z gardła Taemina niósł w sobie posmak olbrzymiej namiętności i pożądania. Znów mógł czuć to ogłuszające zmysły tarcie.
- Ah... Min...nijah... Minho - wydusił piskliwie. - Minho... kya... Minho!
Z każdym powtórzeniem, jego pchnięcia stawały się coraz szybsze i mocniejsze. Odczuwał chorą satysfakcję ze sprawiania przyjemności wbrew czyichś przekonaniom. W końcu obydwu było dobrze, prawda?
- Minho! - wrzasnął pół przytomnie Taemin. Słodkie dreszcze rozeszły się po całym ciele, każdym nerwem poczuł jak ogarnia go zmysłowa namiętność. Wytrysnął gorącą, lepką mazią i opadł bez sił. Wciąż czuł w sobie poruszającego się mężczyznę. Już niedługo potem Minho osiągnął spełnienie, a chłopak zanurzył się w błogim niebycie.
Ranek przyniósł ze sobą nagłe otrzeźwienie. Taemin przetarł rękoma zaspane oczy i rozejrzał się, z ulgą stwierdzając, że jest sam. Niemal popłakał się ze szczęścia, gdy zauważył, że zdjęto mu wszelkie krępujące kajdany. Uznał, że najwyższy czas wynosić się stamtąd.
Odrzucił na bok przyjemnie ciepłą satynową pościel i chwycił swoje bokserki leżące na podłodze i z przesadnym entuzjazmem wciągnął je na swój tyłek. Pozostałe elementy garderoby odnalazł w dość oddalonych częściach pokoju. Będąc już w całkowicie skompletowanym stroju, ruszył do drzwi. Jakie było jego szczęście, kiedy w ostatniej chwili, tuż przed tym jak wyciągnął rękę do klamki, zauważył swój plecak. Zabrał go ze sobą i wyszedł.
Korytarz na zewnątrz upewnił go w przekonaniu, że znajduje się w bardzo ekskluzywnym apartamentowcu, tudzież hotelu. Wypolerowane na wysoki połysk marmurowe płyty zdarzyło mu się widzieć tylko w jednym miejscu, kiedy był na zleceniu w Moskwie. Nie zwracając większej uwagi na bogate zdobienia ścian, puścił się niemal biegiem w kierunku schodów. Schodek po schodku zeskakiwał w dół, modląc się w duchu, żeby nikogo nie spotkać.
Problem pojawił się, kiedy dotarł na parter, po przejściu, jak naliczył, siedmiu pięter. Przy długiej ladzie siedziały dwie elegancko ubrane kobiety, uzupełniając coś w stosach papierów. Przełknął głośno ślinę i siląc się na powagę, przeszedł tuż obok nich, pod same drzwi. Żadna z nich nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi. Taemin nie zauważył jednak, że oprócz ich trojga, w pomieszczeniu był ktoś jeszcze.
Minho odprowadził oddalającą się sylwetkę chłopaka wzrokiem, uśmiechając się przy tym tajemniczo.
Przez trzy kolejne dni Taemin chodził jak struty. Irytowało go wszystko, począwszy od zbyt głośno oddychających współpracowników, a skończywszy na drażniącej mieszance zapachów, która zmieniała się, w zależności od miejsca, w którym przebywał. Krzyczał zupełnie bez powodu na swoich podwładnych, którzy uciekali w popłochu na jego widok. Źródłem całego, wszechogarniającego go rozdrażnienia było wspomnienie najdziwniejszego, najbrutalniejszego, najwstydliwszego i najbardziej podniecającego seksu, jaki zdarzyło mu się przeżyć w ciągu całego życia. Za nic nie potrafił pozbyć się z głowy tego pogardliwego uśmieszku Minho ani sposobu, w jaki patrzył. Ciągle czuł na ciele jego dotyk, a na policzkach majaczył mu się rumieniec wstydu i upokorzenia.
Jego wzburzenie osiągnęło apogeum, kiedy przeglądając zawartość swojego plecaka odnalazł małą, zwiniętą w rulonik i przewiązaną złotą wstążką karteczkę. Drżącymi jak nigdy palcami zsunął frywolną ozdobę i rzucił okiem na treść zapisaną zgrabnym pochyłym pismem.
Nie zapomnisz. Należysz do mnie
Był gotów wstać i z miejsca złożyć niecodzienną wizytę panu Choi w celu wyjaśnienia jego szanownej osobie kilku niecierpiących zwłoki spraw, za pomocą kilku silnych argumentów… bądź argumentu siły. Zdołał jednak opanować swoje mordercze zamiary i ze spokojem wypisanym na twarzy obserwował jak uprzednio wrzucona do kominka karteczka płonie.
Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zachować się jak prawdziwy mężczyzna. Wykonał jeden, krótki telefon, a po chwili siedział za kierownicą swojego sportowego Cadillaca.
Kim Jonghyun przyjął go z otwartymi ramionami, jak zwykle zresztą. Ten niewysoki, ale dobrze zbudowany Koreańczyk był dla Taemina kimś w rodzaju sex-kolegi. W zasadzie był odrobinę ponadto, lecz wciąż zbyt mało, by nazwać go przyjacielem. Ot kumpel z korzyściami.
- Taem – rzucił przyjaźnie, otwierając mu drzwi. - Dawno cię tu nie było, już myślałem, że o mnie zapomniałeś – zaśmiał się.
Lee będąc w złym humorze, nie miał najmniejszego zamiaru wymieniać z nim żadnych uprzejmości i od razu zatopił swoje spierzchnięte usta w jego wprawnych wargach. Brutalnie, ostro i krótko.
- Chodź się pieprzyć – warknął dziwnie niskim, gardłowym głosem i nie czekając na odpowiedź, wtargnął do środka mieszkania Jonghyuna, ciągnąć go za sobą do jego własnej sypialni.
Standardowo, bez zbędnych ceregieli zaczęli zdejmować z siebie ubrania. Właściwie w większości robił to Kim. To był ich taki niepisany układ. Pewne rzeczy po prostu istniały we własnym zakresie i nie próbowali tego zmieniać.
Jonghyun ugryzł go w szyję. Kolejną ofiarą był obojczyk, po nim lewy sutek, skóra na ostatnim żebrze z prawej strony, wystające kości biodrowe i wrażliwe podbrzusze. Taemin zwykle targany dreszczami przyjemności, tym razem poczuł się… tak zwyczajnie. Bardziej bolały go wyczyny chłopaka, niż sprawiały przyjemność, ale nie przerywał. Uważnie śledził wzrokiem dłonie, które rozpinały jego skórzany pasek od spodni. Nie odrywał od nich oczu, nawet kiedy został zupełnie nagi, a one zaczęły pieścić jego członka.
Chciał to czuć. Bogowie, naprawdę chciał spędzić noc, ranek i może nawet cały dzień w objęciach Jonghyuna, ciesząc się przyjemnym uczuciem spełnienia. Nie dane mu to było. Chłopak naprawdę długo zajmował się jego przyjacielem, czasem w żartach nazywanym Tae-juniorem. Dotykał go, lizał, ssał, a on nadal nie potrafił tego poczuć.
- Taem, ja wiem, że ty chcesz, ale bez odzewu z dołu, to się nie uda – stwierdził w końcu zrezygnowany Kim.
- Ja pierdole – warknął tylko chłopak, w ekspresowym tempie ubrał się i wyszedł bez słowa pożegnania.
Znał jeden sposób rozwiązania tej patowej sytuacji. Zamierzał raz na zawsze pozbyć się źródła jego ostatnich problemów. Podjechał pod szklany biurowiec należący do korporacji Choi i niemal wtargnął do środka.
Z odnalezieniem biura prezesa nie miał najmniejszego problemu. Wjechał windą na ostatnie piętro i skierował się do największych drzwi. Jakaś kobieta próbowała go zatrzymać, pokrzykując coś o tym, że prezes jest zajęty, ale zignorował ją zupełnie. Wpadł do przestronnego pomieszczenia z tak bojowym nastawieniem, że aż dziwne, że wokół nie było słychać wybuchających pocisków, jak na polu walki.
Mężczyzna w ciemnoszarym garniturze siedział spokojnie za biurkiem, przeglądając jakieś papiery. Podniósł wzrok i uśmiechnął się szeroko na widok swojego gościa.
- Lee Taemin – mruknął zmysłowo, a ciarki przebiegły chłopakowi po kręgosłupie. - Czym zawdzięczam sobie twoją niespodziewaną wizytę?
- Milcz – warknął, z niepokojem obserwując, jak Choi zamyka drzwi na klucz.
- Ktoś tu jest nie w humorze – zaśmiał się cicho i pstryknął go w nos.
Krew się w Taeminie zagotowała. Tego było za wiele. Wziął rozmach i z całej siły popchnął Minho na ścianę.
- Zepsułeś mnie, kurwa – niemal wrzasnął nieco płaczliwie.
- Ja zepsułem ciebie? - zapytał z niedowierzaniem mężczyzna, unosząc do góry obie brwi.
- Przez ciebie mi, kurwa, nie staje. Masz to, do cholery jasnej, naprawić!
Choi roześmiał się serdecznie. Urzekło go zdenerwowanie Taemina i jego wybuch złości. Podszedł pewnym krokiem do drobnego ciała chłopaka, złapał go jedną ręką z boku szyi i przysunął do siebie.
- Masz na myśli, że inni przestali cię podniecać? - szepnął mu wprost do ucha, a językiem przesunął od małżowiny do linii szczęki i ugryzł go lekko tuż pod nią.
Chłopak zaniemówił. Momentalnie zrobiło mu się gorąco i niesamowicie dziwnie. To było dokładnie to, o co mu chodziło. No właściwie nie, ale działania Minho wywołały to, co chciał. Kolana mu zmiękły i oparł się o jego umięśniony tors.
Tego dnia naznaczyli swoją obecnością wiele mebli w biurze. Każdy kolejny raz był lepszy od poprzedniego. Taemin tego dnia stracił jakąś część wolności. Więcej nie wyszedł nigdzie bez prezesa Choi, a w zamian za to dostawał wszystko, czego chciał.
W zasadzie był zadowolony.