22.01.2015

Takie krótkie info od Gisy

Moi Kochani!
 Nadszedł dla mnie dość ciężki okres. Nie jest źle, ale czuję się pusta wewnętrznie. Wszystkie pomysły, wszystko to, nad czym ciężko pracowałam nie ma już dla mnie sensu.
 Nie mówię, że odchodzę.
 Mam jedynie wrażenie, że moja wena się wypaliła.
 Przez jakiś czas nie będę nic pisać... Chyba tylko tyle jestem w obecnej chwili stwierdzić.
Dziękuję wam wszystkim za to, że jesteście ze mną już tak długo. Nigdy o tym nie zapomnę i wrócę, obiecuję :)
Ah i jeszcze jedno.
Nie miejcie do mnie pretensji, po prostu mnie zrozumcie.
Pomimo, że raczej nie będę się aż tak bardzo udzielać, to zaglądać będę tu często. Jeżelibyście chcieli... cokolwiek... nie wahajcie się, zawsze odpowiem, a komentarze nie gryzą :)
Do zobaczenia
~Gisa

2.01.2015

Never give up - rozdział 8


 Chłopiec siedział w kuchni na jednym z białych, drewnianych krzeseł i przykładał sobie do oka woreczek ze zmrożonym groszkiem. Hoseok postawił przed nim na stole wielki kubek wypełniony po brzegi pachnącą owocami, świeżo zaparzoną herbatą. Usiadł na krześle obok i uraczył się łykiem kawy. Dziwne przeczucie podpowiadało mu, że tego wieczoru nie zazna snu.

 - Powiesz mi, co ci się stało?

 Wcześniej nie pytał o nic. Po prostu wpuścił wyglądającego jak siedem nieszczęść Jeongguka do środka i niemalże wepchnął go do łazienki. Twarz chłopca była cała wyciapana dziwnymi substancjami, wśród których rozpoznał elementy zapewne obiadu i bardziej poczuł niż zauważył farby olejne. Gdy brunet pod jego czujnym okiem opłukał twarz ciepłą wodą, do spektakularnego efektu doszło całe czerwone i podpuchnięte oko. Kazał mu zdjąć koszulkę i dopiero wtedy z przerażeniem uświadomił sobie, że Jeongguk przyszedł do niego bez kurtki, a na dworze było już naprawdę zimno. Chłopak pomrukiwał coś pod nosem, co wyglądało na sprzeciw, ale posłusznie się rozebrał. Jung wziął od niego brudną koszulkę i zrozumiał, dlaczego jego mały przyjaciel zrobił to tak niechętnie. Całą jego klatkę piersiową i plecy pokrywały blizny. Nie miały jakiś przerażających rozmiarów, ale było ich bardzo dużo. Bez słowa przyglądał się jego ciału, po czym wyszedł. Chwilę później przyniósł chłopcu czysty ręcznik i jedną ze swoich koszulek. Kazał mu wziąć prysznic i wyszedł, zamykając drzwi.

 A teraz siedzieli w kuchni lekko skrępowani panującą ciszą. Hoseok cierpliwie czekał, aż brunet zacznie mówić, nie chciał wywierać niepotrzebnej presji, choć aż gotowało się w nim ze złości.

 - Ja... - zaczął niepewnie chłopiec, patrząc na swoje kolana. - Moja mama... - spróbował znowu. - Bo tata... - mówił, ale nie potrafił powiedzieć nic więcej. Coś blokowało go od wewnątrz i za nic nie chciało pozwolić mu wyjaśnić całej sprawy.

Dwudziestolatek westchnął ciężko. Przysunął się bliżej Jeongguka i przytulił go do swojej piersi, głaszcząc uspokajająco po głowie. Dopiero wtedy wyczuł, że chłopak cały dygocze. 

 - Napij się, zrobi ci się cieplej - stwierdził z niemal matczyną troską i podał mu kubek ze stołu.

 Brunet napił się odrobinę i odstawił napój z powrotem na blat. 

 - Mój tata umarł dwa lata temu - szepnął w końcu głosem nie wyrażającym żadnych emocji. - Mama... Ona ma depresję... I coś jeszcze... Napady... Nie wiem. Jej czasem się wydaje... Ona myśli, że, że ja nie jestem Jeonggukiem, nie poznaje mnie, rozumiesz? Nie poznaje - jęknął płaczliwie, a jego ciałem targnął szloch. - Ale zaczęła się leczyć, było dobrze - chlipał rozpaczliwie - a teraz znowu mnie nie poznaje - zaskomlał i rozpłakał się na dobre. 

 Hoseok odrobinę spanikował, ale instynktownie mocniej przygarnął chłopaka do siebie i co raz szeptał pod nosem "cii, cichutko, spokojnie, no już".
Niestety Jeongguk nie potrafił zapanować nad emocjami. Było mu źle. Cierpiał i choć ramiona jedynego przyjaciela przynosiły mu dawno zapomniane uczucie bezpieczeństwa, bał się, nie do końca zdając sobie sprawę czego. 

 Mijała minuta za minutą, wskazówki dużego ściennego zegara nieustępliwie parły do przodu. Powoli rozpaczliwy szloch drobnego chłopaka ustawał, a drgawki jego kruchego ciała malały na sile. W końcu reakcje Jeona na ograniczyły się do niekontrolowanego pociągania nosem przy co głębszym oddechu. Ogarnęła go niespodziewana senność i zmęczenie. Ziewnął szeroko i właśnie wtedy pozostałość po płaczu dała o sobie znać, wyrywając z jego gardła odgłos podobny do tego towarzyszącego czkawce. Hoseok zdusił w sobie nagłą chęć parsknięcia śmiechem, bo poczuł, że chłopiec dosłownie zwiotczał mu w rękach i zaczął osuwać się w kierunku podłogi. Bez zbędnych słów wziął go na ręce, po raz kolejny dziwiąc się jego lekkiej wadze i zaniósł go na swoje łóżko. Sam położył się obok i pozwolił mu wtulić się w swoje ciało. Uspokajająco gładził go po trochę jeszcze wilgotnych kosmykach włosów i cicho nucił pod nosem jedyną znaną sobie kołysankę o królu, paziu i królewnie. Być może mu się przewidziało, ale Jeongguk uśmiechnął się mniej więcej w połowie drugiej zwrotki. 

 Jakoś tak się złożyło, że usnęli obaj.

 Rankiem Jeongguka obudziła rozmowa dwóch osób, w czyich głosach dopiero po chwili rozpoznał charakterystyczne tony swojej mamy i Hoseoka.

 - Naprawdę dziękuję ci, że zadzwoniłeś - powiedziała kobieta, a sposób w jaki to zrobiła, jasno wskazywał, że płakała.

 - Nie zrobiłem niczego takiego. Nie widzę problemu, żeby mógł tutaj zostawać za każdym razem, niech się pani nie martwi. Lubię tego dzieciaka i z przyjemnością się nim zajmę, kiedy tylko będzie taka potrzeba.

 - Oh - westchnęła z wdzięcznością i głośno pociągnęła nosem.  - Co ja bym bez ciebie zrobiła? Jesteś takim grzecznym chłopakiem. Twoja mama musi być z ciebie dumna... Cieszę się, że to właśnie ciebie mój syn poznał. Nie pozwól mu przestać cieszyć się życiem, proszę.

 - Obiecuję pani, że będę się nim opiekował.

 Jeongguk  przerwał im konwersację, pojawiając się w drzwiach. Popatrzył sennym, lekko otępiałym wzrokiem, na starszego kolegę, a potem na swoją matkę. Czując łzy zbierające się w kącikach oczu, zaniechał jakiejkolwiek próby odezwania się. Podszedł na miękkich nogach do zatroskanej kobiety i mocno ją przytulił. Ponownie rozległ się szloch, tym razem pełen ulgi.

  Hoseok się uśmiechnął. Patrząc na tę wzruszającą scenkę, zrozumiał, że ta dwójka, pomimo problemów, które na nią spadły, jest rodziną i razem to wszystko przetrwają. Poczuł w sercu zdradliwe ukłucie zazdrości: ile by dał, żeby mieć takie relacje ze swoją rodzicielką. Niestety miał świadomość, że do osiągnięcia takiego efektu, potrzebne jest zaangażowanie obydwu stron, a z doświadczenia wiedział, że jego matka nie wykaże żadnej inicjatywy...