12.12.2014

Never give up - rozdział 7


  - Mamo, jestem - krzyknął głośno, wchodząc do środka razem z Hoseokiem.

 Ciemnowłosa kobieta pojawiła się w drzwiach przedpokoju, ubrana w kolorową sukienkę z długimi rękawami, przepasaną białym fartuszkiem.

 - No nareszcie jesteś, obiad stygnie - powiedziała z wyraźną ulgą i niemal namacalną radością w głosie. - Och - westchnęła zaskoczona, gdy zauważyła gościa.

 - Dzień dobry - przywitał się Hoseok, uśmiechając się uroczo.

 - Dzień dobry - odparła mu wyraźnie zdezorientowana i pytającym wzrokiem spojrzała na swojego syna.

 - Mamo, to jest Hoseok, mój kolega. Pomoże mi w angielskim.

 Nadal lekko zdziwiona, zlustrowała "kolegę" Jeongguka wzrokiem i kiwnęła ledwo zauważalnie głową.

 Obydwaj poszli do pokoju bruneta. Hoseok czuł się dość dziwnie. Mama chłopaka zachowywała się tak, jakby nigdy w życiu Jeongguk nie przyprowadził do domu żadnego kolegi, a co więcej, kobieta przypominała mu matkę jego pierwszej dziewczyny, przez co poczuł się, jakby znowu był kilkunastoletnim szczeniakiem. Aż uśmiechnął się pod nosem.

 Rozsiadł się wygodnie na łóżku chłopaka, nie pytając o zgodę i oparł się o miękkie poduszki.

 - Ciemno tu - zauważył, z konsternacją patrząc na jedyną zapaloną żarówkę.

 - Lubię, jak tak jest - wyjaśnił brunet, ale zapalił pozostałe światła.

 Wyciągnął ze swojego plecaka wściekle czerwone książki do języka angielskiego i rzucił nimi w brązowowłosego. Dwudziestolatek wykazał się niezwykłym refleksem i zatrzymał je tuż przed swoją twarzą. Pośmiali się trochę i zaczęli naukę.

 Pani Jeon, mama Jeongguka, siedziała w kuchni i próbowała czytać gazetę. Tak jak zalecił jej psychiatra na terapii, szukała sobie jakiejś pasji, a jej zalążek znalazła w czytaniu ludzkich historii i dramatów życiowych, które były tak nieprawdopodobne, że sama się sobie dziwiła, czemu właściwie jej się to podoba. Jednakże od kiedy tylko jej syn wrócił do domu, nie potrafiła się na niczym skupić. Nie pamiętała kiedy ostatnio Jeongguk przyprowadził do siebie kolegę, a tym bardziej kolegę, który rzekomo miał mu pomóc w nauce. Nie bardzo chciało jej się wierzyć w to, że był to prawdziwy powód ich spotkania. Była tam już trzy razy, znajdując błahe powody, a to zaniosła obu obiad, a to ciasteczka, a to coś do picia. Za każdym razem zastawała ich faktycznie się uczących. Była z tego powodu niezwykle zadowolona i szczęśliwa, ale przerażał ją fakt, że Hoseok wyglądał na sporo starszego od jej syna. W dodatku chłopiec ani razu wcześniej o nim nie wspominał...

 Wyłączyła gaz pod czajnikiem, którego gwizdek wyrwał ją z rozmyślań i zaparzyła sobie melisę… trzecią tego wieczoru.

 Jung przeciągnął się, trzaskając głośno zastałymi stawami w łokciach.

 - Umiesz - stwierdził radośnie i poklepał Jeongguka po ramieniu.  - Jesteś demonem - skomentował wyczerpany do granic możliwości brunet. - Kto normalny czepia się o wygląd estetyczny liter? Rozumiem błędy w zapisie, ale to nawet nie jest nasz alfabet. Skąd ty w ogóle znasz tak dobrze angielski?

 - Mówiłem ci, moja mama jest nauczycielką. To byłby dla niej wielki wstyd i porażka w karierze, gdybym nie umiał - wytłumaczył, sięgając po kolejne ciastko, które przyniosła mama chłopaka. Przegryzł szybko kruchy wafelek i zaczął się podnosić. Tylko wstał, a jego kolana chrupnęły głośno. Obydwaj skrzywili się w tej samej chwili, co wywołało salwę śmiechu.

 - Będę leciał - oznajmił w końcu Hoseok.

 - Dajesz jakieś korki? - zapytał półżartem Jeongguk. - Masz mój numer - odpowiedział mu tajemniczo brązowowłosy i rzeczywiście, odprowadzony pod same drzwi przez bruneta, wyszedł.

 Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nowym kolegą Jeongguka, ciemnowłosa kobieta zerwała się na równe nogi i spojrzała na zegar, który samotnie wisiał na kuchennej ścianie pośród szafek. Dochodziła pierwsza w nocy. Nerwowo poprawiła spięte w wysoki kok kosmyki włosów i postawiła kilka kroków w stronę drzwi. Jej nastoletni syn praktycznie wyrósł tuż przed nią.

 - Ggukie - westchnęła zaskoczona. Chciała z nim porozmawiać o tym koledze. Odczuwała zwyczajną, matczyną troskę o swoje dziecko.

 - Coś się stało? - zapytał brunet zbyt upojony szczęściem, by zauważyć, że po raz pierwszy od dawna mama zdrobniła jego imię.

 - Nic, kochanie, idź spać. - Jednak nie była gotowa na taką rozmowę.

 Następny dzień okazał się być jeszcze lepszym od poprzedniego. Takie wrażenie miał nie tylko Jeongguk, ale także i jego mama. Rano rozstali się przy drzwiach wyjściowych i każde z nich poszło w swoją stronę. Syn do szkoły, a matka na terapię. Kobieta dostała okazję do powierzenia komuś swoich obaw. Zaskakujący jest fakt, że czasem łatwiej jest powiedzieć coś obcej osobie niż komuś, kogo zna się całe życie... życiowy paradoks, od co.

 Jungkook przekraczając drzwi swojej szkoły zażyczył sobie w duhu, żeby nic nie zepsuło jego humoru. Po sesji naukowej poprzedniego wieczoru, wyszedł z sali od języka angielskiego z przeświadczeniem, że Hoseok jest jakimś cudotwórcą, bo kartkówka na wstępie okazała się być dziecinnie prosta. Nie dość, że oddał ją jako pierwszy, to jeszcze napisał wszystko poprawnie, co zaskoczyło nawet zniewieściałą nauczycielkę. Kiedy wpisywała mu piątkę do dziennika, spoglądała na jego zadowoloną minę sponad okularów w czerwonych oprawkach, tak jakby sprawiało jej to wielką trudność. Dodatkowo jego radość spotęgowała myśl, która pojawiła się, gdy opuszczał już teren budynku oświaty. Ani razu nie spotkał tego dnia Banga i jego grupy. I nie chodziło tu bynajmniej o to, że wyjątkowo dzisiaj go nie zaczepiali, a o to, że żadnego z nich nawet nie widział...

 Wrócił szczęśliwy do domu, gdzie czekał na niego przepyszny obiad. Pani Jeon naprawdę się postarała. Ugotowała zupę pomidorową i małe pierożki nadziewane grzybami. To wszystko kojarzyło jej się ze zmarłym mężem, a jak zalecił jej terapeuta, powinna oswajać się ze wspomnieniami. Wymienili między sobą standardowe pytania i odpowiedzi, opowiedzieli sobie, co ich spotkało. Z każdym dniem nawiązywali coraz lepszy kontakt. Po skończonym obiedzie chłopak poszedł się uczyć, a wieczorem zawitał w domu Hoseoka, by razem z nim obejrzeć film.

 Taka sielanka trwała przez dobry miesiąc. Bardzo często Jeongguk przychodził do swojego starszego kolegi, albo na odwrót. Te ich spotkania bardzo często kończyły się wspólną nauką, a raczej pomaganiem brunetowi w nauce. Jung okazał się być bardzo dobrze wyedukowanym człowiekiem i jak wyjawił któregoś razu, studentem Akademii Sztuk Pięknych, oczywiście na kierunku taneczno-wokalnym. Czasem chodzili razem do wytwórni, gdzie chłopak poznał przyjaciół Hoseoka, których bardzo szybko polubił. Nawet jego mama zaczynała akceptować obecność dwudziestolatka w życiu jej syna i napawało ją to coraz mniejszym lękiem. Znalazła w międzyczasie pracę. Nie było to spowodowane żadnymi problemami finansowymi, a raczej chęcią na zajęcie czymś wolnego czasu.

 W pierwszy piątek grudnia, kiedy ulice zaczęły przypominać swoim wyglądem bajkowy, świąteczny świat, do drzwi mieszkania Hoseoka ktoś zadzwonił. Brązowowłosy z niechęcią oderwał się od telewizora. Był naprawdę zmęczony ciężkim treningiem i jego jedynym marzeniem było odpoczywanie. Otworzył z rozmachem drzwi i skulił się z zimna, kiedy lodowate powietrze uderzyło w niego z całym impetem. Momentalnie otworzył szerzej oczy, kiedy zobaczył przed sobą Jeongguka w takim stanie.

 - Hyung, mogę dzisiaj u ciebie nocować?

7.12.2014

Never give up - Rozdział 6

 - I powiedz mi, Jeongguk, jak to się dzieje, że znowu cię ratuję? - zapytał z pobłażliwym uśmiechem Hoseok, kiedy znaleźli się odpowiednio daleko szkoły, żeby nie usłyszał ich żaden z podwładnych Banga.

 - Nie wiem - odparł mu niemrawo brunet, wyrywając swoją dłoń z jego uścisku. - Ale i tak dziękuję.

 Dwudziestolatek zaśmiał się perliście i z rozmarzeniem spojrzał w niebo. Pomimo chłodnej, jesiennej aury, słońce świeciło dość mocno. Pogoda idealna na długi spacer... Gdyby tylko się miało czas.

 Idący obok licealista był lekko skołowany kolejnym niespodziewanym pojawieniem się "wybawcy", jak zwykł w myślach nazywać Hoseoka. Było to co najmniej zastanawiające. Bo owszem, można spotkać kogoś zupełnie nie znajomego i mu pomóc. Ale nie trzy razy z rzędu. Przypadek? Jungkook coraz bardziej zaczynał w to wątpić. Zdawało mu się, że jakaś tajemnicza siła popychała brązowowłosego do podejmowania odpowiednich decyzji, czego skutkiem było znajdowanie się w odpowiednim miejscu i czasie. Teorie spiskowe, rodem z kryminałów Agaty Christe pozostawił jednak w spokoju.

 Z lekką obawą zauważył, że od przeszło pięciu minut nie zamienił ani słowa ze swoim nowym znajomym. Pomimo tego, że cisza nie przeszkadzała żadnemu z nich, postanowił się odezwać:

 - Um... Hoseok-hyung...

 - Tak?

 - Gdzie my właściwie idziemy?

 Brązowowłosy zatrzymał się na chwilę i rozejrzał wokół. Nie zorientował się wcześniej, że podświadomie prowadził chłopaka do studia. Westchnął ciężko. Byli w tej części miasta, w której bałby się puścić bruneta samego, żeby wracał do domu. Z ociąganiem podjął jedyną, jak myślał, słuszną decyzję.

 - Pokażę ci, gdzie tańczę. Chcesz?

 Jeongguk uśmiechnął się delikatnie. Czuł się dobrze w towarzystwie starszego chłopaka, więc nie miał problemu, by ochoczo pokiwać głową, zgadzając się na jego propozycję. Wyciągnął z prawej kieszeni czarnych spodni telefon i wybrał numer swojej mamy.

  Hoseok obserwował go w milczeniu. Chłopiec zabawnie gestykulował, starając się uspokoić zmartwioną rodzicielkę, chociaż ta nie miała najmniejszej szansy tego zobaczyć. Było coś takiego w sposobie bycia bruneta, że budził w nim jakieś instynkty opiekuńcze, o których posiadanie nawet by się nie podejrzewał. Nie potrafił tego do końca wytłumaczyć, ale jakoś tak chciał być przy tym dzieciaku z problemami. Przynajmniej doszedł do wniosku, że Jeongguk ma jakieś problemy, bo przecież nikt normalny nie próbuje skakać z mostu... dwa razy. Ku jego własnemu zdumieniu, odczuwalnie mu ulżyło, kiedy chłopak tak chętnie przystał na jego propozycję. Spojrzał na niego kątem oka i mimowolnie się uśmiechnął. Być może nie powinien, ale chciał mu dać jak najwięcej powodów do śmiechu.

 - Chodź, mały - rzucił wesoło, gdy spostrzegł, że Jeongguk zakończył swoją rozmowę.

 - Nie nazywaj mnie tak - oburzył się brunet, śmiesznie nadymając policzki. Wyglądało to co najmniej zabawnie, więc Hoseok nie powstrzymał niekontrolowanego parsknięcia, przez co chłopak obraził się jeszcze bardziej.

 Mimo wszystko ruszyli w drogę pełną całkiem nieszkodliwych docinek i niemalże przyjacielskich, czy nawet braterskich zachowań. Więź między nimi była dziwna. Całkiem niedawno zaczęta znajomość była na takim poziomie, jak dla Jungkooka jeszcze żadna inna, a co więcej, wcale nie czuł się z tym źle... to samo tyczyło się brązowowłosego.

 Budynek wyróżniał się na tle innych w okolicy. Był ponadprzeciętnie wysoki i nowoczesny. Biało-szare ściany poprzetykane ciemnymi szybami okien sprawiały wrażenie zimnych i nieprzystępnych. Tuż nad frontowymi drzwiami dumnie prezentował się srebrzysto-szaroniebieski neon oznajmiający, że właśnie znajdują się naprzeciw podgrupy JYP Entertainment o wdzięcznej nazwie BigHit.

 Hoseok niemal tanecznym krokiem pokonał ostatnie metry dzielące go od wejścia i śmiałym gestem otworzył na oścież szklane drzwi. Ponaglającym ruchem głowy nakazał Jungkookowi wejść do środka. Chłopak rzucił mu tak powątpiewające i pełne niepewności spojrzenie, że brązowowłosy uśmiechnął się pod nosem i zręcznie zagarniając go ramieniem, wprowadził do przestronnej recepcji.

 Dwie ubrane w typowo biurowe stroje kobiety rzuciły im przelotne spojrzenie, odrywając się na chwilę od dotychczasowych zajęć. Zlustrowały obydwu z góry do dołu, po czym najzwyczajniej w świecie, niemo przyzwoliły im na wejście, pewnie dzięki rozpoznaniu twarzy Hoseoka, kompletnie ignorując ich obecność, powróciwszy do przeglądania stosu papierów.

 - Chodź, chodź - zachęcająco powiedział brązowowłosy, kierując się w stronę długiego, mocno oświetlonego korytarza.

 Brunet podreptał za nim, przebierając nóżkami z ponadprzeciętną prędkością, ponieważ wyraźnie podekscytowany Hoseok zaczął stawiać coraz większe kroki. Nagle zatrzymał się, a Jungkook idący z tylu, przez nieuwagę na niego wpadł, odbił się i padł na podłogę niczym bezwładny worek ziemniaków.

 - Żyjesz? - martwił się tancerz.

 - Ta - odpowiedział mu zdawkowo, podnosząc się i otrzepując spodnie na pośladkach.

 Dwudziestolatek nadal szczerząc się jak głupi do sera, otworzył jasnobrązowe drzwi ze sklejki i wszedł do środka. Jungkook nieustannie dziwił się, jak można przez tak długi czas być szczęśliwym. Całkiem normalne dla niego było roześmiać się z jakiegoś żartu, szczególnie jeżeli nie był on skierowany w stronę jego własnej osoby, ale cieszenie się z niczego przerastało możliwości jego dedukcji i stanowczo wykraczało poza wszelkie normy i zachowania, do których był przyzwyczajony. Czymś zupełnie innym był fakt, iż po prostu już nie pamiętał, jak to jest być wiecznym optymistą i czerpać z życia garściami. Bo warto zauważyć, że naprawdę taki był. Wszystko zmieniło się po śmierci ojca...

 - Masz jakieś dresy? - z zamyślenia wyrwało go pytanie Hoseoka, który wyciągał właśnie ze swojego plecaka niezidentyfikowane fragmenty garderoby.

 - Nie mam - oznajmił po chwili krótkiej konsternacji, z żalem zauważając, że tego dnia, akurat nie miał wychowania fizycznego i nie dysponował żadnymi spodenkami, czy chociaż koszulką na zmianę.


 - Nie masz? - zapytał niby sam siebie Jung i podrapał się ręką w czubek głowy. - To nic - powiedział już trochę głośniej i wyciągnął z plecaka kolejne sztuki ubrań. - Trzymaj - mruknął i rzucił koszulką i spodenkami w bruneta.

 - A po co mi to? - zdziwił się Jungkook, przyglądając się z zaciekawieniem otrzymanym przed chwilą ubraniom.

 - Potańczymy trochę.

 - My?

- No po to tu przyszedłeś ze mną. Zakładaj.

 W akompaniamencie niezrozumiałych sprzeciwów, wojny na łaskotki i głośnych salw śmiechu, dotarli w końcu do punktu, kiedy obydwaj mieli już na sobie stroje nadające się do wysiłku fizycznego. W między czasie wyjaśniło się również, dlaczego dwudziestolatek nosi ze sobą dwie pary takich ubrań. Kiedyś jego spodenki trzasnęły głośno podczas wykonywania jednego z kroków i nie miał żadnej możliwości przebrania się, dlatego zaczął stosować zasadę przezorny zawsze ubezpieczony.

Hoseok podszedł do stojącego w kącie odtwarzacza i włączył jedną z piosenek. Rozległy się dobrze znane obydwu dźwięki hiphopowej piosenki dość znanego zespołu. Zaczęli od normalnej rozgrzewki; kilku ćwiczeń rozciągających, by pobudzić do pracy zastane mięśnie. Później zaczęli tańczyć i ku zdumieniu starszego z nich, Jeonggukowi wychodziło to całkiem nieźle.

 Po dwóch godzinach, gdy na dworze zrobiło się już całkiem ciemno, padli zmęczeni na podłogę. Zachłannie pili wodę z butelek przyniesionych przez jedną z pracownic wytwórni.

 Nagle brunet zerwał się na równe nogi i uderzył otwartą dłonią o czoło.

 - Miałem się uczyć na angielski!

 Chłopak spojrzał na niego z powątpiewaniem.

 - Sprawdzian?

 - Nie, po prostu nauczycielka się na mnie uwzięła i mogę nie zdać. Mam dwanaście jedynek i jedną piątkę.

 - Nie bój się, pomogę ci - zaoferował się.

 - Wiesz, wolę nie. Wiem, jak kończy się takie uczenie... Wolę to zrobić sam - odmówił szybko, ściskając w dłoniach rąbek pożyczonej koszulki.

 - Zaufaj mi raz. Jak coś muszę zrobić to to zrobię - zapewnił.

 W rezultacie jakiś czas później stali pod drzwiami domu Jeongguka, by razem się pouczyć.