25.05.2014

Druga strona - część 3



Przyjemne ciepło, cichy monotonny rytm, spokój - to wszystko poczuł Taemin. Ledwo uchylił powieki zaspanych oczu i mruknął sennie. Ktoś delikatnie go przytulał, dotyk był tak znajomy. Jego głowa unosiła się powoli w górę i w dół razem z klatką piersiową, na której leżała. Ten spokojny rytm był efektem pracy serca, tuż przy jego uchu...

Moment, jak to przytula?!

Bardzo szybko się rozbudził, otwierając szeroko oczy, a to, co zobaczył sprawiło, iż cały zesztywniał z przerażenia, a może tylko z zaskoczenia. Leżał właśnie na Minho. Brunet niespodziewanie przekręcił się na bok, otaczając rudzielca też drugim ramieniem i mruknął coś pod nosem. On mnie przytula, pomyślał Taemin i zaczął się szarpać, żeby tylko wydostać się ze swoją drogą całkiem przyjemnego uścisku Minho. Z niepokojem zauważył, że jego przyjaciel się obudził i z rozbawionym wyrazem twarzy mu się przygląda.

- Obudziłeś się - stwierdził.

- Em? - bąknął tylko rudzielec i poczerwieniał na twarzy z zażenowania.

- Miałeś gorączkę i straciłeś przytomność - wyjaśnił brunet.

- Przepraszam - speszył się. Po raz kolejny jego słabe zdrowie dało o sobie znać. - Minho...

- Tak?

- Gdzie są moje ubrania?

Brunet roześmiał się perliście i z wyraźnym zadowoleniem patrzył na coraz bardziej purpurowiejącą twarz rudzielca. Zmierzwił mu dłonią włosy, odwrócił się do niego tyłem, wstał i zrzucił z siebie kołdrę. Taemin wytrzeszczył oczy. W przeciągu jednej chwili ten niezwykle piękny Arianin stał przed nim tak, jak go Bóg stworzył , co prawda tyłem, ale było na co popatrzeć. Delikatnie wyrzeźbione mięśnie na plecach, jędrne pośladki i smukłe długie nogi.

- Dante - krzyknął Choi. - Przynieś ubrania Taemina.

Spokojnie podszedł do szafy i zaczął zakładać bieliznę. Zupełnie zignorował fakt, że rudzielec patrzy na niego jak na boga i wcale nie robi tego dyskretnie. Gdy zapinał właśnie guzik od spodni, drzwi się otworzyły i ze szpary wysunęła się tajemnicza ręka z kupką ubrań poskładanych w kostkę. Bez słowa zabrał ciuchy i zamknął drzwi. Podszedł do przerażonego rudzielca i usiadł obok niego, wzdychając ciężko.

- Proszę - szepnął.

- Jak długo spałem? - zapytał chłopak z powątpiewaniem patrząc na swoje własne suche i wyprasowane  ubrania. Ostatnie, co pamiętał, to deszcz i zimno, przenikające jego ciało... Ale chwila, było coś jeszcze, to znajome uczucie... - Wydawało mi się, że będzie lało jeszcze kilka dni... - dodał po chwili, spoglądając na świecące za oknem słońce.

- Przespałeś całe dwa dni - odparł ze spokojem mężczyzna. - Nie pada, bo jesteśmy u mnie. W świecie, gdzie mieszkają Arianie.

- Co? - wysapał tylko w ogromnym zdziwieniu. - Ja chciałem wyjść tylko na chwilę.

- Ludzie wracają do zdrowia nieco dłużej. Gdyby to o mnie chodziło, wystarczyłoby, gdybym się zdrzemnął na kilka godzin.

Wydawało mu się, że coś jest nie tak, jak trzeba, od samego początku. Nerwowo rozejrzał się po pokoju i z ulgą stwierdził, że nie ma w zasięgu wzroku żadnych obcych ludzi, czy podobnych im stworów. Wykorzystując metody dziadka na uspokojenie się, wziął głęboki wdech i poczuł to. Powietrze było zupełnie inne. Całkiem świeże, jakby pozbawione pierwiastków innych niż tlen, albo jakby znajdowało się w nim coś ekstra. Olśniła go kolejna dziwna rzecz. Zero jakiegokolwiek bólu, czy to głowy, czy chociażby małego palca u stopy. I nie miał kataru. Po takiej ulewie, na pewno chorowałby przez dwa tygodnie, a tu nic.

- Minho - jęknął, czując zbierające się w oczach łzy. - Dziadek mnie udusi.

- Niby dlaczego? - zdziwił się brunet, instynktownie przytulając chłopaka.

- Uciekłem z domu... Nikt nie wie, gdzie jestem... - chlipnął. - A co, jeżeli wrócę, a on już nigdy nie pozwoli mi się z tobą zobaczyć?

- Już spokojnie - wyszeptał, opiekuńczo głaskając go po włosach.

Niespodziewanie Taemin cały się wzdrygnął i odskoczył od Minho, szczelnie opatulając się kołdrą.

- Co?

- Nie mam ubrań.

Choi zaczął się śmiać.


Dwie godziny później znajdowali się już przy barierze. W podróży dołączył do nich właściciel tajemniczej ręki, która podała ubrania przez drzwi - Dante. Okazał się być kimś w rodzaju sługi Minho. Był bardzo przyjazny i z wielkim zaangażowaniem starał się pocieszyć chłopaka.

- Muszę iść - rzekł rudzielec, spoglądając na migoczącą barierę.

- Weź to i idź już.

Choi podał mu niewielkich rozmiarów przedmiot ze złoconymi zdobieniami, układającymi się w różne fale i wzorki geometryczne. Taemin odwrócił go i ze zdziwieniem stwierdził, że dostał lusterko.

- Po co mi to? - zapytał, drapiąc się po głowie.

- To lusterko jest parą do tego, które mam ja. Jeżeli masz mieć karę i nie będziesz mógł przychodzić, wystarczy, że wypowiesz moje imię, a będziemy mogli porozmawiać.

- Ale, czy to w porządku, że dajesz mi taki skarb?

- Jeżeli go nie chcesz, to go zostaw - odparł mu podirytowany brunet.

- Nie! Dziękuję, Minho, jestem taki szczęśliwy - wykrzyknął i w przypływie radości rzucił się na szyję swojego przyjaciela. Trwali tak przez moment, a po chwili brunet chrząknął znacząco.

- Nie zabij się po drodze - przestrzegł go jeszcze, w chwili, gdy Taemin znikał za barierą.

Podczas drogi powrotnej i Minho i Dante milczeli. Atmosfera była dość niezręczna i wyraźnie obydwu przeszkadzała.

- Panie, czy to dobry pomysł? - odważył się w końcu zapytać blondyn. - To lusterko...

- Nie mów tego! - warknął Choi. - Zadecydowałem.

- Dobrze, panie.

W całej rezydencji zupełnie nagle zrobiło się niesamowicie pusto. Taemin był tam przytomny zaledwie przez kilka godzin, a zdążył wprowadzić swoją osobą prawdziwy gwar. Bez jego niezdarności cisza wwiercała się tępo w mózg, co było nie do wytrzymania. Cholera, pomyślał Minho.

21.05.2014

Druga strona - część 2


Kolejny dzień zapowiadał się równie słonecznie, co poprzedni. Od samego rana świeciło słońce, a temperatura z każdą godziną rosła. Ogrodnicy z wielkim poświęceniem pracowali nad pielęgnacją egzotycznych roślin, których stubarwne klomby tworzyły esy-floresy poprzetykane szmaragdową zielenią traw.

W cieniu rozłożystych drzew, ukryty pod ciemną peleryną, niemal bezszelestnie przemieszczał się młody panicz. Gdyby był to zwyczajny dzień, bez problemu założyłby swoje ulubione czerwone spodnie i cienki podkoszulek, jednak po wczorajszej kłótni z dziadkiem wolał nie ryzykować. 

Zaraz po pożegnaniu z tajemniczym Minho przybiegł do dworu. Wielce szczęśliwy pognał do pokoju swojego opiekuna i z głupkowatym uśmiechem rozsiadł się na jego łóżku.

- Dziaaaadku - zaczął po dziecięcemu przeciągać głoski. - A byłeś kiedyś po drugiej stronie?

- Po drugiej stronie? - zapytał starzec, marszcząc brwi. - Masz na myśli drugą stronę bariery?

Chłopiec pokiwał głową na potwierdzenie. Władca podszedł do łóżka i usiadł tuż obok niego, wzdychając ciężko.

- Nie... Kiedyś... Kiedyś, gdy byłem mniej więcej w twoim wieku próbowałem to zrobić. Gdy tylko zobaczyłem barierę, nogi się pode mną ugięły i niemalże zemdlałem ze strachu. Wiesz, ludzie mówią, że to miejsce jest przeklęte...

- A, dziadku... - przerwał mu Taemin.- Spotkałeś kiedyś osobę pochodzącą z drugiej strony?

Spojrzenie, jakim obdarzył go mężczyzna, sprawiło, że po całym jego ciele przeszedł dreszcz. Te przenikliwe czarne źrenice miały w sobie niemą groźbę, jakby ostrzeżenie. 

- Dlaczego pytasz? - zdziwił się. 

- No bo wczoraj... Ja spotkałem Minho przy barierze i on mówił, że jest stamtąd...

- Nigdy więcej tam nie idź, rozumiesz!? - wrzasnął. - Nigdy się nie zbliżaj do tego miejsca!! Ten człowiek może być niebezpieczny!

Po kilku kolejnych wypowiedzianych w gniewie zdaniach Taemin był pewien, że i tak pójdzie na spotkanie z  tajemniczym brunetem, który bardzo go sobą zafascynował. Kto to widział, żeby w ciągu kilku minut całkowicie uleczyć własne rany?! Do tego nabrał podejrzeń, że dziadek coś przed nim ukrywa. Bardzo mu się to nie spodobało. Dlatego, gdy tylko wzeszło słońce, ubrał się w zwykłe ciuchy i narzucając na wierzch pelerynę z obszernym kapturem, czmychnął z dobrze strzeżonej rezydencji.

Nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi. Idioci, pomyślał. Szedł lasem, czując na skórze wilgoć porannej rosy, która wraz ze wzrostem temperatury coraz bardziej parowała, tworząc ledwo dostrzegalną mgłę.

Po kilku minutach intensywnego marszu zaczął mieć kłopoty z oddychaniem. Było mu duszno, a ciężkie powietrze skraplało się w jego nosie, skutecznie utrudniając wymianę gazową. Rozejrzał się kilka razy za siebie, upewniając, że nikt go nie śledzi. W końcu pozwolił sobie na zdjęcie peleryny, którą złożył w kostkę i schował do jednej z licznych dziupli.

Dalszą drogę przebył w ślimaczym tempie, co chwila potykając się o wystające z ziemi korzenie starych drzew. Nigdy wcześniej tak bardzo nie narzekał na swoje słabe zdrowie i kondycję. Był tak bardzo sfrustrowany, że nie oszczędził nawet motylka, który przefrunął mu przed oczami. Zaczął na niego wrzeszczeć, niczym wiewiórka, której zabrano orzechy i nadymając usta ruszył w dalszą drogę.

- Spóźniłeś się - zimno stwierdził brunet, kiedy Taemin dotarł na polankę przy barierze.

- Przepraszam - wysapał, próbując złapać oddech. - Nie mam dobrej kondycji ani zdrowia, więc się szybko męczę - tłumaczył się.

Minho tylko spojrzał na niego swoim krytycznym wzrokiem i poklepał dłonią miejsce obok siebie, zachęcając rudzielca, żeby koło niego usiadł. Chłopak z wyraźną ostrożnością skorzystał z zaproszenia i nadal chrapliwie i ciężko oddychając oparł się o drzewo.

Panowała błoga cisza. Taemin przymknął oczy rozkoszując się ciepłem, jakie dawały promienie słońca. Było mu tak dobrze. Niemal zupełnie zapomniał o obecności bruneta. Ciepło, miło, przyjemnie...

Nagle wzdrygnął się cały i niemal krzyknął, kiedy jego błogostan zakłóciła para rąk bezceremonialnie położona na jego ramionach.

- Spokojnie, to tylko ja -wyszeptał mu na ucho Minho. - Zrelaksuj się, zrobię ci masaż.

- Dz...dziękuję - odparł rudzielec, jąkając się ze zdziwienia, ale i chwilowego szoku.

Delikatny dotyk długich palców na napiętych mięśniach działał na niego jak największa ulga. Dłonie Minho były takie duże i ciepłe, a pomimo panującego gorąca przyprawiały go o dreszcze.

- Zapewne nie wiesz wiele o mojej rasie, co? - zapytał niskim głosem brunet.

- Nic nie wiem - odparł sennie rudzielec.

- Opowiedzieć ci?

- Yhym - mruknął, poddając się relaksującemu odczuciu.

- Po drugiej stronie bariery jest świat prawie taki sam, jak ten. Powietrze jest inne i zamiast ludzi żyją Arianie. Jestem jednym z nich. Najstarsi z nas mają po kilkaset lat, ale z reguły nie żyjemy dłużej niż czterysta.Wiesz, to wy stworzyliście tą barierę. W przeszłości wielokrotnie dochodziło między naszymi rasami do walk. Ginęło wielu niewinnych, a gdy w końcu nastało porozumienie, ludzie zadecydowali, że nie chcą mieć nic wspólnego z Arianami, więc postawili barierę, która uniemożliwia wszelkie przejścia z jednego do drugiego świata. Czysto teoretycznie.

- No właśnie! - zerwał się nagle Taemin, odwracając w stronę Minho. - Jak to możliwe, że tu jesteś?

- Do tego właśnie zmierzałem - odparł spokojnie brunet. - Przez prawie sto lat badałem tą barierę i odkryłem, że natężenie dziwnych cząsteczek, nie mam pojęcia czego, zmienia się falami. Im jest ich mniej, tym bariera jest cieńsza i łatwiejsza do przekroczenia. Poza tym ludzie czują się w jej pobliżu naprawdę chorzy...

 - To znaczy, że jestem jakiś wybrakowany? - zapytał ze smutkiem w oczach.

- Nie wiem, mały, nie wiem.

Przez dłuższą chwilę milczeli. Słychać było tylko ich równomierne oddechy i gwar pracujących wokół owadów. Zawiał przyjemny wiaterek, niosąc ze sobą orzeźwienie. Rudzielec oparł delikatnie głowę o ramię mężczyzny, jakby bojąc się, że zostanie zepchnięty. Choi tylko się uśmiechnął i zmierzwił jego pół długie włosy.

- Minho... - szepnął cicho Taemin.

- Tak?

- Jak stary jesteś?

Na to pytanie brunet wybuchnął śmiechem i niemal zaczął płakać. Wydało mu się to tak mało ważne i absurdalne, że nie mógł się powstrzymać. Dopiero, kiedy zobaczył smutek w ciemnych oczach chłopka, opanował się i na tyle, ile mógł, uśmiechnął się przepraszająco.

- Całe sto szesnaście.

Od tamtej pory, każdego dnia spotykali się na tej samej polanie. Spędzali ze sobą czas na rozmowach, wygłupiali się i wzajemnie uczyli się o swoich rasach. Taemin był szczęśliwy i bardzo się cieszył, że zyskał tak wspaniałego przyjaciela, jakim był Minho. Wszystko układało się idealnie, aż do pewnego dnia.

Z samego rana zaczął padać deszcz. Przez całe śniadanie Taemin wpatrywał się z przerażeniem w spływające po szybach okien krople wody. Nie mógł przecież opuścić ani jednego spotkania z przyjacielem! W dodatku nie czuł się najlepiej. Jego policzki pokryte były niezdrową czerwienią, a drobnym ciałem raz po raz wstrząsały dreszcze. Mimo wszystko postanowił się jednak wymknąć z domu.

Założył na siebie płaszcz przeciwdeszczowy i już po chwili czmychał pomiędzy drzewami, potykając się raz po raz o wystające korzenie - jak zawsze.

Pomimo ochronnego materiału przemókł do suchej nitki. Było mu przeraźliwie zimno, ale uparł się, że musi spotkać się z Minho, więc szedł dalej.

Dotarł w końcu na polanę i nie zauważając bruneta, zaczął krzyczeć:

- Minho! Minho! Minho!

Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Ignorując wszechobecną wilgoć usiadł pod "ich" drzewem. Wstrząsnął nim dreszcz. To był zły pomysł. Ktoś z jego zdrowiem nie powinien wychodzić w taką pogodę z domu. Powoli zaczęła ogarniać go ciemność. Co chwila tracił i odzyskiwał przytomność, stale myśląc o Minho. Pospiesz się, wołał w myślach. Ostatecznie całkowicie pogrążył się w mroku, a ostatkiem świadomości zauważył, że upada na coś miękkiego. Pachnie jak on, zdążył jeszcze tylko pomyśleć.

13.05.2014

Druga strona - część 1




Wszystko, co zakazane kusi.  

Dwór rodziny władającej krajem, znajdował się głęboko w lesie. Ukryty przed oczami wszystkich.  W świętym miejscu, gdzie jeszcze nikt nie postawił stopy. Miał w sobie nutę mistycyzmu, czegoś nieosiągalnego dla zwykłych ludzi.  

Władca żył z poddanymi w całkowitej harmonii. Oni go kochali, a on dawał im wszystko, co najlepsze.

Las wokół dworu wydawał się złowrogi. Zupełnie jakby coś ukrywał. Potworną rzecz...

Przez sam jego środek przebiegała granica. Granica, której nie można było przekraczać. Nikt nie wiedział, co było po drugiej stronie. Wyssanymi z palca opowieściami straszono dzieci i zniechęcano śmiałków, którzy próbowali się zapuścić chociażby w okolice tej części. 

Taemin był wnukiem obecnego władcy. Kochał swojego dziadka i codziennie rano biegał po lesie, zrywając kwiaty. Potrafił się bawić godzinami w swoim własnym towarzystwie. Nie bywał samotny. Las był jego domem i przyjacielem. Wszystko, co w nim się znajdowało, było takie żywe i radosne. Nawet królewscy strażnicy nie byli w stanie upilnować tego dzieciaka. Zachowywał się tak, jakby zakazy go nie dotyczyły. Całkiem ponad prawem. Nigdy jednak nie odważył się przekroczyć granicy. Głupi nie był, a miał dopiero siedemnaście lat.

Nastał kolejny piękny dzień. Taemin obudził się z wyjątkowo dobrym samopoczuciem. Jego stan zdrowia nie był najlepszy. Odporność była w jego organizmie znikomymi szczątkami  i co rusz łapał jakieś potworne choroby.

- Dzień dobry, dziadku! - zawołał wesoło, zbiegając po schodach na śniadanie.

- Dzień dobry, Tae. Widzę, że czujesz się lepiej - odparł spokojnie mężczyzna.

- Tak - zamyślił się młodzieniec. - Pójdę dzisiaj do lasu, zbyt dawno tam nie byłem...

- Bądź ostrożny i pamiętaj...

- Tak, tak - przerwał mu. - Nie przekraczać granicy.

Staruszek tylko się zaśmiał i czule zmierzwił wnukowi bujną czuprynę rudych włosów. Nawet nie spostrzegł, kiedy z małego chłopca stał się młodym mężczyzną. Wyjątkowo przystojnym mężczyzną, zachowując odrobinę dziecięcej niezdarności i ciekawości świata. Bardzo go kochał. Jednak za każdym razem, kiedy na niego patrzył, czuł ból. Chłopak zbyt bardzo przypominał swoją matkę, jego jedyną, zmarłą córkę.

Po skończonym posiłku Taemin pobiegł ile sił w nogach prosto do lasu. Od razu odetchnął głęboko, czując tą świeżość i dzikość. Rozkoszował się zapachem i pięknem tej swoistej świątyni natury. Czuł to samo podniecenie, które zawsze towarzyszyło mu w tym miejscu. Czuł się jak fragment tego idealnego w swojej prostocie systemu. Nieskończona ilość gatunków drzew, krzewów i kwiatów, tysiące różnobarwnych ptaków wyśpiewujących leśnooperowe symfonie. Wszystko było cudowne.

- Chodźcie, moje kwiatuszki - podśpiewywał pod nosem.

Spacerował po dobrze sobie znanych ścieżkach. Zaglądał do zakamarków, gdzie znaleźć można było egzotyczne odmiany jaszczurek. Zrywał kolorowe kwiaty w jeden wielki bukiet. Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się tuż przy barierze...

- Ło, matko! - wrzasnął, potykając się o coś. - Kto normalny kładzie na środku lasu... O Boże, trup!

Momentalnie odskoczył od ciała leżącego pod jego nogami i cofnął się odrobinę. Leżący bezwładnie człowiek jęknął głucho - bynajmniej nieżywy nie był.  Taemin natychmiast rzucił cały bukiet na trawę i ukucnął przy nieznajomym.

- Hej, nic ci nie jest?

Strącił ręką kaptur z głowy nieprzytomnego człowieka i aż sapnął z zachwytu. Nigdy wcześniej nie widział tak pięknego mężczyzny. Ciemna oliwkowa skóra, długie pofalowane włosy, mocno zarysowana linia szczęki. Zaraz później przestraszył się nie na żarty. Cały lniany płaszcz nieznajomego przesiąkł brunatno czerwoną krwią, która nadal wydzielała intensywny zapach. Lekko go zemdliło, a w ustach poczuł metaliczny posmak.

Najpierw pomyślał, że przydałoby się sprowadzić pomoc, ale chwilę później z tego pomysłu zrezygnował. Dziadek dowiedziałby się, że zapuścił się tak daleko od domu i tak niebezpiecznie blisko bariery. Pociągnął się za włosy, rozpaczliwie próbując znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. W końcu, nie mogąc zrobić niczego innego, postanowił opatrzyć rany mężczyzny.

Przypominając sobie drogę do źródełka, pobiegł po świeżą wodę. Nabrał jej w prowizoryczne naczynia z łupin ogromnych orzechów. Chwilę później był już z powrotem przy tajemniczym brunecie. 

Z trudem odwrócił go na plecy i zdjął z niego górną część ubrania. Z niemym przerażeniem zamoczył chusteczkę w chłodnej wodzie i zaczął obmywać wszelkie skaleczenia pokrywające tors mężczyzny. Doliczył się dwudziestu nacięć na skórze. Mniejszych lub większych, ale jednak widocznych. Główkował się, co też ten człowiek robił w takim miejscu. Na sam koniec położył sobie jego głowę na kolanach i delikatnie przecierał jego twarz, głaszcząc jednocześnie jego miękkie włosy. Niespodziewanie nieznajomy otworzył oczy.

- Cz...Cześć - szepnął nieśmiało rudzielec. - Nic ci nie jest?

- Kim jesteś? - zapytał głębokim głosem brunet, przyprawiając chłopca o dreszcze na całym ciele.

- Jestem...

- Dzięki za pomoc - przerwał mu, podnosząc się do siadu.

- Nie rób tak! Twoje rany mogą się otworzyć - wrzasnął Taemin.

Brunet popatrzył na niego jak na kogoś ułomnego i z delikatnym uśmiechem przeczesał sobie włosy.

- Te rany lada moment się zagoją - wytłumaczył spokojnie.

Rudzielec oniemiał. Jak to możliwe, że mówi to z takim spokojem, jakby nic go nie bolało. Odruchowo zerknął na tors mężczyzny i otworzył szeroko buzię. Na jego oczach  głębokie rany na ciele bruneta zamieniły się w delikatne, bladoróżowe kreski.

- Przechodzenie przez barierę jest cholernie trudne - westchnął. - Jak próbowałem wrócić, to po prostu odrzuciła mnie na dość dużą odległość...

- Masz na myśli, ze próbowałeś przejść na drugą stronę?! To zakazane!

- W gwoli ścisłości, nie próbowałem tam przejść, ja próbowałem tam wrócić - zaśmiał się cicho. - Więc jesteś z tej strony, co? Nie powinieneś się czasem trzymać dalej od bariery?

- Ja...

- Taemin -  rozległ się krzyk. - Taemin.

- Muszę już iść - stwierdził rudzielec podnosząc się z ziemi. Rozejrzał się nerwowo wokół, jakby bał się, że ktoś go zobaczy.

- Czyli nazywasz się Taemin. Ja jestem Minho. Przyjdź tu ponownie jutro, dobrze?

Przez całą drogę powrotną do pałacu biegł, a uśmiech nie chciał zejść z jego twarzy. Minho... Minho... Nie potrafił przestać o nim myśleć. Wydawał się taki tajemniczy, a na dodatek pochodził z drugiej strony. I chciał się jeszcze spotkać! Wydawało mu się to tak nierealne, że zaczął myśleć, że ma problemy z głową. Jednak następnego dnia i tak poszedł na spotkanie... 


11.05.2014

Romeo i Julia




- Wu. Yi. Fan. Huang. Zi. Tao. - powiedział siwowłosy mężczyzna do dwóch chłopaków siedzących przed nim. Dokładnie oddzielał każdy wyraz ich imion, by podkreślić, jak bardzo by zdenerwowany. - Dlaczego znowu was tu widzę?

- A bo ja wiem? - prychnął blondyn z dziwnymi worami pod oczami.

Prawa powieka mężczyzny drgnęła nerwowo, a na czole wyskoczyła mu pulsująca żyłka. Zmrużył oczy i z najbardziej srogim wyrazem twarzy, jaki udało mu się przedstawić, wpatrywał się w obydwu uczniów liceum, którego był dyrektorem.

- Więcej szacunku, Zi Tao - syknął groźnie. - To wasza czwarta wizyta w moim gabinecie w tym tygodniu, a mamy wtorek.

- To nie moja wina, że ten durny niedźwiedź się pruje! - warknął z oburzeniem brązowowłosy. 

- Sam się prujesz, idź żreć hamburgery! - odparł mu wrzaskiem Huang.

- Pieprzona panda!

- Nieudacznik z Ameryki!

- CISZA! - wrzasnął mężczyzna, uderzając jednocześnie dłonią o blat biurka. - Jeszcze raz was tu zobaczę, a zostaniecie zawieszeni w prawach ucznia! I nawet nie myślcie, że ominie was kara! - krzyczał. Zerknął na kilka kartek leżących na wierzchu ogromnej sterty i uśmiechnął się podle. - Zgłoście się do pani Lee i pomóżcie jej w przygotowaniu przedstawienia.

- Ale - zaczął Kris.

- Żadnego ale, do widzenia!

Obydwaj wyszli z ponurego gabinetu dyrektora naburmuszeni, ale zaraz po tym, jak drzwi się za nimi zamknęły, obydwaj ryknęli głośnym śmiechem. Tak z nimi było. Dla świata wydawali się być wiecznymi wrogami, a w rzeczywistości łączyły ich ciepłe relacje.  Sami nie potrafili powiedzieć, dlaczego tak jest, ale od kiedy tylko pobili się dla zabawy w pierwszy dzień szkoły, ciągną tę szopkę aż do teraz.

Rozejrzawszy się po korytarzu, brunet popchnął nic niespodziewającego się Tao na ścianę. Oparł się rękami po obu stronach jego głowy i z uśmiechem oblizał usta. Blondyn jakby czytając mu w myślach, przybliżył swoją twarz do jego i delikatnie musnął wargami jego usta. Kris próbował pogłębić pocałunek, ale chłopak zgrabnie mu się wymknął.

- Później, Wu Fan, później - zachichotał.

Przybierając na powrót poważne miny, ignorując się wzajemnie, ruszyli powoli w stronę sali numer trzydzieści osiem, gdzie odbywały się zajęcia koła teatralnego. Królowała tam pani Lee, która nawiasem mówiąc miała trochę nierówno pod sufitem.

Zza drzwi wydobywały się stłumione odgłosy rozmów, śmiechu i całego gwaru, jaki właściwy był każdej szkole. Tao westchnął ciężko i pukając uprzednio, pociągnął za klamkę.  Obydwaj weszli do środka i rozejrzeli się po zdziwionych twarzach amatorskich aktorów. Przeważał na nich szok, pomieszany ze zdziwieniem. Zajęcia teatralne nie były zbyt szczególnie lubiane wśród społeczności męskiego liceum, a na dodatek Wu i Huang przyszli razem!

- W czym wam mogę pomóc, chłopcy? - zapytała pani Lee (jedyna kobieta w sali).

Nauczycielka była dość niska. Długie brązowe włosy nosiła upięte na czubku głowy w gustowny kok przebity szmaragdowo zieloną szpilką. Podkreślone czarnym konturem oczy miały kolor ciemnego brązu, a bladoróżowe usta wyginały się w delikatnym uśmiechu. Jedno spojrzenie wystarczyło, by stwierdzić, że jej zajęcia są lubiane głównie ze względu na jej atuty. Nie wahała się nosić bluzek z dużym dekoltem, a fakt, że uczniowie bezczelnie wlepiają wzrok w jej piersi, bynajmniej jej nie przeszkadzał.

- Dyro nam kazał przyjść i pomóc - wyjaśnił krótko Tao.

- Doskonale! - wykrzyknęła z nową dawką entuzjazmu. - Akurat brakuje nam dwóch aktorów do nowej sztuki! Zagracie główne role! Czytaliście Romeo i Julia?

- No chyba pani żartuje - oburzył się Kris. - Że niby ja mam grać z tą pandą zakochaną parę?

- Wu Fan, chyba zapomniałeś, że w tym momencie nie masz nic do powiedzenia. Zagrasz to tak, żeby dyrektor był zadowolony, zrozumiano?

Pani Lee momentalnie z przemiłej nauczycielki stała się potworem z piekła rodem i nawet Tao zaczął się jej bać. Obydwaj potulnie pokiwali głowami i nie patrząc na zbyt szeroki uśmiech kobiety, zaczęli czytać scenariusz.

- Huang, zagrasz Julię, jesteś niższy od Wu, dobrze?

- Tak... - odparł niepewnie.

Mimowolnie spojrzał na siedzącego obok Krisa. Brunet wytrzeszczył oczy i uderzył się z otwartej dłoni w czoło.  Skierował wzrok na Tao i zaśmiał się głośno.

- Pani sobie żartuje - stwierdził.

- CO TYM RAZEM?

- ekhem - odkaszlnął Wu.  -  "Ziść więc cel moich, stojąc niewzruszenie. I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie. Co to w ogóle za tekst? I że niby ja mam pocałować tego bambusożercę?

- W życiu nie dam się pocałować temu wpierdzielającemu hamburgery idiocie! - wrzasnął blondyn, odnajdując czytany przez chłopaka fragment.

- Zrobicie to i koniec tematu - warknęła zirytowana nauczycielka.

- Nie chciałbym się wtrącać - powiedział cicho jakiś chłopak. - Cztery linijki dalej, jest napisane, że Romeo ponownie całuje Julię...

- Cudownie - zawył z rozpaczy Kris.

Przez kilka kolejnych tygodni, dzień w dzień przychodzili po lekcjach na próby. Szło im naprawdę dobrze, lecz za każdym razem, kiedy ćwiczyli sceny z pocałunkami, obydwaj zakrywali swoje usta dłońmi i zbliżali swoje twarze tylko o kilka centymetrów. Strasznie drażniło to panią Lee, ale i tak była dumna z całokształtu.  Stroje wyglądały dokładnie jak te z epoki, a scenografia nie była gorsza od tej wystawianej w teatrze narodowym.

Nadszedł w końcu dzień wystawienia sztuki. Duma przepełniała nie małych rozmiarów piersi nauczycielki. Nikt się nie rozchorował, nikt niczego nie zapomniał. Widownia pękała w szwach. Cała szkoła chciała zobaczyć osławiony moment, kiedy ich najwięksi szkolni wrogowie będą musieli schować dumę do kieszeni i pocałować się kilkukrotnie na oczach wszystkich. Jaka szkoda, że nikt nie znał prawdy.

Przedstawienie trwało. Aktorzy robili wszystko, co w ich mocy, by wyszło idealnie. Zmiany scen. Różnorodne barwy głosów. Dziesiątki pięknych strojów. Główni bohaterowie. Wszystko dopięte na ostatni guzik.

Kolejna zmiana sceny.

- Niewzruszonymi pozostają święci, choć gwoli modłów niewzbronne ich chęci - powiedział Tao, stając naprzeciwko Krisa.

- Ziść więc cel moich, stojąc niewzruszenie. I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie - odpowiedział mu wyuczoną formułką brunet.

Wu Fan ujął twarz blondyna w swoje dłonie, stojąc bokiem do publiczności. Zapadła cisza. Wszyscy czekali na to, co zaraz miało się stać. Obydwaj patrzyli sobie w oczy. Ich twarze były coraz bliżej. W końcu jedne usta sięgnęły drugich, zastygając w delikatnym pocałunku.

 W jednej części sali wybuchły wrzaski oburzenia. W innej słychać było podniecone piski nie wiadomo których chłopaków. W pierwszym rzędzie powstało zamieszanie, bo pani Lee zemdlała. Niewzruszeni aktorzy kontynuowali swoje kwestie.

- Moje więc teraz obciąża grzech zdjęty - szepnął Tao tak, że gdyby nie mikrofon, nikt poza Romeo by go nie usłyszał.

Kris ledwo powstrzymał parsknięcie śmiechem, widząc zarumienione policzki blondyna. Co jak co, ale nie spodziewał się po nim takiej reakcji. Myślał, że to właśnie on będzie miał gdzieś, fakt iż całują się na oczach całej szkoły. Cóż, miłe zaskoczenie.

- Z mych ust? O! grzechu, zbyt pełen ponęty, niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie! Pozwól.

Ponownie pochylił się nad Tao i ucałował jego rozchylone wargi. Ten pocałunek należał do bardziej namiętnych i na pewno pani Lee byłaby zadowolona... Gdyby tylko odzyskała przytomność.

Dalsza część przedstawienia przebiegła pomyślnie.

- Dziękujemy wszystkim aktorom - powiedział na sam koniec dyrektor. - Zapraszamy na mały poczęstunek.

Rozradowany Huang bardzo chciał pójść i w końcu coś zjeść, ale niestety nie dane mu było zaspokoić głód. Niemalże zaraz po tym, jak zeszli ze sceny, ktoś popchnął go w stronę przebieralni i zamknął od środka drzwi.

Wszelka nadzieja na wycofanie się przepadła, gdy napastnikiem okazał się Kris. Brunet ujął jego twarz w dłonie i opuścił głowę.

- Kris...

Uniósł ręce, jakby go chciał odepchnąć. Wu Fan stłumił przekleństwo. Niech to szlag. Nie potrzeba tysiąca lat doświadczenia, by wiedzieć, że on go pragnie. Szczerze i całkowicie. Czuł jego pożądanie, było prawie namacalne. Dlaczego więc, do wszystkich diabłów, wciąż z nim walczy?

Przygotował się już na odrzucenie, ale ku jego zaskoczeniu Tao zawahał się, a potem, jakże powoli, wsunął dłonie pod jego Romeową koszulę, żeby pogładzić napięte mięśnie torsu. Dotyk był lekki, niepewny, ale całe jego ciało zaskwierczało w palącej potrzebie.

- Tak - wyszeptał.

Zamknął jego usta pocałunkiem, który nie był już żartobliwym drażnieniem się na scenie. Krisem owładnęła żądza cielesna.

Mógłby spłonąć.

Zrzucił koszulę, wplótł palce w jedwab jego krótkich włosów i wycałowywał głodnymi ustami linię policzka. Chciał czuć, jak jego ciepło rozgrzewa jego skórę. Zagłębić się w żarze jego życia.

Chwycił płatek ucha i mrucząc pieszczotliwe słowa, uniósł się, żeby pociągnąć za brzeg jego sukni.

- Tao, ja muszę czuć cię koło mnie - szeptał. - Chcę, dotykać twojej skóry.

- Co my robimy? - spytał cicho, gdy ściągnął mu suknię i rzucił na podłogę.

Popatrzył na niego z rozbawieniem, a dłońmi swobodnie badał smukłe ciało.

- Jeżeli jeszcze się nie domyśliłeś, mój miły, to ja robię coś złego.

Gwałtownie wciągnął powietrze, gdy kciukiem zaczął delikatnie drażnić sutek, aż stał się twardym pączkiem.

- To szaleństwo. Jesteśmy w szkole, napaleńcu.

- Nie przychodzi mi na myśl żadne przyjemniejsze szaleństwo. - Schylił głowę, żeby objąć wargami ten sterczący pączek.

Huang jęknął, kurczowo złapał go za ramiona, instynktownie wygiął się, zapraszając go bez słów.

Wu Fan pieścił językiem i zębami jego wrażliwe ciało, przytrzymywał rękami jgo biodra, żeby nie ocierał się o jego sztywny członek.

Chciał, żeby to trwało.

Osiągnięciu tego celu zagrażało każde uniesienie jego bioder.

Obwiódł językiem jego klatkę piersiową, zaczął pieścić drugi sutek.

- Kris...

- Podoba ci się to? - Lekko liznął jego pierś.

- Boże, tak.

- A to?

Po raz ostatni pociągnął za sutek, powędrował ustami w dół, zatrzymał się przy pępku, zanim zabrał się do poszukiwania skarbów czekających niżej. Rozsunął jego nogi i gładził wewnętrzną stronę ud. Potem miał ochotę przez chwilę podziwiać widok, jaki stanowiło jego ciało.

Blondyn napotkał jego spojrzenie. Jego wzrok płonął złociście, rysy złagodziła namiętność, której nie próbował już ukrywać.

- Kris?

- Jesteś taka piękna, Julio - zaśmiał się.

 Opuścił głowę i przesuwał ustami wzdłuż jego nogi. Chciał poznać każdy atłasowy centymetr jego ciała. Każdą drogocenną krągłość.

Bez problemu podniósł Tao i przeniósł na stół zawalony różnorodnymi ubraniami.

Wtulił twarz pod kolano, muskał ustami linię łydki i delikatną kostkę. Blondyn jęknął, kiedy zaczął ssać palce stopy, biodra uniosły się, ciało wygięło się w łuk.

- To łaskocze - westchnął, chociaż nie zrobił nic, żeby się cofnąć przed powolną pieszczotą.

- Masz łaskotki? - drażnił się z nim, liżąc jego stopę od spodu. Pisnął.

- Kris, przestań.

- Chcę posmakować każdy centymetr ciebie.

- Nie jestem pewny, czy potrafię to znieść.

- Zobaczmy, ile potrafisz znieść.

Chwycił jego drugą stopę i powoli zaczął posuwać się po nodze w górę. Już nie była rozbawiony, jęknął cicho.

Zatrzymał się, doszedłszy do gładkiej linii uda.

- Kris... proszę.

Z uśmiechem położył się między jego nogami.

- Czy tego chcesz, moja Julio? - Przesuwał językiem po wybrzuszeniu w jego bokserkach.

- Och... cholera. - Westchnął, wplątując palce w jego włosy.

Roześmiał się.

- Uznam to za tak.

Rozłożył go przed sobą jeszcze szerzej, gładząc pulsującą boleśnie męskość. Tao oddychał urywanie, uniósł biodra. Jego zapach ogarnął go całego. Był nabrzmiały, bolesny i zdesperowany, żeby znaleźć się głęboko w nim. Najpierw jednak chciał posmakować na swoich wargach jego spełnienia. Ściągnął mu całkowicie bokserki.

Sięgnął w górę, znalazł jego piersi i pociągnął za twarde sutki. Nie przestawał pieścić go językiem, poruszając się w stałym tempie. Oddychał spazmatycznie, palce wczepiał w jego włosy, nogami objął jego szyję. - Kris... -wydyszał.

Palcami drażnił jego dziurkę, co chwila wsuwając jednego i wysuwając. Powoli dokładał kolejne i zatrzymał się na trzech.

Był już blisko, wyczuwał jego mięśnie napinające się z rozkoszy, więc ostatnim, długim muśnięciem zepchnął go, z krawędzi. Zwinnym ruchem przesunął się nad nim i podczas gdy on wciąż drżał, posiadł jego wargi zaborczym pocałunkiem i pchnął głęboko. Jęknął, przesuwał dłońmi po jego plecach, by chwycić go za biodra. Jego smukłe ciało doskonale wpasowało się w ciało Krisa.

Powolnym ruchem wycofał się prawie do samego końca, po czym wbił się z powrotem w jedwabisty żar. Święci w niebie, ależ on był gorący i ciasny i ściskał go, jakby został stworzony właśnie po to, żeby trzymać go głęboko w sobie.

Obsypując jego twarz pocałunkami, Kris kołysał biodrami w przód i w tył, w stałym tempie, Tao objął go nogami w pasie. Podrapał mu skórę do krwi. Zachęcił go pomrukiem, ostry ból tylko wzmagał jego rozkosz. Wtulił twarz w jego szyję. Napięcie narastało, więc wsunął dłonie pod jego biodra i uniósł go, aby łatwiej mógł wychodzić naprzeciw coraz szybszym pchnięciom.

- Tao, dojdź ze mną - przynaglił go, czuł pod sobą jego drżenie.

 Blondyn zacisnął powieki, gwałtownie rzucając głową po ubraniach.

- Chyba nie mam wyboru - wydyszał.

- To dobrze.

Pieczętując jego usta pocałunkiem, zatopił się w nim. Poczuł jeszcze, jak zaciska się wokół niego, a potem zatracił się w potężnym orgazmie, który wstrząsnął nim do samej duszy.

No, no.

To się wydawało śmiesznym słowem.

Przynajmniej takie było jeszcze chwilę temu.

Nie było to słowo, jakiego Tao użyłby kiedykolwiek.

Teraz jednak, gdy starał się odzyskać oddech, uświadomił sobie, że naprawdę nie ma innego słowa na określenie tego, co się właśnie stało.

- Kris, ty niewyżyty erotomanie.

- Też cię kocham Julio - odparł mu brunet i delikatnie pocałował go w czoło.


4.05.2014

Wycieczka, on i on.

Wykorzystany motyw z dramy To The Beautiful You 

- Minho, Minho, Minho! - krzyczał rozradowany blondynek. - Minho!

- Czego się, łobuzie, drzesz? - dość chłodno przerwał mu wysoki brunet, co jednak nie do końca mu wyszło, bo kąciki jego ust uniosły się ku górze na sam widok chłopaka.

- No bo Minho, nasza klasa jedzie z klasą Key na zieloną szkołę do lasu w Osorezan! Pojedziesz? - wykrzyczał, skacząc wokół swojego przyjaciela.

Brunet tylko spojrzał na jego uradowaną twarz i już wiedział, że pomimo całej swojej niechęci do tego typu szkolnych wypraw, pojedzie, byle tylko uśmiech nie schodził z twarzy Taemina. To był jego największy problem. Nie potrafił odmówić temu małemu, podstępnemu diabełkowi w skórze aniołka.

- Jasne - powiedział, wysilając się na radosne brzmienie.

Chwilę później blondyn w tempie odrzutowca pobiegł prosto przez korytarz, śmiejąc się jak małe dziecko. Choi tylko odprowadził go wzrokiem, a kiedy Lee zniknął za drzwiami jednej z sal, dotarło do niego, na co właśnie się zgodził. przeczesał dłonią swoje ciemne włosy i ze świstem wypuścił powietrze. To się nie mogło udać. On i siedem dni w dziczy, z obiektem swoich westchnień i resztą szkolnej hołoty. Po raz kolejny wymierzył sobie mentalny policzek za brak asertywności w towarzystwie Taemina.

Kilka dni później wszyscy stali już przed ogromnym autokarem. Minho po raz kolejny, stojąc z niewielką walizką, miał ochotę po prostu uciec. Skutecznie powstrzymywał go wesoły trajkot kręcącego się wszędzie blondyna. Westchnął ciężko i pokręcił z rozbawieniem głową.

- Jesteś za młody, żeby tak wzdychać, Choi - odezwał się złośliwy głos za nim. - Nie masz jeszcze siedemdziesięciu lat.

Minho obejrzał się, powstrzymując grymas niechęci. Spojrzał na zadowolonego z siebie Kibuma i jeszcze raz westchnął. Byli przyjaciółmi, ale od kiedy na którejś popijawie wyznał mu, że zakochał się w Lee, Key zaczął robić wszystko, żeby prowokować dziwne sytuacje między nimi. Pewnego razu niby przypadkiem zamknął ich w składziku na piłki, innego razu, również niby przypadkiem przewrócił blondyna na Minho, a wtedy całą siłą woli musiał się powstrzymywać, żeby nie pocałować tych pełnych, rozchylonych z zaskoczenia ust Taemina. Miał już dość jego pomocy, ale mimo wszystko cieszył się, że ma takiego przyjaciela.

- Boję się myśleć, co tym razem wymyśliłeś - mruknął brunet. 

- A zobaczysz - szepnął konspiracyjnie i uśmiechnął się w ten swój koci sposób. - Wiesz, przed chwilą Jae Joon poprosiła mnie, żebym z nią usiadł, więc nie będę mógł siedzieć z Taeminkiem... Za to Geun Hye wydawał się bardzo zainteresowany zajęciem mojego miejsca, tuż obok takiego małego, słodkiego blondaska...

- Nie kończ -warknął Choi. - Kiedy do ciebie dotrze, że nie potrzebuję twojej pomocy?

- Zastanówmy się... - mruknął, drapiąc się po głowie i spoglądając w niebo. - Jak Taemin przybiegnie do mnie z okrzykiem: "Umma, Umma, mam chłopaka, chodzę z Minho!".

- Key - jęknął. - Jesteś wrednym, podstępnym, okropnym, zadufanym w sobie, rozpieszczonym...

- Najlepszym przyjacielem pod słońcem.

- Idź stąd, zanim mnie szlag jasny trafi - wrzasnął Minho i zamachnął się ręką tak, jakby chciał uderzyć Kima.

Momentalnie rzucił się na niego rozpędzony blondynek, wyjąc niczym syrena alarmowa. Otoczył jego szyję rękami, a nogami uczepił się jego bioder, ściskając najmocniej, jak tylko potrafił.

- Minho! - jęknął żałośnie, z czymś w rodzaju wyrzutu. - Nie zabijaj mi Ummy!

Stojący obok Key parsknął śmiechem i poruszając sugestywnie brwiami wyszczerzył się w stronę Choi. Zarzucając swoją bujną grzywą na bok, oddalił się od przyjaciół, ciągle prychając z rozbawieniem pod nosem.

Minho nie bardzo wiedząc, co robić, złapał chłopaka za uda i delikatnie, a stanowczo za razem od siebie odsunął.

- Młody, nikogo nie zabijam - powiedział, stawiając czerwonego na twarzy chłopaka na ziemi. - Po prostu Key...

- Taemin! - przerwał im krzyk.

Do chłopaków podszedł niewysoki brunet o dziwnym wyrazie twarzy. Staną przed blondynkiem i wyszczerzył usta w szerokim uśmiechu. Całkowicie zignorował stojącego obok Choi i drapiąc się po tyle głowy, zapytał:

- Minnie, usiądziesz ze mną?

Taemin zmieszał się i zaczerwienił ponownie. Nerwowo przygryzł wargę i spuścił wzrok na swoje buty. Nie zbyt uśmiechało mu się siedzieć z Geun Hye, bo za każdym razem, kiedy zostawał z nim sam, chłopak definitywnie się do niego dobierał.

- Ja...

- Minnie siedzi ze mną - wtrącił się Minho. - I nie pozwalaj sobie, bo dla ciebie to jest Taemin. Tylko ja mogę do niego mówić Minnie, jasne?

Napięcie było między nimi tak gęste, że z łatwością dałoby się je kroić nożem. Mierzyli się wzrokiem, wykrzywiając twarze w złowrogich grymasach. Brakowało tylko rewolwerów i toczącego się krzaku ostu, a byłoby zupełnie jak na westernie.

- Tylko ty? - prychnął Geun. - Co z Kibumem?

- To jest jego matka, a poza tym to nie twoja sprawa! Lepiej będzie, jak już sobie pójdziesz - wysyczał wściekle Choi.

Z pogardliwym uśmiechem brunet odwrócił się na pięcie i powolnym krokiem ruszył w stronę autokaru.

- Choi, pamiętaj - wrzasnął. - Ja nie zrezygnuję.

Taemin nie wiedział co zrobić. W jego mniemaniu Minho zachował się tak, jakby traktował go jako swoją własność. Jakby chciał go mieć tylko dla siebie. Zagryzł dolną wargę, czując, jak czerwień wpełza po raz trzeci tego dnia, na jego policzki. Przecież to, co pomyślał było absurdalne. Minho nie mógł... to było niemożliwe, żeby odwzajemniał jego uczucia.

- Chodź młody - westchnął brunet. - Można już wsiadać.

Był wściekły. Zdawał sobie sprawę z tego, że Geun ma w stosunku do Taemina plany skupiające się głównie na zaciągnięciu blondyna do łóżka. Za każdym razem, kiedy widział jego twarz, żyłka na czole zaczynała mu niebezpiecznie drgać, sygnalizując niechybny wybuch nienawiści.

Wsiadł niechętnie do autokaru i zajął miejsce dla siebie i dla blondyna tuż obok Kibuma i jego koleżanki. Zaraz za nim wszedł Taemin i ze swoim uroczym uśmiechem zaczął się rozglądać po całym pojeździe. Dopiero napotykając dziwne w swoim mniemaniu spojrzenie Minho, zwiesił głowę i powlókł się do niego.

- Naprawdę mogę z tobą siedzieć? - zapytał jakby wystraszony.

- Myślisz, że pozwoliłbym temu debilowi zająć miejsce koło ciebie, żeby mógł bez problemu cię obmacywać? Po moim trupie - odpowiedział mu, uśmiechając się ciepło.

Taemin tylko pokiwał głową, całkowicie się z nim zgadzając i usiadł pod oknem.

Potem zaczęło się dziać to co zwykle. Grupa dziewczyn uparła się śpiewać bezustannie tę samą piosenkę, co po chwili stało się irytujące niczym piłowanie mózgu. Komuś zrobiło się niedobrze i siedział z twarzą wciśniętą w plastikową torebkę. Jakiś chłopak ze słuchawkami na uszach słuchał muzyki tak głośno, że dochodziło z nich wyraźne buczenie, ale nie dało się zrozumieć słów, co było bardzo męczące. Ktoś otworzył paczkę straszliwie cuchnących chipsów serowo-cebulowych, a siedzący w pobliżu koledzy głośno protestowali.

Choi nie wiedział co ze sobą zrobić. Z jednej strony mógł po prostu pójść spać, ale mając świadomość, że Taemin siedzi tuż obok niego i z uporem maniaka wcina żelki, skutecznie blokowała w nim chęć zaznania odpoczynku w krainie snów. Wzdychał ciężko raz po raz, kontemplując, czy powiedzieć blondynowi o swoich uczuciach, czy nie, Cholera, nawet nie wiedział, czy młody jest gejem.

Z rozmyślań wyrwał go dotyk. Nie było to jednak przypadkowe szturchnięcie czy mniej przypadkowy kopniak. Na policzku poczuł muśnięcie ust tak lekkie i delikatne, że przez chwilę zastanawiał się, czy nie ma jakiś urojeń. W końcu niepewnie spojrzał na siedzącego obok Taemina.

- M..Minho - jęknął cały czerwony na buzi. - Dziękuję.

- Za co? - zapytał zdezorientowany Choi, z rozmarzeniem przyglądając się drżącym, różowiutkim wargom blondynka.

- No wiesz... - mruknął pod nosem. - Za to, że uratowałeś mnie przed Geun Hye.

Minho zaśmiał się lekko i zmierzwił pieszczotliwie czuprynę na jego głowie.

Po kilku godzinach jazdy dotarli do celu - wielkiego lasu w Osorezan. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, więc nauczyciele kazali rozstawić namioty. Przez jakiś czas Taemin stał przy jednym z drzew i obserwował mięśnie Minho, cudownie prężące się na jego nagich przedramionach. Oblizał spierzchnięte usta i westchnął cichutko. Choi był na wyciągnięcie ręki, a zarazem znajdował się tak daleko.

- Minnie - zwrócił się do niego brunet, nie przerywając pracy. - Powiedz mi, dlaczego nie rozstawiasz namiotu?

- Y... No bo ja... tego no...

- Zapomniałeś - stwierdził krótko Minho.

- Wcale nie! Po prostu myszy mi go zjadły - tłumaczył się blondynek.

- Idź to zgłoś i powiedz, że będziesz spał ze mną - westchnął brunet, kończąc rozstawiać namiot.

Wiedział, że właśnie przybił sobie gwóźdź do trumny. Wycieczka wycieczką, ale jeden namiot? Co prawda, nie wybaczyłby sobie, gdyby przez jego obawy Taemin musiałby spać z Kibumem, albo co gorsza z Geun Hye.

Po kolacji gotowanej na ognisku, wieczornych śpiewach i zabawach oraz po przedstawianiu grupie całego regulaminu, uczniowie mogli udać się na spoczynek. Minho leżał na swoim śpiworze, ponieważ było zbyt ciepło, by wchodzić do środka. Podobnie miał blondynek leżący obok. Wiercił się niespokojnie i wzdychał głośno, przyprawiając Choi o palpitacje serca. Brunet miał bardzo, ale to bardzo brudne myśli. Wyobrażał sobie jak Taemin głośniej oddycha i wije się pod jego dotykiem. Wiedział, że to zły pomysł, bo już po chwili zrobił się boleśnie twardy. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że nie miał jak sobie ulżyć. Przecież nie zacznie tego robić tuż obok Lee.

Nagle blondyn usiadł i przetarł czoło ręką. 

- Pójdę się przewietrzyć - oznajmił.

Jemu też nie było łatwo. Miał taką wielką ochotę, żeby wtulić się w umięśnione ciało swojego przyjaciela i po prostu zapomnieć o świecie. Wstawał powoli, ale z jego zdolnościami po prostu musiał się potknąć. Stracił równowagę i zaczął lecieć. Już przyszykował się na bolesne spotkanie na linii tyłek - ziemia, ale zamiast tego padł na Minho. Brunet odruchowo złapał go i przycisnął do siebie.

Nastała krępująca cisza. Patrzyli sobie w oczy, ich twarze znajdowały się zdecydowanie zbyt blisko siebie. Taemin nerwowo przygryzł wargę i spojrzał na pełne usta chłopaka pod sobą. Przełknął głośno ślinę.

- Mi..Minho - wyjąkał. - Prze...przepraszam.

Sam nie wiedział dlaczego jego głowa zaczęła opadać. Nie mógł się powstrzymać. Myślenie przestało działać. Był tylko Choi pod nim i jego rozchylone usta, których tak chciał posmakować. Już prawie ich dosięgnął, gdy niespodziewanie został przeturlany? Tak, właśnie Minho przeturlał go na drugą stronę namiotu i tym razem to on zawisł nad blondynem.

- Wybacz - mruknął tylko pod nosem i delikatnie ucałował jego wargi rozchylone w niemym szoku.

Czując ten smak, ledwo się kontrolował. Wysunął swój język i przesunął nim po ustach Taemina, niemo prosząc o wpuszczenie do środka. 

Chłopak nie umiał odmówić. Zaczął nieśmiało odpowiadać na przyjemną pieszczotę, a ich języki splotły się w szaleńczym tańcu. Poczuł na swoim brzuchu coś dziwnego i niepewnie sięgnął tam ręką. Jęknął z zaskoczenia, czując pod palcami wypukłą męskość bruneta i delikatnie, jakby bojąc się reakcji Minho, ścisnął jego penisa.

- Minho, kochaj się ze mną - jęknął.

Choi usłyszał ciche westchnięcie, gdy przesunął dłonie, obejmując jego biodra i odruchowo przyciągając do siebie.

- Taemin?

Pochylił się nad nim. Całe jego ciało płonęło. Niech to diabli! W tym momencie poczuł się tu jak w domu. Jego pragnienia były pierwotne niczym u neandertalczyka.

Chce, więc bierze.

- Co? - szepnął, odchylając głowę, gdy Choi ustami przesuwał po jego szyi.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie myślisz rozsądnie?

- Nie obchodzi mnie to.

Jego język znaczył parzącą ścieżkę wzdłuż jego obojczyka.

- Po prostu nie chcę, żeby nagle wrócił ci rozsądek i żebyś odkrył jakieś oryginalne miejsce, w które zechcesz mnie uderzyć - powiedział ochryple.

Zamiast odpowiedzi, Taemin odchylił się, żeby zdjąć bluzkę przez głowę. Odrzucił ją na bok.

- Mam nadzieję, że nie będziesz żałował - powiedział cicho, wyraźnie rozkojarzony, muskając sutki blondyna kciukami.

Lee zadrżał z podniecenia.

- Tak.

 Minho pochylił głowę, zaciskając usta na sutku.

Przymknął oczy, czując przechodzącą przez całe ciało przyjemną falę.

- Och... Boże, tak.

- A niech to... - Wciąż dręcząc językiem jego nabrzmiałą brodawkę, Minho z wprawą zaatakował zapięcie dżinsów i po chwili, przy pełnej współpracy Taemina, miał go na kolanach całkiem nagiego. Przyciągnął go do siebie i pocałował z desperacką namiętnością.

- Śniłem o tym od tak dawna, kochanie. Muszę wiedzieć, że to nie jest kolejny sen.

- Nie jestem snem - zapewnił.

Choi arsknął cichym śmiechem, przesuwając dłońmi wzdłuż jego pleców i bioder.

- To twoja opinia.

- Minho... - szepnął.

- Jesteś taki gorący. Mógłbym wtopić się w twoje ciepło.

- Myślę, że zrobiłoby ci się cieplej, gdybyś i ty pozbył się ubrania - zaproponował odważnie blondyn.

- O wiele cieplej. - Nerwowymi ruchami pomógł mu usunąć ostatnią dzielącą ich barierę.

Wstrzymał oddech, widząc, jak jest pobudzony. I nagle poczuł ucisk w gardle. Zamierzał uwodzić go powoli i rozkosznie, lecz teraz myśl o tym, że mógłby go mieć głęboko w sobie, sprawiła, że porzucił swój plan i zatrącił się w porywie pogańskiej namiętności.

Najwyraźniej błędnie odczytując jego wahanie, Minho uniósł rękę i delikatnie pogładził go po policzku.

- Jesteś tego pewien, Minnie?

- Tak - wykrztusił. Starał się zachować kontrolę nad pożądaniem. - W tej chwili to jedyna rzecz, której jestem pewien.

Choi przez dłuższą chwilę przyglądał się mu badawczo, po czym ujął w dłonie jego twarz i przyciągnął do siebie, by pocałować go słodko i namiętnie. Taemin przywarł do niego. Wcale nie przesadzał. W tej chwili nic nie wydawało się mu tak właściwe jak znalezienie się w objęciach Minho.

Czując dziwną pewność siebie, jakiej zwykle mu brakowało, przesunął dłońmi po jego muskularnej piersi. Skórę miał gładką jak jedwab, jakby zapraszał, żeby go dotykać.

Bez zastanowienia pochylił się i przesunął ustami po jego piersi, napawając się erotyczną mocą, która płynęła w jego żyłach.

- Mój bohaterze - szepnął, kontynuując pieszczotę. - Czy to ci się podoba?

- Tak. - Jęknął brunet. Zacisnął dłonie na jego biodrach i starał się zachować kontrolę.

- A to? - spytał szeptem, przesuwając się niżej.

- Boże, tak.

- A to?

- Taemin - wykrztusił, gdy Lee dotarł do napiętych mięśni jego brzucha.

- Tak?

- Nie przestawaj. To będzie jak sen. - Jęknął.

 Blondyn wydał gardłowy pomruk, powoli i z rozmysłem ocierając się o jego pierś. Każdy nerw jego ciała tętnił życiem, pobudzony niemal do bólu.

- Próbuję cię tylko przekonać, że nie jestem snem - Bez ostrzeżenia przesunął się niżej. Zabrakło mu tchu, gdy poczuł go między udami. Poruszał się ostrożnie, czując mrowienie w dole brzucha. Nagle Minho chwycił go za biodra. Miał zamglony wzrok.

- Wszystko, co robisz, utwierdza mnie w przekonaniu, że to tylko sen - szepnął.

- Potrzebujesz więcej dowodów?

- Nie, teraz moja kolej na pocałunki - oznajmił i przyciągnął go do siebie. - Zamierzam całować cię wszędzie.

Powoli i ostrożnie wycisnął na wargach Taemina palący pocałunek. A potem przesunął ustami po jego twarzy i wzdłuż wdzięcznego łuku szyi. Paznokcie blondyna zatopiły się w jego ramionach, gdy podciągnął go w górę, chwytając sutek zębami. Jęknął cicho i odrzucił głowę, pozwalając się unieść przepływającym przez jego ciało falom rozkoszy. Choi tymczasem zajął się drugim sutkiem, niemal doprowadzając Taemina do szaleństwa.

Pragnął mieć go w sobie. Poczuć jego mocne ruchy.

Ale kiedy starał się zbliżyć do niego, zdecydowanie uniósł go w górę. Stał chwiejnie, podczas gdy usta bruneta muskały napięte mięśnie go brzucha, od czasu do czasu przygryzając delikatnie skórę. Jęknął w proteście i gwałtownie otworzył oczy, kiedy usta zsunęły się jeszcze niżej na jego ciele.

Ledwie utrzymał się na nogach, kiedy poczuł jego język. Było coś niebywale dekadenckiego w tym, że stał nad nim, podczas gdy Minho zręcznie prowadził go do punktu, z którego nie ma powrotu.

W końcu pożądanie wzięło górę. Zamknął oczy i po prostu pozwoliła mu robić swoje.

Pieczołowicie szukał najczulszego miejsca, mocno trzymając go za biodra. Taemin zacisnął zęby, czując coraz mocniejszy nacisk. Tak dalece poddawał się narastającemu napięciu, że niemal w ostatniej chwili gwałtownie oderwał się od niego.

- Nie - szepnął.

Jakby wyczuwając, że pragnie poczuć go w sobie, Choi delikatnie opuścił go sobie na biodra, powoli wsuwając się do jego wnętrza.

Bolało. Zacisnął piąstki na ramionach bruneta i z cichym sykiem wgryzł się w jego obojczyk. Minho starał się być delikatny. Niczego nie pospieszał. Pozwolił blondynowi samemu nadziać się na pulsującą boleśnie męskość i powstrzymał odruch szarpnięcia biodrami ku górze. Dopiero, kiedy poczuł, jak Taemin delikatnie się kołysze, a ucisk jego zębów zelżał, zaczął delikatnie podrygiwać biodrami.

Lee westchnął i przywarł do niego jeszcze mocniej. Czuł, że nic i nigdy nie wydawało się mu tak właściwe, jak kochać się z Choi.

Przez chwilę tylko napawał się poczuciem spełnienia. Ale kiedy Minho pozostał nieruchomy, powoli otworzył oczy i spojrzał na niego pytająco.

- Minho?

- To ty zacząłeś uwodzenie, Minnie - powiedział ochrypłe. -1 ty możesz je skończyć.

Z uśmiechem oparł dłonie na jego piersi i powoli uniósł biodra, po czym osunął się z powrotem w dół.

Choi jęknął, a jego palce konwulsyjnie zacisnęły się na jego udach.

- Boże, zabijesz mnie. Jeszcze raz.

Taemin poruszał się powoli w górę i w dół. Uśmiechnął się z satysfakcją, napawając się świadomością, że Minho jest całkowicie zdany na jego łaskę. W tej chwili należał do niego. Był z nim związany tak blisko, jakby stanowili jedność. Jedną duszę. Jedno serce, bijące czy nie. Jedno ciało.

Dopiero kiedy poczuł, że jego mięśnie napinają się tuż przed spełnieniem, ustąpił i pozwolił, żeby brunet sam poruszał się wewnątrz niego.

Krzyknął w tej samej chwili, gdy zadrżał, zaciskając się na nim.

Na chwilę stracił poczucie czasu i pławił się w czystej rozkoszy, aż z cichym jękiem opadł na niego, kompletnie wyczerpany.

Był wstrząśnięty silnymi doznaniami, ale i dziwnie ukojony dotykiem ramion, które go przytuliły. Zupełnie jakby został zrzucony ze szczytu drapacza chmur, by wylądować bezpiecznie w objęciach Minho.

Być może wyczuwając, co się z nim dzieje, Choi pogładził jego zmierzwione włosy i złożył delikatny pocałunek na czole.

- Wszystko dobrze, Taemin?

Przytulił się do jego muskularnego ciała. 

- Lepiej niż dobrze.

- Nie rozważasz przypadkiem zabicia mnie?

- Na razie nie.

- To dobrze - zaśmiał się cicho, muskając ustami jego skroń. - Zawsze chciałem ci wyznać, że cię kocham.

Taemin zaśmiał się cicho i mocniej wtulił w rozgrzane ciało chłopaka. 

- Wiesz, że ja też?

Starali się jak mogli by być cicho. Czy im to wyszło? Nie dowiedzieli się nigdy. Rankiem byli dość bardzo zmęczeni, a sugestywne spojrzenia Key, przyprawiały blondyna o wypieki na twarzy. Po siedmiu dniach, razem z Minho wracali do domu już jako para.