26.06.2014

Druga strona - dodatek


 Tego dnia pogoda dopisała. Po tygodniu nieustannego deszczu, w końcu wzeszło słońce, otulając ziemię ciepłymi promykami. Odżywione wodą kwiaty, zaczęły otwierać swoje kielichy, łaknąc tego życiodajnego światła.

 Minho postanowił tego dnia wybrać się na piknik razem z Taeminem. Miejsce, które wybrał, znajdowało się niedaleko bariery, osłonięte z każdej strony gęstymi ścianami drzew. Niewielka polanka, którą kiedyś przypadkiem znaleźli na jednym ze spacerów.

 Rudzielec przeciągnął się leniwie, leżąc na kocu tuż obok swojego przyjaciela. Uwielbiał takie chwile jak te. Ogólnie kochał ten świat, czerpał przyjemność z odkrywania tajników życia Arianów. Zaprzyjaźnił się z Dante, który pełnił rolę kamerdynera w posiadłości Choi i nawet wpadająca co jakiś czas pani Geun - babcia Minho - znalazła własny kącik w sercu chłopca. Jedyną niezbyt wygodną dla niego rzeczą były codzienne wędrówki do dziadka. To było tak daleko, a na dodatek musiał wstawać tak rano...

 - Minhooo - jęknął, podnosząc się do siadu.

 - Co?  - zapytał pół śpiąco brunet.

 - Mógłbyś dać dziadkowi to lusterko, żebym nie musiał codziennie tam chodzić?

 - Nie - odparł krótko. - To skarb przekazywany od dawna z pokolenia na pokolenie - dodał. - To lustro nie może być używane przez nikogo innego. Jedynie ci, których łączy prawdziwa miłość, będą w stanie się zobaczyć...

 - Miłość? - zapytał ze zdziwieniem chłopak.

 - Tae, wytłumacz mi, jak inaczej mam nazwać to uczucie - szepnął, przyciągając rudzielca za poły swetra do siebie. - Kiedy jestem z tobą, czuję się szczęśliwy, a kiedy cię nie ma, martwię się, nie jestem w stanie znaleźć sobie miejsca, wszystko nagle staje się nudne... Wciąż tego nie rozumiem. Ale to nie ważne - powiedział, spoglądając na czerwoną twarz Taemina. Wydała mu się ona podobna do wisienki, takiej słodkiej i delikatnej. Niespodziewanie przyciągnął głowę rudzielca do siebie i delikatnie ucałował rozchylone usta.

 Z gardła chłopaka wyrwał się cichy jęk zaskoczenia, ale i przyjemności. Nigdy by nie uwierzył, że coś takiego się mu przytrafi. Czym jest pocałunek wiedział jedynie z książek, a one i tak nigdy nie byłyby w stanie oddać całej gamy uczuć, które nagle go zalały. Niesamowite uczucie ciepła, delikatne mrowienie w policzkach. Czuł, że staje się czerwony, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Liczył się tylko Minho.

 To właśnie brunet był tym, który to przerwał. Delikatnie odsunął od siebie rudzielca i zanim na jego twarzy zdążyłby pojawić się grymas niezadowolenia, przewrócił go na plecy, samemu zawisając nad nim. Swoimi ciepłymi ustami znalazł wrażliwy punk w zagłębieniu obojczyka. Wysunął swój język i przeciągnął nim po wystającej kości, powodując ni to pisk, ni to jęk Taemina. Po chwili chłopak zaczął się śmiać.

 -  To łaskocze - wyskomlał pomiędzy spazmatycznymi napadami wesołości.

 Momentalnie jednak zesztywniał, kiedy poczuł, że Minho podciąga do góry jego sweter i obcałowuje cały jego tors.

 Mężczyzna przestał myśleć. To drobne ciało pod nim, ta cudowna twarz, na której malowała się przyjemność. Łapczywie zassał się na różowym sutku chłopaka. Za swój osobisty sukces uznał jego reakcję. Taemin zaczął się wiercić, a w jego spodniach widocznie zarysowało się wybrzuszenie. Sprawne usta i język bruneta schodziły coraz niżej, naznaczając bladą skórę krwistymi malinkami i bladoróżowymi śladami zębów.

 - Nie - pisnął przerażony rudzielec, kiedy Choi ze swoimi poczynaniami dotarł do jego podbrzusza.

 - Minnie - pieszczotliwie zdrobnił jego imię. - Zaufaj mi...

 - Nie - znowu wyjęczał chłopak, kiedy jego spodnie zostały rozpięte przez wprawne palce Minho, tym razem nie było w jego głosie tej stanowczości sprzed chwili.

 - Niby protestujesz - szepnął brunet, zaciskając dłoń na pobudzonej męskości rudzielca. - Ale tutaj jesteś całkiem twardy...

 Widząc jak bardzo Taemin się speszył, zaprzestał dalszego komentowania i skupił się na działaniu. Sprawnie pozbył się resztki ubrań chłopaka i z zafascynowaniem pożerał wzrokiem jego chude, blade ciało. Tak delikatne i niewinne, jak kwiat, którego nikt nie zerwał.

 Minho oblizał swoje palce i ostrożnie, nie chcąc skrzywdzić rudzielca, włożył w niego jeden. Chłopak cicho zaskomlał, czując dyskomfort, ale chwilę później westchnął z przyjemności, kiedy silna dłoń bruneta zacisnęła się na jego członku. Powoli poruszała się w górę i w dół, co jakiś czas przyspieszając, a później ponownie zwalniając. Doprowadzało to Taemina do białej gorączki, ale co biedny mógł zrobić? Nieprzyjemne uczucie dyskomfortu wkrótce minęło, a kiedy dodany został w końcu trzeci palec, fala przyjemności zalała drobne, blade ciało.

 Choi zachichotał pod nosem. Długo na to czekał, ale warto było. Taemin w końcu był jego. Urocze jęki, wydobywające się z gardła rudzielca dawały mu poczucie niesamowitej satysfakcji i zadowolenia. Nagle wyciągnął palce z ciała chłopaka i ugiął mu nogi w kolanach. Te poczynania skwitowane zostały jękiem niezadowolenia, ale zaczerwienione policzki sprawiały, że brzmiało to niezbyt przekonująco.

 Powoli wepchnął główkę swojego penisa w jego ciasny otwór. Chłopak pisnął z bólu, jednak nie chcąc w jakikolwiek sposób tego pokazać, sam wypchnął biodra, bardziej nabijając się na pulsującego członka Minho. Zachęcony brunet wszedł w niego głęboko, do samego końca. Kolejny pisk wydobył się z gardła rudzielca. Choi pochylił się nad nim i złożył namiętny pocałunek na jego ustach. Nie poruszył biodrami ani na milimetr, chcąc dać swojemu ukochanemu czas na przyzwyczajenie się do jego wielkości. Dopiero, kiedy Taemin zaczął się niespokojnie wiercić, wycofał się do tyłu i pchnął do samego końca, zahaczając o prostatę rudzielca.

 Było im niewyobrażalnie dobrze. Kołysali się w jednym rytmie, całkowicie zgrani. Razem osiągnęli spełnienie.

 - Kocham cię - szepnął niepewnie rudzielec, mając twarz wciśniętą w jego ramię.

 - Minnie - westchnął Choi. - Ja też cię kocham.

 Nawet się nie zorientowali, kiedy zaszło słońce, a świat pogrążył się w ciemności. To Minho pierwszy zaczął się ubierać, przy okazji zakładając Taeminowi jego ubrania. Chłopak przez cały czas krzywił się nieznacznie, na tyle jednak, żeby brunet to zauważył. Do domu został przeniesiony jak prawdziwa księżniczka.

 W tym miejscu ich historia wkracza na drogę tej "pięknej i szczęśliwej". Nie mieli w późniejszym życiu żadnych problemów, a ich miłość z każdym dniem rosła, tak jak dorastał Taemin. I mogę wam jeszcze zdradzić, że dobrze żyje im się do dzisiaj...

16.06.2014

Druga strona - część 4


- Co on do cholery wyprawia?! - zachodził w głowę Minho. Już od trzech dni próbował się skontaktować z rudzielcem za pomocą magicznego lusterka. Na próżno. - Sam dałem mu to lusterko, więc dlaczego się nie odzywa?!

- Panie, uspokój się, proszę - starał się załagodzić sytuację Dante, pilnując przy okazji, aby brunet nie zdemolował w swoim szale wielu cennych rzeczy.

- To już trzy dni, a on się dalej nie odzywa - wrzeszczał Minho.

- Może coś mu się stało - wysunął nieśmiałą sugestię jego służący.

- No chyba żartujesz! - wydarł się brunet.

Tymczasem po drugiej stronie panowało istne zamieszanie. Kiedy tylko Taemin przekroczył drzwi prowadzące do wnętrza posiadłości, jego dziadek niemalże rzucił się na niego, dziko wrzeszcząc i gestykulując. Zaczęło się klasycznie od długiego, pełnego oskarżeń wywodu, gdzie staruszek wymienił wszelkie znane sobie możliwości zakończenia życia przez swojego wnuka, a następnie wygłoszenia ciągnącej się w nieskończoność listy zakazów i nakazów, które miały od tamtej pory obowiązywać rudzielca. A Taemin, chcąc, czy też nie, po prostu zemdlał.

Przez trzy dni nie był w stanie odzyskać przytomności. Jego wątłe ciało trawiła gorączka, a nieustanne ataki kaszlu sprawiały, że zdzierał sobie gardło. Lekarz, który przyszedł go zbadać nie miał wątpliwości; chłopak albo cudem ozdrowieje, albo jego życie niebawem się zakończy z powodu zbyt słabej odporności.

Wokół panowała przeraźliwa cisza. Widocznie wszyscy spali, bo za oknem ciemne niebo i jaśniejący na nim księżyc wskazywały na to, że jest środek nocy.

- Taemin - usłyszał swoje imię wołane jego głosem. Przebudził się i zaczął przecierać swoimi drobnymi piąstkami oczy.

- Taemin - powtórzyło się wołanie. Lekko zdezorientowany zaczął się rozglądać po pokoju. Kolejna chwila ciszy upewniła go w przekonaniu, że musiał się przesłyszeć. Tak bardzo tęsknił za Minho, chciał go zobaczyć, móc znowu się do niego przytulić...

- Taemin! - tym razem głos był wyraźny i niemal krzykliwy. Lusterko, pomyślał chłopak, nerwowo przeszukując kieszenie.

W końcu znalazł. Drżącymi dłońmi przetarł szklaną taflę i niemalże ze łzami w oczach wychrypiał:

- Minho.

Obraz w lustrze zafalował, a chwilę później, zamiast bladego odbicia rudzielca, ukazał się w nim pokój Choi. Delikatne światło świecy padało na łóżko i stos poduszek, ale bruneta nigdzie nie było.

- Dzięki Bogu, Taemin, żyjesz - westchnął z wyraźną ulgą Arianin.

- Minho - jęknął z rozpaczą chłopiec. - Czemu cię nie widzę?

- To kara za to, że wcześniej nie odpowiadałeś.

Rudzielec usłyszał czyjś nieudolnie skrywany śmiech, a po chwili w  lustrze ukazało się oblicze Dantego. Uśmiechnął się szeroko, patrząc prosto w oczy rudzielca i szepnął konspiracyjnie:

- Nie martw się, pan po prostu stroi fochy.

- Oh - westchnął cichutko ze smutkiem Taemin. - Ja przepraszam... Dostałem gorączki, jak tylko wróciłem i byłem nieprzytomny przez jakiś czas i...

- Co? - po raz kolejny wydarł się Minho, momentalnie doskakując do lustra. - Dante, możesz już iść. Taemin, a teraz jak się czujesz?

- Już lepiej - szepnął, uśmiechając się delikatnie. Nie chciał w jakikolwiek sposób martwić przyjaciela.

- Taemin! - zawołał ktoś.

- Minho, ktoś jest pod drzwiami, porozmawiamy później - zdążył powiedzieć jeszcze rudzielec, zanim do pokoju wpadł rozradowany blondyn. Bardzo szybko chłopak schował magiczne lusterko pod poduszkę.

Na pierwszy rzut oka intruz wydawał się być człowiekiem niespełna rozumu. Jego głowę zdobiła fryzura dość rzadko spotykana. Włosy miał wygolone po bokach i pomalowane na blond, natomiast na środku układały się w jednym zgodnym kierunku, odcinając się ciemnym brązem od reszty. Wielkie zdziwienie budziło również jego ubranie. Upstrzone tysiącem kolorów zupełnie nie pasowało do panujących wówczas standardów, a dziwny krój tylko podkreślał ich zagraniczne pochodzenie.

- Wujek! - wrzasnął z entuzjazmem rudzielec i potykając się o własne nogi, podbiegł do mężczyzny i rzucił się mu na szyję. - Kiedy wróciłeś z Imperium?

- Po pierwsze nie mów na mnie wujek! - wydarł się bardzo wysokim głosem. - Jestem Key. K. E. Y.

Jakoś tak się złożyło, że słowo po słowie, Taemin opowiedział temu dziwnemu człowiekowi wydarzenia z przeciągu ostatnich dni. Co więcej, skończyło się to na tym, że rudzielec wylądował na kolanach swojego - jak się okazało - wujka. Ale ta rozmowa była potrzebna. Z całej rodziny, to właśnie Key był najbliższym sercu chłopaka człowiekiem.  Los chciał, że przez sześć miesięcy nie mogli się zobaczyć. Powód był prosty; Key, jako jedyny żyjący syn władcy, zastępował go na posiedzeniach w innych państwach, z uwagi na stan zdrowia starca.

- Więc tak to było... - westchnął dramatycznie mężczyzna. - Widzisz Tae, tobie jest ciężko, ale musisz pomyśleć, co czuł mój ojciec. Jest za ciebie odpowiedzialny, a ponadto cię kocha, co się często w królewskich rodzinach nie zdarza...

- Wujku... - przerwał mu rudzielec, wyraźnie chcąc zmienić temat. - Wiesz, nie musisz mnie trzymać na kolanach, nie jestem już dzieckiem.

- No wiesz, co? - oburzył się. - Powtórz mi to, kiedy już mnie przerośniesz. Poza tym, twoja matka, gdy była z tobą w ciąży, siadała mi tak na kolanach... Chyba najwyższy czas, żebym ci o wszystkim opowiedział.

- Key? - bąknął pod nosem Taemin, nie rozumiejąc, o co chodzi mężczyźnie.

- Moja siostra - Mei - tak jak ty, każdego dnia zbierała w lesie kwiaty dla ojca. I któregoś dnia znalazła pomiędzy drzewami nieprzytomnego człowieka. To był twój ojciec.

- Mój... ojciec? - zapytał z trwogą w głosie chłopak. Kiedy był młodszy, nie ważne jak długo szukał, nigdy nie mógł znaleźć choć wzmianki o swoim tacie. Z czasem utracił nadzieję na to, że kiedykolwiek dowie się, jakim był człowiekiem i czy kochał jego i mamę.

- Był pięknym mężczyzną - kontynuował Key, nie zważając na zszokowaną minę swojego siostrzeńca. -Miał włosy w jasnym kolorze, takim, którego my w Imperium jeszcze nie widzieliśmy. Twoja mama zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Pomogła mu, nie patrząc na protesty ojca. Ach.... - zamyślił się. - Jaki on był wtedy zdenerwowany... Mężczyzna, którym się zaopiekowała miał na imię Onew. Powiedział jej, że przybył z drugiej strony.

Mój ojciec był taki sam jak Minho, pomyślał rudzielec i z otwartą buzią zaczął wsłuchiwać się w dalszy ciąg swojej własnej rodzinnej historii.

- Muszę przyznać, że widać było po nim, że Mei nie była mu obojętna. Codziennie chodzili razem do ogrodu, a ojciec patrząc na nich, powoli przekonywał się do tego związku. Niestety powietrze po tej stronie źle działało na ciało Onew. Pewnego dnia po prostu zniknął. Parę miesięcy później okazało się, że twoja mama była w ciąży. Tak samo jak ty, miała słabe zdrowie. Odeszła zaraz po porodzie, ale do końca czekała na jego powrót - mówił, a łzy zbierały się w jego oczach. - Taemin, proszę cię, nie, ja cię błagam, nie przychodź do miejsca, w którym żyją ci ludzie. Z tego nie wyniknie nic dobrego.

Po tych słowach wyszedł, zostawiając Taemina. Chłopak zwinął się w kłębek na swoim łóżku i nie będąc w stanie powstrzymać łez, zaczął płakać. Skoro nawet Key zabronił mu spotykać się z Minho, to czy znaczyło to, że już nigdy się nie zobaczą? - Minho - szepnął  cicho, czując jak po policzku spływa kolejna słona kropla.

- Taemin - usłyszał głos przyjaciela. Zaskoczyło go to na tyle, że nie wiedział co zrobić. Nie mógł się przecież pokazać w takim stanie. Nie chciał pokazać mu swoich słabości, nie chciał by widział jak płacze. Najrozsądniejszym wyjściem wydało mus się po prostu zignorowanie wołającego głosu, dlatego otulił się szczelnie kołdrą i walcząc z bólem w sercu, zasnął.

Kilka dni później Taemin nadal obrażony był na swojego dziadka za wszelkie szlabany. Przeszło mu jednak na tyle, że przychodził na wspólne posiłki z władcą i Key. Nie ważne ile razy jego wujek starał się rozładować panujące wszędzie napięcie, za każdym razem kończyło się to milczeniem za równo ze strony rudzielca, jak i starca.

Siedzieli właśnie we trzech w salonie i jedli przygotowany przez kucharkę deser w postaci waniliowego puddingu z malinami i bitą śmietaną.

- Taemin - zaczął w końcu siwowłosy mężczyzna. - Twoja matka nie byłaby zadowolona, wiedząc, że zadajesz się z tymi ludźmi...

- Mei to twoja córka? - jego wypowiedź przerwało czyjeś pytanie. Na sam dźwięk tego głosu rudzielec poderwał gwałtownie głowę do góry i w szoku wpatrywał się w drzwi, gdzie chwilę później pojawiła się tak dobrze znana mu sylwetka wysokiego bruneta. - Czy ty jesteś dziadkiem Taemina?

- Minho - szepnął chłopak, ledwo powstrzymując się przed podejściem do niego i rzuceniem się mu na szyję.

Key uśmiechnął się szeroko i spojrzał na swojego ojca, który tylko nieustępliwie wpatrywał się w przybysza.

- Wybacz, że pytam w takim momencie - rzucił młody mężczyzna. - Ale z tego, co mówił Taemin, wynika, że jesteś Arianinem. Nie powinieneś może... nie móc tu przebywać? Jesteśmy dość daleko od bariery...

- Masz rację. Jakiś czas temu odkryłem falowość zmian działania bariery i wiem, kiedy "zasypia". Niestety raz się pomyliłem i przez to poznałem twojego, jak mniemam siostrzeńca. To jednak inna historia. Cóż... Tutejsze powietrze bardzo źle działa na moje ciało i naprawdę zaczynam rozumieć, dlaczego Onew umarł - wytłumaczył, patrząc prosto w kocie oczy Key.

- Onew? - zapytał bezmyślnie rudzielec. - Mężczyzna o tym imieniu umarł?

- Był samolubnym człowiekiem - stwierdził Minho, jakby zupełnie ignorując pytanie nastolatka. - Pokazał mi, jak przejść do tego świata. Zmusił mnie, bym przekazał jego ostatnie słowa. Wygląda na to, że nie mogę powiedzieć ich właściwej osobie, więc powinienem je powiedzieć jej ojcu, bratu i synowi."Przepraszam, że nie mogłem dotrzymać obietnicy. Ale kiedy to ciało zniknie, bariera mnie nie powstrzyma. Wrócę po ciebie. Kocham cię, Mei".

W oczach chłopaka zabłysły łzy. Zrobiło mu się tak... smutno. Stracił w jednej chwili nadzieję na to, że kiedykolwiek będzie mógł spotkać swojego ojca. Widział go w wypowiadanych przez Minho słowach. Niewypowiedziane słowo Tatusiu utknęło mu w gardle, nie chcąc wyjść. Mając za nic opinie swojego dziadka i wujka, podszedł do przyjaciela i z dziecięcą ufnością wtulił się w jego tors. Wyrwał mu się cichy szloch, a wtedy silna ręka z delikatnością pogłaskała go po głowie.

- Kiedy zmarł Onew? - zapytał w końcu władca, przerywając panującą ciszę.

- Miesiąc po swoim powrocie. Nie to jest jednak ważne. Taemin, przyczyną tego, że masz takie słabe ciało może być to, że w twoich żyłach płynie też nasza krew. Nie czułeś się słabo, kiedy byłeś u mnie, prawda?

Rudzielec miał mętlik w głowie. Myślał, że to przez radość z obecności Minho czuł się dobrze, ale gdy lepiej się zastanowił zauważył, że jego przeziębienie przeszło zaledwie po dwóch dniach, a kiedy przyszedł z powrotem do domu, wróciło.

- Szanuję swoje zdrowie, w przeciwieństwie do Onew. Taemin, chodź ze mną.

W zaskoczeniu chłopak odsunął się od bruneta. Spojrzał niepewnie na uśmiechającego się delikatnie Key i siedzącego ze zbolałą miną dziadka.

- Ja... Ja nie mogę tego zrobić - odparł w końcu. - Nie chcę więcej sprawiać problemów dziadkowi... Jest w porządku, dalej mogę rozmawiać z tobą przez lusterko. Proszę wracaj. Pospiesz się i wróć do siebie!

- Taemin... - szepnął zaskoczony Arianin.

- Mój ojciec umarł, ponieważ zaszkodziło mu tutejsze powietrze, prawda? Ciebie to też boli,

- Tae...

- Ja nie chcę, żebyś umarł... Nie chcę tego! - krzyczał przez łzy. Podszedł do przyjaciela i przytulił się jak do pluszowego misia.

Minho przygarnął jego rozdygotane ciałko i jak najdelikatniej mógł, mierzwił mu włosy, starając się jakoś go pocieszyć. Nie wiedział, co robić.

- Jeśli stąd odejdzie... Taemin już nie będzie czuł bólu? Naprawdę wyzdrowieje? Nic się mu tam nie stanie? - wypytywał się starzec.

Zaskoczony brunet patrzył na niego jak na ducha. Nie mniej zszokowany był rudzielec, który wyszeptał tylko ciche Dziadku i ponownie zaniósł się płaczem.

- Nie martw się o to, zaopiekuję się nim - zapewnił mężczyzna.

- Dobrze więc. Zostawiam to dziecko pod twoją opieką - zadecydował władca.

- Dziadku - jęknął smutno rudzielec, wtulając się w jego ciało.

- Pamiętaj tylko, dbaj o swoje zdrowie. Nie marzę o niczym innym, jak tylko, żebyś był zdrowy...

- Dziadku... będę mieszkał tak daleko...

- Przepraszam, że zepsuję wam tą scenę pożegnania, ale zapominacie, że Tae jest tylko w połowie Arianinem, co znaczy, że będzie mógł tu przychodzić, kiedy tylko będzie chciał, nie mylę się, Minho? - wypowiedział swoim dość znudzonym głosem Key.

- W rzeczy samej - zgodził się z nim brunet.

Od tamtego momentu Taemin na stałe wprowadził się do rezydencji Minho po drugiej stronie bariery. Zgodnie z obietnicą, każdego ranka przychodził odwiedzić dziadka i Key. W tym momencie można by powiedzieć, że żyli długo i szczęśliwie, ale ta historia nie jest jeszcze zakończona, a ich życie trwać będzie bardzo, baaardzo długo.

6.06.2014

Wymiana

 Było przeraźliwie nudno. A ja, Huang Zi Tao, nienawidzę nudy i nicnierobienia. Od siedmiu godzin jechaliśmy całą grupą na wycieczkę do miejsca, którego nazwy nawet nie pamiętam. Całe cztery dni w... Polsce. Tak, w ramach jakiegoś projektu wymyślonego przez dziwnego człowieka z ONZ, ja i kilkunastu innych chłopaków z Korei (mieszkałem tam, z pochodzenia jestem Chińczykiem) pojechaliśmy do kraju, który kojarzył mi się tylko z flakami i pierogami przywiezionymi kiedyś przez delegację Polaków do naszej szkoły.

 Na początku przylecieliśmy samolotem do nowego lotniska w Świdniku, który podobno jest miastem, ale w porównaniu z Seulem, to zwykła wieś z pasem startowym, a później pojechaliśmy autokarem do Lublina, który w moim mniemaniu już zasługiwał na miano miasteczka. Poznaliśmy tam naszych "partnerów" z wymiany międzyszkolnej.

 Pierwszą i najdziwniejszą rzeczą, a raczej osobą okazał się być przewodniczący tamtych chłopaków. Przedstawił się jako Kim Min Seok i naprawdę wyglądał jak każdy normalny Azjata. Zdążyłem zauważyć, że wszyscy wokół nazywają go Xiumin. Nawet nie próbowałem tego zrozumieć, bo strasznie bolała mnie głowa (zresztą tak jak zawsze, gdy lecę samolotem).

 Kilkadziesiąt kolejnych minut upłynęło w okropnie sztywnej atmosferze przy akompaniamencie przemówienia skomponowanego przez szanowną panią dyrektor, która nawiasem mówiąc przypominała mi kalafior... mniejsza z tym. Ostatecznie nie wytrzymałem i z gracją wyćwiczoną przez treningi wushu czmychnąłem do autokaru. Uradowany swoim małym zwycięstwem zupełnie nie pomyślałem o tym, że ktoś mógłby być w pojeździe.
       
 - O, cześć... em... Zi Tao? - powiedział, czy jak kto woli zapytał tajemniczy człowiek.

 Rozejrzałem się wokół, bo jak już się zostało na czymś przyłapanym, to trzeba przyjąć konsekwencje na klatę i z godnością, nie?

 - Tak, przepraszam, ale rozbolała mnie głowa - starałem się wytłumaczyć łamaną polszczyzną. Kiedy jednak zauważyłem, kim jest mój rozmówca, miałem ochotę uderzyć się ręką w czoło.

- Spoko, wiem, jak nudne bywają przemowy naszej pani dyrektor - odparł mi Xiumin płynną chińszczyzną. Skąd on do cholery znał mój ojczysty język?! - Mieszkałem przez kilka lat w Chinach, ale jestem z Korei - wyjaśnił, a ja poczułem się, jakby czytał mi w myślach. Tylko dalej zastanawia mnie, skąd wiedział, że jestem Chińczykiem... Przecież przyjechaliśmy z Korei. Dziwny człowiek.

 Chwilę później do autokaru zaczęła się schodzić reszta naszego mieszanego narodowościowo towarzystwa i w ten sposób dotarliśmy do punktu wyjścia - początku kilkugodzinnej, nużącej jazdy w Góry... Krzesłowe? Nie... To coś z mebli, ale... Już wiem! Stołowe.

 Dziwnym trafem Xiumin usiadł obok mnie no i cóż... Okazji do rozmawiania to my za wiele nie mieliśmy, ponieważ on usnął i żadne turbulencje spowodowane stanem polskich dróg, czy bardzo bezpieczne hamowania kierowcy nie były w stanie go obudzić. Dało mi to doskonałą okazję do przyjrzenia się mu.

 Twarz miał dziecinną, taką okrąglutką z pyzatymi policzkami i małym noskiem. Ciemne włosy nosił zaczesane do góry, ale niesforne kosmyki lekko opadały mu z lewej strony, co wyglądało niezwykle uroczo. Przez chwilę w mojej głowie egzystowała myśl, że mógłbym go zobaczyć bez ubrań, które zakrywały jego ciało. Wydawał się taki milutki i pulchniutki, w sam raz do przytulania.

 Kiedy w końcu męczarnie się skończyły, nadszedł czas na rozdzielanie pokoi. Nawet mnie nie zdziwiło, że moim współlokatorem został właśnie ten uroczy brunecik.

 - Tao - jęknął smutno, kiedy wchodziliśmy z bagażami na pierwsze piętro. - Zi Tao - powtórzył.

 - Co? - zapytałem, przystając na jednym ze schodków.

 - Nie mogę wnieść walizki.

 Miałem ochotę się zaśmiać. W którymś momencie dowiedziałem się, że jest ode mnie trzy lata starszy. Taki mały, taki drobny, taki słodki, a taki stary. Bez słowa postawiłem swoją torbę i zszedłem te kilka schodków w dół. Chwyciłem jego bagaż i jak gdyby nigdy nic zaniosłem go do naszego pokoju, po drodze zgarniając jeszcze swój.

 Przyszedł zaraz za mną i niesamowicie czerwony na twarzy usiadł na krześle. Spuścił wzrok i zaczął machać nogami. No naprawdę. Zachowywał się jak dzieciak.

 - A gdzie moja nagroda za pomoc? - zapytałem, śmiejąc się.

 Xiumin zaczerwienił się jeszcze bardziej, ale ku mojemu zdziwieniu podszedł do mnie i dał mi buziaka w policzek.

 - Dziękuję - szepnął przy tym cichutko.

 - Nie ma sprawy - stwierdziłem i rozczochrałem mu włosy ręką. Były niewiarygodnie miękkie i puszyste. Przeczesałem je kilka razy dłonią, rozkoszując się niewiarygodną jedwabistością tych ciemnych kosmyków.

 Z tego dziwnego transu wybudził mnie cichutki jęk chłopaka, kiedy przesunąłem palce na jego kark. Olśniło mnie, że od dłuższej chwili czerpałem przyjemność z tej czynności. Natychmiast zabrałem rękę.

 - Przepraszam - szepnąłem. Było naprawdę dziwnie, ale tylko przez chwilę. Twarz Xiumina rozjaśnił szeroki uśmiech, a perlisty chichot wyrwa mu się z gardła.

 - Nic się nie stało - rzucił wesoło, a ja zaśmiałem się razem z nim.

 Ponieważ późno przyjechaliśmy do miejscowości o nazwie Zieleniec, na resztę dnia dostaliśmy czas wolny. Oczywiście wcześniej zdołałem razem z moim nowym przyjacielem uciec z mega nudnej przemowy pani dyrektor po obiedzie i poszliśmy do naszego  pokoju.

 Byłem niesamowicie zmęczony więc od razu poszedłem pod prysznic. Ciepła woda rozkosznie działała na moje obolałe mięśnie, a słodki zapach płynu do kąpieli koił zmysły. Starałem się nie przesadzać z długością mojej kąpieli, ale samo tak wyszło, że spędziłem w łazience dobrą godzinę.

 W pokoju czekał na mnie lekko zdenerwowany Xiumin. Z gniewem oświadczył, że idzie się wykąpać i kategorycznie zabronił mi podglądać. Miałem taką cichą nadzieję, że jednak moje marzenia odnośnie zobaczenia go nago się spełnią, ale niestety. Odparłem mu śmiechem, a później usłyszałem klik przekręcanego zamka w drzwiach.

 W nocy było zimno. Chociaż nie. Zimno to za mało powiedziane. Po prostu wiało lodem. Dygotałem cały, pomimo koca i kołdry, którymi byłem okryty. Niespodziewanie poczułem, że coś lub ktoś gramoli mi się do łóżka. Mega zdziwiony zauważyłem, że to mój współlokator.

 - Mogę wiedzieć, co robisz? - zapytałem, starając się nie szczękać zębami.

 - Jest zimno - odparł. - A poza tym mam na to ochotę.

 Bez ostrzeżenia chwycił mnie za tył szyi chłodnymi dłońmi i przyciągnął moją głowę do pocałunku. Ciarki mnie przeszły, ale nie ze strachu czy coś. Po prostu zdziwiłem się, że tak łatwo i szybko zacząłem mu odpowiadać na pieszczotę. Może moje marzenia jednak się spełnią...